BAJKA HAFCIARSKA O pięknie wiosny i czepcu wapienniku W tej bajce cofniemy się w czasie aż do lat, kiedy prababcia była jeszcze młoda. Zatem słuchajcie. Była wiosna. Karkonosz otworzył ziemię, która pokryła się złotymi pierwiosnkami. A przebiśniegom i śnieżycom rozkazał, aby dzwoniły swoimi dzwoneczkami na pobudkę wszystkim zimowym śpiochom, przesypiającym zimą na łąkach i w lasach pod śnieżną pierzyną. Po czym sam wyszedł, by skontrolować jak wszystko co żywe przeżyło okres zimowego głodu, dzięki zapasom w podziemnych spiżarniach. I czy są już przygotowane i miękko wyścielone gniazdka dla ptasich dzieciątek. I czy już wszystkie ślimaki otworzyły wieka swych domeczków i wysunęły różki. „ Witały go ze swych dziur myszki, kreciki machały mu ze szczytów swych kopczyków, pszczółka na pierwszej uczcie iwowej. Nawet trzmiele bzyczały na dobry dzień. A szpaczek ze swej budki głośno wykrzykiwał, że już wrócił do domu z zimowej tułaczki, i że jest znowu panem w swym domu. Karkonosz kroczył po górach jak zadowolony gospodarz. Nie podobało mu się tylko to, że od ludzi nie doczekał sią żadnego radosnego przywitania. „Hej, ludzie!" zagrzmiał na nich wiosennym gromem. „Łąki są już wystrojone jak druhny, ptaki wyśpiewują słońcu fanfary na przywitanie i tylko wy chmurzycie się z powodu kłopotów. Zamiast cieszyć się z wiosny, oczyma i rękoma przetrząsacie ziemią zamiast pogłaskać zielone latorośle trzymacie w rękach grabie i motyki!" Pradziadek i prababcia o tej porze roku zbierali z pola kamienie; pradziadek z motyką i taczką większe głazy a prababcia z koszykiem te mniejsze. Pradziadek postawił taczką i zdjął czapką, by również móc przywitać Karkonosza. Ale prababcia stale miała czoło zachmurzone: „Chłopy zaczną paplać, zapalą fajki a praca czeka!" Karkonosz nie lubił pochmurnych twarzy. „Słońce uśmiecha się a ty się chmurzysz, moja gospodyni" „Śniegi zmyły ze zbocza bruzdą ziemi a skała znowu urodziła dużo kamieni." rzekła prababcia i z wyrzutem dodała. „Gdyby Karkonosz gospodarzył na polu a nie przechadzał się tylko po górach Karkonoszach, nad lasami i pustkowiami, rozumiałby z pewnością ile pracy i sprzątania czeka po wiośnie na polu zanim będzie można siać!" Karkonosz pomimo tego stale ciągnął swój wątek: „ Wszystko wokół wstaje, kwiaty wiją się ku słońcu więc i ty - przynajmniej dzisiaj załóż świąteczną spódnicą z okazji obchodów święta wiosny!" Prababcia jakby Karkonosza nie słyszała i nadal na pradziadka nalegała by wziął się za pracą: „Tylko tutaj na darmo palisz a taczka z kamieniami ugrzęzła w rozmokłej ziemi. Sama nie pojedzie!" „Ale pojedzie," pokiwał wąsami Karkonosz i machnął cybuchem swej fajki jak czarnoksięską pałeczką. Taczka samoistnie odjechała aż do nasypu pod miedzą gdzie sama wysypała kamienie. "A teraz, gospodyni, proszę pójść się przebrać odświętnie i zatańcujemy sobie razem." „O rety, ale dlaczego, panie dobrodzieju?" dziwiła się prababcia. „Przecież nie ma dziś ani odpustu ani jarmarku!" „Tak tylko z samej radości nad pięknem wiosny," śmiał się Karkonosz. „Ja już zdążyłem tak wyozdobić łąki, że piękniejszego dywanu nie mają i w pałacu. A co wy, ludzie zrobiliście dla upiększenia wiosny?" „Dla samego piękna?" pradziadek z prababcią przypominali sobie, co robili i jak mogliby odpowiedzieć na pytanie Karkonosza. „Ja wybieliłam wapnem chałupę" pochwaliła sią prababcia. „A ja z kolei naprawiłem szczyt chałupy" dorzucił pradziadek. „Drewno wyblakło więc pomalowałem na brązowo cały szczyt krwią z woła, aby nie był rudy jak lis." Ja jeszcze zabarwiłam jajka w łupinach od cebuli i młodym życie, aby było dosyć pisanek, kiedy przyjdą kolędnicy z witkami,” powiedziała prababcia. I wymieniali dalej wszystko to, co zrobili w domu lub na swej górce na rzecz urody wiosny. „Wyczesaliśmy łąkę, motyką wyczyściliśmy potoki, aby woda mogła płynąć swobodnie, wybieliliśmy prześcieradła na słoneczku, zbieramy kamienie z pola.” „Ale przy tym wyglądacie jak strachy na wróble," rzekł Karkonosz. „Twarze macie zachmurzone. Zróbcie też coś dla własnej urody.” Prababci te słowa zbytnio nie spodobały się. Jaśnie panie Karkonoszu, nie mam czasu na przeglądanie się w lustrze. Muszę pracować na łące, na polu, w chlewie, w oborze i w domu w kuchni. Nakarmić wszystkie gardła to nie lada sztuka. Potomstwa mamy całą gromadkę. Nie mogę ani na chwilą odłożyć igły z nicią, stale zaszywam i łatam, co te urwisy porozdzierają, aby nie chodziły do szkoły jak wagabundzi. Wystarczy mi kiedy mogą powiedzieć, że kolejny dzień mam szczęśliwie za sobą." Karkonosz zastanawiał sią przez chwilą, pokręcił głową i tajemniczo uśmiechnął się; „Wie pani co, pani gospodyni, niech mi pani zrobi po każdym przeżytym dniu swego życia taką kropkę a ja wrócę p zapisy za rok." „Nie szkoda to marnować dziatwie papier na kropki? Po roku papier mogą zjeść myszy," powątpiewała prababka „Ale skądże na papier," sprostował Karkonosz. «Potrzeba bardziej trwałego zapisu, aby wytrzymał jako świadek xx czasy. Tkasz z mężem w domu płótno a igłą i nić też masz Ukrój kawałek płótna i za każdy dzień w roku zrób dxxx jeden mały węzełek." Kiedy upłynął rok Karkonosz przyszedł do prababci płótna z węzełkami. Prababcia z uśmiechem podałaxxx były wyszyte na białym prążku i uporządkowane jak Karkonosz przyjrzał się im i przyjął płótno z wyszytymi jako trwałe świadectwo tego, jak góralki przeżywają oxx „Przepiękne," rzekł z uznaniem. „Mateczko moja była góralem, pasowałbym cię na rycerza za to, dobra górali i piękna Karkonoszy. Ale jako góralkę u prababcia wtrąciła nieśmiało, Ja mam tylko zwykłą pod czepkiem." Karkonosz nie słuchał, zwinął ten pasek wyszyty w czepiec i zanim jeszcze oczepił nim prababcię, xxxx cię na królową Karkonoskich gór." Był to pierwszy z tych czepców, zdobiących co rok karkonoskich. Są z płótna tak białego jak wapno, którym upiększają tutejsze gospodynie ściany swych chałup wiosenną czystością. Dlatego czepce te nazywa się wapienikami wyszywane ściegiem łańcuszkowym, by świadczyć o miłości i pięknie życia ludzi, dla których góry stały się........... Tłumaczył: Andrzej Magala |
|
|
|