ze Słownika geografii turystycznej Sudetów -Karkonosze |
fragmenty z książki - ,,Karkonosze" autorzy -T. Steć W.Walczak |
fragmenty z książki ,,Karkonosze" autor -Marek Staffa |
WYBRYKI |
Artykuły z internetu |
|
Mons Giganteus, Riesenkoppe, Riesenberg, Schneekoppe, Pahrbek Sněžný, Sněžovka, Sněžka, Góra Olbrzymia, Śnieżna Kopa, Śnieżka Najwyższy szczyt 1603 m Karkonoszy i Sudetów. Wznosi się w Głównym Grzbiecie Karkonoszy tworząc doskonale widoczną piramidalną kulminację, przerastającą o blisko 200 m sąsiednie szczyty. Ku zach. poprzez wąską Przeł. pod Śnieżką, łączy się z rozległą Równią pod Śnieżką. Ku pn. wsch. ciągnie się wąski Czarny Grzbiet, a ku pd. (w CSRF) odchodzi grzbiet Růžové hory. Zbocza Ś. są b. strome. Od pn. opadają ok. 500 m wys. gołoborzem do Kotła Łomniczki, a od pd. zach. do głębszego o 100 m Obřiho dolu. Od pd. wsch. pomiędzy ramię Růžové hory a Czarny Grzbiet wciska się Slunečne udoli. Ś. zbud. jest w najwyższej partii z twardych hornfelsów, a w części zach. także z granitów. Cały szczyt pokrywa rumowisko skalne, opadające do Kotła Łomniczki olbrzymim gołoborzem. Na głazach i pomiędzy nimi rosną liczne gat. górskiej roślinności, charakterystyczne dla piętra alpejskiego i obszarów subarktycznych. Na skałach występuje żółty porost wzorzec geograficzny (Rhizocarpon geographicum) oraz liczne gat. mchów. W rumowisku skalnym występują grunty strukturalne (wieńce gruzowe), na których rosną kępy situ skuciny (Juncus trifidus), kostrzewy niskiej (Festuca supina), mietlicy skalnej (Agrostis rupestris) i widłaka alpejskiego (Lycopodium alpinum). Spotkać także można sasankę alpejską (Pulsatilla alpina), kuklika górskiego (Geum montanum), pospolitą u nas szarotę norweską (Gnaphallum norvegicum), jastrzębca alpejskiego (Hieracium alpinum) i szereg innych rzadkich gat. Tak interesujący zespół roślinności wykształcił się w wyniku panującego na Śnieżce charakterystycznego mikroklimatu, który odpowiada znacznie wyżej położonym strefom, w innych górach wysokich lub obszarom subpolarnym. Średnia roczna temp. na Śnieżce wynosi zaledwie 0,4°C, a śnieg utrzymuje się przez 198 dni. Na Śnieżce można obserwować ciekawe zjawiska, np. ognie św. Elma. Bardzo dużo jest dni pochmurnych i wietrznych, często zdarzają się wiatry huraganowe i burze. Śnieżka charakteryzuje inwersja opadowa i termiczna. Występują tu gwałtowne zmiany pogody oraz zalodzenie w zimie i obfita szreń. Mimo dużych opadów śniegu Śnieżka nie nadaje się do uprawiania narciarstwa. Jest wspaniałym punktem widokowym o niepowtarzalnej panoramie. Jej zasięg zależy od warunków pogodowych i przy sprzyjających może obejmować prawie całe Sudety wraz z pogórzami i przedgórzami. Śnieżka leży w rez. ścisłym KPN i Krnap. Foto- bilet z obserwatorium Śnieżka od dawna intrygowała ludzi, jej doskonale widoczny szczyt górujący nad Karkonoszami przyciągał wędrowców, powodując równocześnie przesadną ocenę wysokości. Wcześniejsze wiadomości o zdobyciu szczytu pochodzą z Czech, gdzie już w 1456 r. miał go osiągnąć mieszczanin z Benatek nad Jizerou, a pierwszego pomiaru wys. dokonał Jiřík z Řásně w 1569 r. W tym samym czasie na Śnieżkę docierali pierwsi wędrowcy od strony Śląska. Byli to przeważnie uczeni, których frapowała najwyższa góra Karkonoszy. W 1. 1564-66 na szczyt wchodził w dniu św. Jana rektor szkoły jeleniogórskiej wraz z uczniami. Z 1667 r. pochodzi opis E.I. Nassone wycieczki odbytej w 1654 r., a z 1670 r. opis wyprawy Ch. Gryphiusa. S. leżała w dobrach Schaffgotschów, ale do szczytu rościł sobie pretensje hr. Wallenstein, a potem hr. Harrachowie. Popularność Śnieżki rosła, przybywało wędrowców, tym samym i problem własności terenu nabrzmiewał. Wreszcie w 1665 r., dla udokumentowania swoich praw Śnieżki, hr. Christoph Leopold Schaffgotsch rozpoczął na szczycie bud. kaplicy, którą ukończono w 1681 r. Kaplicą opiekowali się cystersi z Cieplic Śl. Zdr., którzy na Złotówce wznieśli własny schron. Zbudowanie kaplicy przyczyniło się do zwiększenia ruchu turystycznego. Kilkakrotne w ciągu roku nabożeństwa (do 5) przyciągały wielu wiernych. Już od 1696 r. w dawnym schr. Strzecha Akademicka wykładano księgi pamiątkowe dla wędrowców odwiedzających Śnieżkę, a było ich niemało jak na owe czasy, np. w 1697 r. 104 osoby. Wyprawa na Śnieżkę stanowiła główną atrakcję dla kuracjuszy przebywających w Cieplicach. Dlatego też stosunkowo wcześnie dotarli na jej szczyt Polacy. Z 1677 r. pochodzi opis wyprawy ks. Michała Kazimierza Radziwiłła, spisany piórem stolnika żmudzkiego Teodora Billewicza. Później takich opisów, także polskich, powstało bardzo wiele. Ruch turystyczny wzmógł się bardzo po wprowadzeniu od 1708 r. regularnych nabożeństw na szczycie. W XVIII w. Śnieżka była chyba najliczniej odwiedzaną górą Europy, np. w nabożeństwie 30.06.1711 r. uczestniczyło około 800 osób. Wkrótce już nie nabożeństwo, a samo zdobycie Śnieżki stanowiło dostateczny magnes dla coraz liczniejszych turystów z wielu krajów a nawet kontynentów. Był wśród nich także John Quincy Adams - późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych, który dotarł na Śnieżkę w sierpniu 1800 r. Opisy Śnieżki i przeżyć tam doznanych odegrały znaczną rolę w literaturze, także polskiej. Szczególne znaczenie miała Śnieżka dla Czechów jako symbol słowiańskiego rodowodu. Odwiedzali ją czołowi przedstawiciele romantyzmu i historyzmu, m.in. K.H. Macha, A. Staśek czy A. Jirasek. Okoliczne budy pasterskie, poczynając od Strzechy Akademickiej i Obři boudy, zamieniły się w schr. turystyczne, a od 1824 r. zamieniono nawet kaplicę na szczycie i od tego momentu zaczęto wykładać w niej, przeniesione ze Strzechy, księgi pamiątkowe, zwane stąd Księgami Śnieżki. Wówczas też rozpoczęto prowadzenie obserwacji meteorologicznych. W 1. 20-tych XIX w. w pn. zboczu Śnieżki czynna była kopalnia rud ołowiu i miedzi. W 1850 r. F. Somer wzniósł na szczycie, po śląskiej stronie, pierwsze schr. turystyczne, które spłonęło już w 1857 r. i ponownie w 1862 r. Odbud. je w 1862 r., posiadało 60 miejsc. W 1872 r. w schr. uruchomiono agencję pocztową, uznawaną za najwyżej położoną w Prusach. Pierwszym agentem pocztowym był ówczesny właściciel schr., Fryderyk Somer, który w 1873 r. wydał kartę pocztową z widokiem Śnieżki. Była to pierwsza na świecie widokówka. Od 1875 r. używano już okolicznościowych stempli do przesyłek pocztowych. W 1868 r. wzniesiono czeskie schr., służące do dzisiaj turystom. W 1852 r. zbud. ścieżkę z Przeł. pod Śnieżką na szczyt, prowadzącą zakosami, a w 1. 1904-05, z okazji 25-lecia RGV, zbud. Drogę Jubileuszową trawersującą pn. zbocze. W k. XIX w. opracowano projekt kolei zębatej na Śnieżkę, ale hr. von Schaffgotsch nie wyraził zgody na jej realizację. Od 1880 r. prowadzono w schr. stałe obserwacje meteorologiczne. W 1900 r. zbud.. obserwatorium meteorologiczne na szczycie. Śnieżka. cieszyła się tak olbrzymią popularnością, że na jej szczyt ciągnęły całe kolumny turystów. 5.08.1923 r. na Śnieżce miał miejsce zlot komunistów z Czechosłowacji i Niemiec, który zgromadził ok. 6000 osób. Na pamiątkę tego wydarzenia co roku w CSRF organizowane były masowe wejścia na Śnieżkę. Podczas II wojny światowej na szczycie działała stacja radiowa Luftwaffe. Przed jej opuszczeniem Niemcy zaminowali wszystkie obiekty na szczycie. Miny usunęli czescy żołnierze w maju 1945 r. Wg innych relacji dokonali tego żołnierze radzieccy w maju 1945 r. Pierwszym Polakiem na Śnieżce w 1945 r. był prawdopodobnie por. Szterling, od nazwiska którego powstała pierwsza, przejściowa nazwa Karpacza (Szterlingowo). Obserwatorium na Śnieżce było w 1945 r. przedmiotem sporu pomiędzy Polską a Czechosłowacją; Czesi usiłowali je przejąć siłą. Po 1945 r. schr. przejęła Dolnośląska Spółdz. Turystyczna, a potem PTT i PTTK. Jednak ze względu na ograniczenia w ruchu turystycznym i kłopoty z wodą w schr. działał tylko bufet i 20 awaryjnych miejsc nocl. czynnych w lecie. Po ukończeniu w 1949 r. 2. odcinkowej kolei linowej z Pecu pod Sněžkou i w 1959 r. kolei krzesełkowej z Karpacza na Kopę przez szczyt Śnieżki. przewijają się setki tys. turystów rocznie. W tej sytuacji stare schr. nie wystarczało i w 1. 1967-76 zbud. nowe polskie schr., a po czeskiej str. przewiduje się bud. nowego, ale ostatecznie od proj. odstąpiono. ....... Co roku w dniu św. Wawrzyńca (10.08) w kaplicy na Śnieżce odbywa się nabożeństwo i obchodzone jest "Święto Przewodników". Kaplica Św. Wawrzyńca, barok., zbud. w 1. 1665-81 z fundacji Ch.L. Schaffgotscha. Wzniesiona na rzucie koła o śr. 7,0 m, przekryta spłaszczoną kopułą z lunetami. Ma ok. 14,0 m wys. Nakryta jest namiotowym dachem gontowym, ściany są również oszalowane gontami. W 1. 1824-54 służyła jako schronisko. Przeniesiono wówczas bar. ołtarz Św. Anny do Kaplicy Św. Anny przy Dobrym źródle. Ob. wewnątrz jest skromny barokowy ołtarz, a w przedsionku epitafium z 1828 r. Jana Pieniążka-Odrowąża, który zaginął w torfowisku Równi pod Śnieżką. W 300-lecie poświęcenia kapl. umieszczono w niej 10.08.1981 r. tablicę pamiątkową ufundowaną przez przewodników. Kaplicę remontowano w 1. 1959 i 1964. Obserwatorium meteorologicznej zajmowało wieżowy bud. o konstr. drewnianej, wys. 18 m, wzniesiony w 1. 1899-1900. Był to bardzo nowoczesny obiekt, obserwatorium I klasy. W czasie ostatniej wojny obserwatorium pracowało także na potrzeby lotnictwa.. Po wojnie nadal bez przerwy pełniło swe zadania. Obserwatorium obok Kasprowego Wierchu w Tatrach stanowi jedyny tego rodzaju obiekt w polskich górach. Po wybudowaniu nowego budynku na Śnieżce w 1976 r. przeniesiono do niego część aparatury, a po jej weryfikacji i uzgodnieniu pomiarów stary obiekt opuszczono. W 1990 r. stare obserwatorium rozebrano, a jego elementy przeniesiono do Karpacza, gdzie przewiduje się ewentualną jego rekonstrukcję przy muzeum lub w rejonie Polany. Schr. na Śnieżce i Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne IMGW. W 1. 1967-76 wzniesiono na Śnieżce obiekt o niekonwencjonalnej architekturze "latających spodków", złożony z 3 kolistych bud. mieszczących schr. i obserwatorium. Projektantami byli arch. Witold Lipiński i Waldemar Wawrzyniak z Politechniki Wrocł., którzy wygrali konkurs SAPR na proj. schroniska. Przy okazji budowy doprowadzono na szczyt energię elektryczną i wodę. Po zakończeniu bud. rozebrano stare schr., nowe schr. stało się symbolem Karkonoszy i wrosło w panoramę grzbietu. Nie prowadzi nocl. a tylko restaurację. W październiku 1985 r. obserwatorium otrzymało imię Tadeusza Hołdysa. Powyższy tekst pochodzi z SŁOWNIK GEOGRAFII TURYSTYCZNEJ SUDETÓW - KARKONOSZE pod redakcją Marka Staffy wydawnictwo PTTK ,,KRAJ" Warszawa- Kraków 1993 |
||||||||||||||||||||||
Powstanie kaplicy Projekt zbudowania na najwyższym szczycie Karkonoszy kaplicy zrodził się już w 1653 r., tuż po skończeniu wojny 30-letniej. Kaplica ta - jak wspomniano wyżej - miała być głównym atutem w rozgrywkach o granicę w nie kończącym się śląsko-czeskim procesie "o miedzę" i widocznym dowodem praw śląskich do tej części Karkonoszy. Zapewne jednak także i wyrazem ostentacyjnej pobożności młodego Krzysztofa Schaffgotscha, który za cenę przejścia na katolicyzm objął przed kilku zaledwie laty (1649-1651) rodowe dobra skonfiskowane przez cesarza po straceniu w 1635 r. jego ojca - Jana Ulryka. Wybór na patrona kaplicy Sw. Wawrzyńca - opiekuna poszukiwaczy skarbów, hutników i górników nie był przypadkowy. Wprawdzie okres największego rozkwitu górnictwa w 2 poł. XVI w., kiedy w Obřim Dole tuż pod samą Śnieżką czynne były szyby, sztolnie, kruszarnie rudy, płuczkarki, hutnicze piece, kuźnie i witriolejnie - już w zasadzie przeminął przerwany wojną 30-letnią, ale tradycje górnicze były wciąż jeszcze żywe, a nadzieje na jego wznowienie jeszcze nie wygasły. Jak wynika z akt archiwum Schaffgotschów - pierwsze próby wzniesienia kaplicy na Śnieżce datują się na 1653 r. 28 kwietnia tegoż roku wysłano w Karkonosze cieślę z 5 pomocnikami, by na stoku Złotówki (k. dzisiejszej Strzechy) ścięli i przygotowali drzewo potrzebne do budowy kaplicy. Ścięto już 120 drzew a obrobiono 21, gdy od hrabiego Czernina z Kowar przyszło 8 leśniczych zabraniając dalszej pracy, ponieważ zdaniem ich pana Złotówka oraz Śnieżka leżały już na terytorium kowarskim. Rezultatem był dodatkowy proces, który trwał 12 lat i zakończył się dopiero w 1664 r. przyznaniem spornego terenu Schaffgotschom. Już w lutym następnego roku (1665) zostaje zawarta umowa między Schaffgotschem a mistrzem murarskim Bartłomiejem Nantwigiem z Gryfowa Śl. o budowę kamiennej kaplicy na szczycie. Miała ona posiadać 12 łokci średnicy i 18 łokci wysokości. Wynagrodzenie budowniczego ustalono na 180 talarów. Budowa nie była łatwa, mogła być prowadzona tylko w miesiącach letnich, toteż ciągnęła się bardzo długo. Wg rękopiśmiennych przekazów w czasie budowy miało pracować do 60 ludzi (z których większość zatrudniona była przy transporcie materiału budowlanego i wody). Samo założenie fundamentów wymagało usunięcia 14 stopowej (ok. 4,5 m) warstwy zwietrzeliny i rumowiska, by dotrzeć do zdrowej, litej skały. Także i w czasie roboty zdarzały się niespodzianki, gwałtowne wichry i ulewy porywały materiał, niszczyły wykonane prace, np. sklepienie trzeba było kilkakrotnie poprawiać i przebudowywać. Długi czas trwania budowy mieszkańcy bud górskich tłumaczyli sobie tym, że to złe. duchy - których siedzibą miał być szczyt Śnieżki - w ten sposób nie chcą dopuścić do powstania kaplicy. Jak długo trwała właściwa budowa, nie wiemy dokładnie. Naso w swej kronice z 1667 r. pisze wprawdzie o stojącej już wówczas kaplicy, ale wątpliwe, czy była ona już w zupełności wykończona. Kaplicę na szczycie wspomina także polski opis Śnieżki z 1677 r. pióra Bilewicza. Ostatecznie prace nad wykończeniem i urządzeniem budynku zakończono w 1681 r. i dnia 10 sierpnia tegoż roku odbyło się uroczyste poświęcenie świątyni. Dokonał go w asyście 10 duchownych i ponad 100 zgromadzonych wiernych sam opat cysterskiego klasztoru w Krzeszowie - Bernard Rosa. Tym samym na szczycie Śnieżki stworzono potężny magnes, który przez dwie setki lat będzie przyciągał najpierw pielgrzymów - potem ciekawych. Dla podtrzymania śląskich roszczeń do Karkonoszy po wyświęceniu kaplicy rozpoczęto odprawiać w niej nabożeństwa. Z początku odbywały się sporadycznie. Od 1708 r. przybrały formę regularnej fundacji i odbywały się 5 razy w roku, po 1749 r. ilość nabożeństw zmniejszono do 3. Po -skasowaniu w 1810 r. klasztorów, a między nimi także i prebendy cieplickiej, nabożeństwa te odbywały się jeszcze jakiś czas, aż wreszcie w 1812 r. zaniechano ich całkowicie. Mnisi docierali na koniach aż do Złotówki, po czym następnego dnia już pieszo wychodzili na Śnieżkę. Za fatygę każdy z nich otrzymywał po jednym talarze i 10 srebrnych groszy. Początkowo zatrzymywali się w budzie na zboczach Złotówki (poprzedniczka dzisiejszej "Strzechy"), od właściciela zwanej wówczas "Samuelową Budą". Jednak zbyt tłumne zbiegowiska pielgrzymów i niepielgrzymów, którzy korzystali z tej samej budy, nadawały jej ton zgoła niepątniczy, co spowodowało, że po 1738 r. dla zakonników zbudowano specjalny domek - tzw. Księże Schronisko, nieco powyżej "Strzechy". (Schronisko to stało do 1824 r. i uwidocznione jest na wielu rycinach i mapach panoramicznych Karkonoszy z 1 poł. XIX w.) Nabożeństwa na Śnieżce cieszyły się od początku ogromnym powodzeniem. Korzystali z nich przede wszystkim mieszkańcy licznych górskich bud pasterskich - zwłaszcza czeskiej "katolickiej" strony Karkonoszy, dla których - jak np. dla mieszkańców Górnej, Małej Upy kaplica na Śnieżce była najbliższą świątynią. Dopiero odwiedziny rejonu Śnieżki przez cesarza Józefa II w 1779 r. spowodowały zbudowanie w 1789 r. w Małej Upie kościoła. Jak jednak bardzo mieszkańcy Małej Upy przywykli już do tych nabożeństw na szczycie Śnieżki, świadczy fakt, że proboszcz kościoła w Upie przynajmniej raz w roku za zgodą cieplickich cystersów odprawiał na Śnieżce nabożeństwo. Ale obok czeskich wiernych nie brak było także w owych nabożeństwach różnego rodzaju ciekawskich i cieplickich kuracjuszy. O trudnościach, na jakie napotykano ze strony niespodzianek klimatycznych oraz o ogromnej frekwencji świadczą zapisy w księgach pamiątkowych: np. 8 września 1716 r. Karkonosze pokryte były warstwą śniegu i gołoledzi grubą na 3/4 łokcia, 30 czerwca 1711 r. było na Śnieżce 800 ludzi, a 2 lipca 1713 r. odprawiający nabożeństwo cysters zapisał, że 350 osób przystąpiło do sakramentów - co pozwala wnosić, że ogółem musiało być ludzi co najmniej 2 razy tyle. Jednakże owa masowość niosła w sobie groźbę zagłady dla pątniczych nastrojów: budy pasterskie (na Polanie, na Złotówce, przy Małym Stawię) nie mogły pomieścić wszystkich pielgrzymów, którzy chcąc zdążyć na poranne nabożeństwo przybywali z daleka już poprzedniego wieczora. Noclegi na strychach, w stogach siana czy nawet pod gołym niebem w kosodrzewinie nie sprzyjały pątniczym nastrojom. Pieśni nabożne coraz bardziej gubią dostojny takt na rzecz tanecznego, a poprzez poważne puzony coraz silniej przebija dźwięk skocznej piszczałki. Niedługo - a nabożeństwa staną się już tylko pretekstem, a pielgrzymki zamienią się w wesołe wycieczki i to już nie indywidualne, ale właśnie masowe. By nie być gołosłownym, przypatrzmy się obyczajom owej przedziwnej turystyki. Przewodnikiem będzie nam, poza wspomnianymi uprzednio opisami podróży, osobliwa księga, chwytająca turystykę niejako na gorąco - księga pamiątkowa z lat 1696-1737. Kaplica na Śnieżce - schroniskiem (1824-1850) Jedyną swojego rodzaju karierę turystyczną zrobiła w tym czasie kaplica na szczycie Śnieżki. Rozpętawszy w XVIII w. masowy ruch turystyczny sama musiała mu w konsekwencji ulec. Historia ta jest tak oryginalna, że należy ją omówić. W 1810 r. władze pruskie kasują wszystkie klasztory a między nimi także cieplicką prebendę cystersów zobowiązanych przecież od odprawiania tradycyjnych (wówczas nie 5 a tylko 3) nabożeństw w kaplicy na szczycie. Równocześnie kaplica na Śnieżce znajdowała się w coraz gorszym stanie. Dlatego też od 1812 r. za milczącą zgodą wszystkich zainteresowanych: fundatora (hr. Schaffgotscha), wykonawców (proboszcza z Cieplic) i bezpośredniego opiekuna (leśniczego z Bierutowic, u którego przechowywany był klucz do kaplicy) zaniechano nabożeństw na Śnieżce, a starą fundację Schaffgotschów przeniesiono do niżej położonej i łatwiej dostępnej kaplicy Sw. Anny nad Sosnówką. Tam też dostał się ołtarz z kaplicy na Śnieżce z rzeźbą św. Wawrzyńca. Do odprawiania nabożeństw zobowiązano proboszcza z Sobieszowa. Kaplica na Śnieżce opustoszała. Równocześnie z różnych stron podniosły się głosy, by stojącą bezużytecznie budowlę wykorzystać jako przystań dla wędrowców. W czerwcu 1812 r. ustawiono w kaplicy parę stołów i ławek oraz mały piec. Gospodarz "Strzechy" otrzymał pozwolenie na ustawienie koło kaplicy parę stołów i ławek. Drzwi kaplicy jednak, o ile gospodarz był nieobecny, miały być zamknięte. Lecz już po kilku tygodniach sprzęty były porozbijane, a silne drzwi do kaplicy wyważone. Sobieszowski pastor na widok profanacji prosił w 1816 r. właściciela, by przywrócił świątyni jej religijny charakter. Hrabia jednak w porozumieniu z duchowieństwem postanowił inaczej. Budowla miała stać się odtąd "hospicjum, aby podróżni, którzy wejdą na Śnieżkę, mogli przy często i gwałtownie zmieniającej się pogodzie znaleźć schronienie pod dachem". W prasie rozpętała się dyskusja: jedni chcieli kaplicy, inni - schroniska. Pewna "dama z towarzystwa" np. serio dowodziła, że "większa będzie chwała Boża w ciepłej gospodzie, gdzie znużeni wędrówką znajdą odpoczynek, niż w chłodnej i pustej świątyni". Właściciel - jak zwykle - i tak zrobił, co chciał. W 1823 r. walącą się budowlę doprowadzono do należytego porządku, a w następnym roku szlifierz cieplicki Siebenhaar wydzierżawił budynek na 3 lata. W miejscowej prasie 8 czerwca 1824 r. ukazało się ogłoszenie, w którym nowo pasowany gospodarz najwyżej na Śląsku położonego schroniska zawiadamiał, że opuszcza Cieplice, aby na Śnieżce otworzyć gospodę. Urządzenie schroniska - gospody było bardzo proste. Pod oknem ustawiono żelazny piec, poza tym kilka stołów i ławek. Przy południowej ścianie ustawiono przepierzenie z zasłoną, za którym mieszkał gospodarz oraz znajdowały się zapasy i naczynia, zaś na przepierzeniu sienniki i kołdry na 10-12 osób. Wchodziło się na to legowisko po stromych schodkach. Wyposażenia dopełniały zegar, barometr, termometr, szafa z pamiątkami oraz dwie księgi pamiątkowe. Personel był nieliczny, składał się z 3 osób: gospodarza, pomocnika i tragarza. Ten ostatni poza donoszeniem wody i drzewa na opał miał obowiązek - w zależności od swych umiejętności i uzdolnień muzycznych - witać i żegnać przybywających i odchodzących wędrowców grą na szałamai, skrzypcach, trąbce lub choćby biciem w werbel. Pomocnik zaspokajał potrzeby aprowizacyjne, zadaniem zaś gospodarza było dbać o wartości - powiedzielibyśmy dziś - krajoznawcze: objaśniał panoramę, udzielał rad odnośnie dalszej wędrówki, a w wypadku złej pogody zabawiał gości partią szachów czy warcabów. Dbał także i o inne kulturalne rozrywki, np. na "inaugurację" schroniska od 21 do 24 czerwca 1824 r. zapowiedział w prasie koncert cieplickich muzykantów - pod warunkiem oczywiście, że dopisze pogoda. Zaopatrzenie schroniska było doskonałe. Przewodnik z 1826 r. podaje następujące stałe menu: kawa (ponoć doskonale zaparzona), chleb z masłem, kiełbasa, szynka, ziemniaki (bardzo wówczas modna - niemal delikatesowa - nowa potrawa). Poza tym z napojów można było otrzymać piwo, wino, likier, poncz oraz gorącą winną polewkę. Nieodzownym uzupełnieniem "bufetu" już wówczas była oszklona szafa z pamiątkami. Były to przeważnie wyroby z kosodrzewiny, szyszek, pudełka z "fiołkowym kamieniem", litografie z widokami z Karkonoszy itp. Gospodarz prowadził wszystko niesłychanie solidnie i sumiennie, nie brak było nawet cennika usług, ceny bowiem były stałe. Siebenhaar stawiany był w literaturze pierwszej połowy XIX w. jako wzór innym gospodarzom schronisk. Oczywiście schronisko nie było czynne przez cały rok, bo pojęcie zimowej turystyki jeszcze wówczas nie istniało. Otwierano je co roku na Zielone Święta, zamykano w połowie października. Siebenhaar był nie tylko wzorowym gospodarzem schroniska. Wśród swych rozlicznych obowiązków mieścił także obserwacje meteorologiczne. Począwszy od 1824 r. przez 10 lat prowadził on regularnie obserwacje temperatury i ciśnienia dla wrocławskiego, a potem i dla praskiego towarzystwa naukowego. Obserwacje te zostały przerwane w sposób gwałtowny i tragiczny. 16 sierpnia 1834 r. w czasie burzy uderzył w kaplicę piorun, zabijając siedzącego przy piecu turystę i niszcząc kompletnie naukowe instrumenty. Z czasów gdy kaplica służyła celom turystycznym, przechował się do dziś jeden tylko zabytek, ale - dziwnym trafem - jest to zabytek polski. W przedsionku kaplicy na Śnieżce znajduje się niepozorne, z szarego marmuru wykonane epitafium ze zblakłym polskim napisem następującej treści: "Dla Józefa Odrowąż-Pieniążka, który w podróży Swoyej był i w tera Mieyscu a do Kraju i Rodziney nigdy nie powrócił, od Roku 1828, niepocieszone rodzeństwo prość o Zdrowaś Marya". Dzieje owego osobliwego, polskiego nagrobka na Śnieżce są następujące. Latem 1828 r. młody student z Warszawy Józef Odro-wąż-Pieniążek wyruszył, zgodnie z ówczesną modą - w krajoznawczą podróż przyrodniczo-historyczną po ziemiach Polski. W planie podróży był także Dolny Śląsk. Pieniążek dotarł na Śnieżkę, gdzie zatrzymał się w schronisku mieszczącym się wówczas w budynku kaplicy. Stąd wyruszył w dalszą wędrówkę w kierunku Lućni Boudy, zmylił jednak widocznie drogę, bo pobłądził i utonął w bagnistych torfowiskach zalegających na wys. 1400 m npm. płaskie stoliwo rozległej Równi pod Śnieżką. Pieniążka pomimo poszukiwań nie odnaleziono. Siostry jego ufundowały płytę pamiątkową po zaginionym i umieściły w ówczesnym schronisku. Po zbudowaniu właściwego schroniska i po przywróceniu kaplicy jej pierwotnego, sakralnego przeznaczenia - płyta ta znajdowała się czas jakiś w ścianie koło ołtarza. Do przedsionka przeniesiono ją dopiero w czasie ostatniej restauracji kaplicy przez Niemców, jako rzekomo "psującą" styl świątyni. W 1847 r. kupiec z Wielkiej Upy - Mitlohner - buduje na przełęczy u podnóża Śnieżki murowane schronisko - Oři Boudę. Było to dużą konkurencją dla prymitywnych warunków w kaplicy na szczycie. Dlatego też nowy dzierżawca "hospicjum" na szczycie - Sommer - w 1850 r. kosztem ok. 2000 talarów wznosi obok kaplicy, po śląskiej stronie szczytu, pierwsze schronisko - po części drewniane, po części murowane. Budynek jest przestronny, ma wiele gościnnych pokoi, osobną izbę dla przewodników i tragarzy, jadalnię, kuchnią, salę bufetową itp. Latem 1850 r. kaplicy przywrócono za cenę 85 talarów jej pierwotny, sakralny charakter i ponownie poświęcono. Odtąd nabożeństwo odprawia się raz w roku - w dzień św. Wawrzyńca. Nad pożółkłymi kartami starych ksiąg Nie dowiemy się chyba nigdy, komu w 1696 r. przyszedł do głowy pomysł, by w budzie pasterskiej na zboczu Złotówki (zwanej od imion aktualnych dzierżawców "Samuelową" czy "Danielową") i będącej ostatnim punktem etapowym w wędrówce na Śnieżkę - wyłożyć księgę, do której mogliby się wpisać pielgrzymi i wędrowcy udający się na Śnieżkę. Zapewne przykładem był tu zamek Chojnik, na którym od niepamiętnych czasów istniał taki zwyczaj. W każdym razie ten ktoś wyświadczył dzisiejszemu historykowi turystyki karkonoskiej ogromną przysługę. Po czterech dziesiątkach lat, gdy kończono już trzeci tom owych ksiąg, zainteresował się nimi pewien jeleniogórski miłośnik Karkonoszy i to tak dalece, że zrobił wyciąg, pomijając wszystko "co głupie, niesmaczne i niemoralne", a zostawiając jedynie "myśli mądre i ciekawe" i w 1736 r. wydał to wszystko drukiem, ocalając w ten sposób przynajmniej część zapisów od zagłady. Może i szkoda, że nie opublikował wszystkiego, ale i to co ocalało - daje nam świetny obraz obyczajowości ówczesnej turystyki. Już sam przydługi może nieco tytuł tej jedynej w swoim rodzaju książki zdaje się być kwintesencją treści odpowiadając na niełatwe pytanie: po co i jak wtedy wędrowano na Śnieżkę? - "Udane i nieudane karkonoskie wyprawy, które od 1696 do 1737 roku, bądź to w celu czci Najwyższemu tamże oddania, bądź cudów natury podziwienia, dla rozkoszy ducha lub ciała ćwiczenia, bądź wreszcie w celu osławionego Ducha Gór odszukania przez różnych miłośników podjęte zostały". Przeglądamy karty księgi, bije z nich zgiełk wielojęzycznych głosów. Kogo tu nie ma. Oczywiście dominują Niemcy ze Śląska. A potem - wpisy z całej niemal Europy: Czesi, wiedeńczycy, gdańszczanie, Szwedzi, Łotysze, Holendrzy, jest nawet i autentyczny Anglik z Londynu! Nas zainteresują specjalnie wpisy Polaków. Wątpić należy czy niemiecki wydawca, nie znający polskiego języka, dał radę odcyfrować wszystkie polskie teksty. Do druku dostały się więc tylko te, które były sporządzone albo w języku łacińskim albo niemieckim czy francuskim. Pomimo to uzbierało się kilkanaście nazwisk. Przypatrzmy się im pokrótce. 15/16 września 1697 r. w orszaku hr. Krzysztofa Schaffgotscha, którego w lektyce wyniesiono na szczyt Śnieżki, spotykamy dwóch Polaków. Jest to "polski szlachcic" J. Kolaskowski wraz z "paziem" Krajewskim. 31 maja 1711 r. wpisuje się Jan Krzysztof Komorski z Wrocławia, skarżąc się, że przy mglistej i zimnej pogodzie nic nie wyniósł, jak tylko "zbolałe nogi i pełne kieszenie kamieni". 15 sierpnia 1714 r. jakiś Michał Wieńczowski wpisuje się po francusku (!) obiecując, że "nie przyjdzie tu więcej, bo go Pan Rubenzahl przyjął burzą i deszczem". 8 września 1715 r. znajdujemy łaciński wpis Benedykta Hyły (Hylla) Ślązaka z Lublińca studiującego teologię we Wrocławiu. 15 sierpnia 1717 r. odwiedza Śnieżkę Baltazar Hoffmann ,,Bo-janovensis Polonus" - Polak z Bojanowa. 24 czerwca 1723 r. zawitał na Śnieżkę przedstawiciel starego, krakowskiego rodu patrycjuszowskiego J. C. Heilbronner. Aby nie było wątpliwości co do jego narodowej proweniencji przy nazwisku dodał - "Polonus krakoviensis" (Polak z Krakowa). Wpisał się, a jakże, po polsku, ale że język polski był wydawcy nie znany, a rękopis Heilbronnera trochę nieczytelny, więc oto co z tego wyszło w druku: "Prszi salem svazci Przebolani Rubezzaly dalasz mnie kamieni zwoene, ally nogę bolony". Możemy się domyślać, że mowa tu o Duchu Gór, o kamieniach, o bolących nogach, ale przysłowiowego konia z rzędem temu, kto ten pogmatwany tekst odcyfruje do końca. 11 sierpnia 1725 r. wpisują się po łacinie dwaj Polacy, odbywający studia w akademii legnickiej. Jednym jest Stanisław Byłowski "z Królestwa Polskiego, Księstwa Litewskiego, województwa nowogródzkiego", drugim zaś Sebastian Tucholka "szlachcic polski z Wielkopolski, województwa pomorskiego". 31 lipca 1732 r. odwiedza Śnieżkę Jan Krzysztof Leski z Wrocławia - "mirum caput" (dziwna głowa?). Dwóch Polaków - Czerwiński i Szewczyk, którzy odwiedzili Śnieżkę 15 sierpnia 1730 r. wpisało się eleganckim łacińskim dystychem. "Anno mille semel centum septem 3-a dece Czerwensky fuit hic simul cognomine Szewczik." W lipcu 1733 r. wpisuje się ozdobnym łacińskim dystychem Ganczar, który odwiedził Śnieżkę w towarzystwie dwóch niewiast: Marty Patyk oraz jej przyjaciółki Joanny. Przekrój społeczny turystów dążących na Śnieżkę jest ogromny: hrabiowie, bogaci patrycjusze, duchowni, uczeni, lekarze i wreszcie (a tych najwięcej) prości rzemieślnicy - krawcy, szewcy, piekarze (nie ma chyba cechu, którego byś tu nie spotkał), nie brak wreszcie chłopów i różnego rodzaju obieżyświatów, studentów wagabundów, wędrownych czeladników. Turystyka wymagająca jako głównego warunku mocnych nóg jest rozrywką tak łatwo dostępną, tak demokratyczną, że każdy może sobie na nią pozwolić. W 1716 r. pewien obieżyświat - ladaco z Zielonej Góry smętnie pisze: "gdym podróżował na Śnieżkę - upiłem się, mało karku nie skręciłem, do tego doszczętnie się zegrałem i na życie parę groszy pożyczyć musiałem". ........Uczonym pastorom nasuwają się zaraz wielce umoralniające analogie i do ksiąg pamiątkowych wpisują całe kazanka. Pewien teolog z Lubania po odwiedzeniu Karkonoszy w 1698 r. takie oto myśli rekomenduje m. in. czytelnikowi: "Tak zwany "czarci ogródek" - "čertova zahradka" - trudno dostępny kociołek skalny na stoku Studničnej Hory - "ma wprawdzie piękną nazwę ale nic ciekawego w swym wnętrzu; kto chce go odwiedzić - ten wpadnie do środka. Aplikację - niech sobie czytelnik zrobi sam"...... ......A w ogóle do dobrego tonu należało śpiewać w kaplicy nabożne pieśni - niektórzy śpiewali własne, ad hoc komponowane - ale nie brak było takich, którzy przychodzili tu w tym celu z instrumentami. Tak np. 17 września 1736 r. do księgi pamiątkowej wpisuje się dwóch muzykantów, którzy wytaskali na szczyt harfy po to tylko, aby przy ich wtórze "ku swemu wielkiemu ukontentowaniu" odśpiewać w kaplicy ułożoną i skomponowaną przez siebie arię pt. "Rozważania o znikomości tego świata", w której w każdej zwrotce powtarza się smętny refren: "O jakże nędzny jest ten świat". Jednak ani wysiłek, ani kunszt dwóch muzykusów nie wszystkim zaimponował. Bo oto pod tekstami arii i opisem wyczynu jeden z bohaterów taki zamieszcza przypisek: "Pewien Czech powiedział mi, że zamiast przy tej złej pogodzie ganiać na Śnieżkę, lepiej było tę pieśń odegrać w ciepłej izbie u Zygmunta" (gospodarza budy na Złotówce). .....Najwięcej jednak miejsca na kartach ksiąg pamiątkowych poświęcono Duchowi Gór - Karkonoszowi. W co drugim wpisie jest wspomniany. Jedni dziękują mu za piękną pogodę, inni przeklinają za deszcz i mgłę, a wszyscy niemal traktują go tak poważnie i serio, że zdenerwowało to wreszcie wydawcę księgi i w przedmowie ulżył sobie ciskając gromy na biednych turystów. Dowodzi więc najpierw, że opowieści o Karkonoszu to nieprawda, bajka i wymysł. A gdyby nawet istniał, to byłby albo człowiekiem albo diabłem, wobec czego ani w jednym ani w drugim wypadku nie mógłby rządzić pogodą - co popiera całym szeregiem autorytatywnych wypowiedzi z Biblii i filozofów, z których wynika niezbicie, że Bóg jeden rządzi przyrodą i pogodą, wszelkie więc przypisywanie takich sił Duchowi Gór jest bluźnierstwem godnym piekła i ciężkim grzechem!...... Ale uczony doktor sobie - a turyści sobie. Nie brak nawet takich, którzy tegoż Ducha widzieli albo ... prawie widzieli. Polski podróżnik Bilewicz zapisze w 1677 r., że "...diabeł tam tymże imieniem... Rywencal inhabitat (mieszka)..." choć lojalnie doda "...myśmy go nie widzieli...".
Najzabawniejsza jednak historia z Duchem Gór przydarzyła się w 1690 r. pewnemu uczonemu pastorowi. Zaszedłszy pod wieczór do Samuelowej Budy, po spożyciu wieczerzy pastor i jego towarzysz ułożyli się do snu - jak to było w zwyczaju - na wiązce siana rozłożonej na podłodze. Przywabiony zapachem siana i resztek jadła wśliznął się do izby cap i wspierając się przednimi nogami o stół zaczął zajadać pozostałe resztki kolacji. Przebudzeni podróżni dojrzeli nagle w księżycowej poświacie rogatą i brodatą twarz ze strasznymi, wyłupiastymi ślepiami i ... święcie przekonani, że to Duch Gór - podnieśli wielki krzyk. Najwięcej ponoć krzyczała dziewczyna stajenna, śpiąca na piecu chlebowym. Słysząc krzyk wpadł gospodarz ze światłem, ale potrącony przez uciekającego capa potknął się, światło zgasło, a zamieszanie i przestrach podróżnych jeszcze się zwiększyły. Sprawa oczywiście skończyła się na śmiechu i wielkim zawstydzeniu uczonych mężów, którzy "prawie widzieli" Ducha Gór. Oczywiście, że zróżnicowanie klasowe musiało się jakoś zaznaczyć, choćby w sposobie podróżowania. Bogaci panowie podróżują z wielką pompą i ogromnymi nieraz orszakami. I tak graf Leopold Schaffgotsch wyrusza w 1697 r. z orszakiem około 20 osób, wśród których poza kilkoma pomniejszego kalibru hrabiami znajdują się leśnicy, stolnik, kamerdyner, kucharz, 2 hajduków, a nawet - zabrany zapewne na wszelki wypadek -"ojciec Eustachiusz z zakonu franciszkanów jako egzorcysta przeciw Duchowi Gór". Ale na tym nie koniec, bo dowiadujemy się, że "poddanych, którzy nieśli jego ekscelencję graf a oraz prowizję i inne potrzebne rzeczy, było ponad 90 osób". Ładna wyprawa, nie ma co!Wzmianki o noszeniu bogatych turystów "na drągach" (w lektykach) w góry spotykamy zresztą niejednokrotnie; nawiasem należy dodać, że zwyczaj ten utrzymywał się jeszcze do XX w. Poszanowanie ciszy gór było dla turystów XVII-XVIII w. pojęciem na ogół obcym. Raczej uważali oni, że im głośniej - tym lepiej i weselej. Toteż kogo stać było, wynajmował sobie muzykantów. I tak dwóch pastorów bierze sobie w 1707 r. przewodnika z Podgórzyna, który równocześnie jest "trębaczem nadwornym Ducha Gór" i nawet obok wpisu do księgi pamiątkowej zamieszcza swoją podobiznę z trąbą. W 1709 r. wyrusza z Cieplic na Śnieżkę cała "banda muzykantów" (jak sami siebie nazwali), czyli inaczej mówiąc ówczesna orkiestra uzdrowiska cieplickiego. Zaopatrzeni w waltornie trąbią zapewne na całej trasie, którą dokładnie podali, a więc nad Małym, Wielkim Stawem, koło Słonecznika, trąbią i na Śnieżce. W 1715 r. trzech bogatych mieszczuchów - jeden z Wrocławia i dwóch z Hamburga, wychodzi na Śnieżkę "w przyjemnej kompanii i przy odgłosie trąb i bębnów". Trąbienie jest nakazem mody: ówczesny gospodarz "Strzechy" -Samuel dźwiękiem trąby wita i żegna przybywających wędrowców. Witanie gości grą na trąbie lub na skrzypcach było obowiązkiem służącego schroniska na szczycie Śnieżki jeszcze w XIX w.! Aby nie prezentować się gorzej, także i biedniejsi rzemieślnicy, udający się z okolicznych wsi większymi grupami na Śnieżkę, nie zapominają, by w ich zespole byli muzykanci, do dobrego tonu należy bowiem przybywszy do kaplicy odśpiewać pieśń nabożną przy dźwiękach instrumentów. Na szczycie Śnieżki zabawiano się także przy pomocy innych akustycznych efektów, np. chętnie strzelano z broni palnej, której zabieranie na Śnieżkę należało również do mody i dziwiono się, że w rzadszym powietrzu huk jest bardzo słaby, albo też osiągano mocniejsze odgłosy staczając po stromych zboczach całe lawiny kamieni! Hałasowano i grano niezgorzej także i w budzie zacnego Samuela. W 1726 r. niejaka Magdalena zapisze, że choć przyszła wieczorem śmiertelnie znużona, to jednak muzyka tak pięknie grała, że porwała ją do tańca. (Zresztą zdaje się nie tylko do tańca, bo pisze ona dalej, że jej zmęczone członki odżyły w promieniach Wenus - co spowodowało, że jakiś późniejszy czytelnik księgi pamiątkowej dorzucił obok szpetny przytyk, podający w wątpliwość jej pątnicze intencje i w ogóle dobrą konduitę!...). Trąbiono zatem i tańczono u Samuela tak gorliwie, że wreszcie czcigodni patres zgorszeni, kazali sobie w XVIII w. zbudować osobne schronisko - i to w przyzwoitej odległości. Niezwykła kariera skromnego glonu Opis obyczajów i zwyczajów starej karkonoskiej turystyki XVII i XVIII w. nie byłby pełen, gdybyśmy pominęli dzieje kariery małego, niepozornego brunatnordzawego glonu - "Trentopohlia Jolithus" - porastającego masowo głazy karkonoskich gołoborzy, a więc także i na Śnieżce. Rośnie on tam dlatego, bo lubi chłód i wilgotne mgliste powietrze, a że zwilżony i lekko rozgrzany wydaje woń podobną do fiołków, stał się rychło osobliwością starej karkonoskiej turystyki. Początkowo nie bardzo zdawano sobie sprawę z jego natury. Większość badaczy - przyrodników takich jak Agricola czy Schwenkfeldt już w XVI w. określało go na ogół poprawnie jako "mech" lub "porost". Nie brak jednak było i takich, którzy widzieli w nim twór mineralny - "produkt 4 żywiołów i 3 zasad chemicznych: soli, siarki i rtęci z przy-mieszką mineralnych soków ziemnych i ziemnych mocy", a poniektórzy alchemicy doszukiwali się w tym niepozornym glonie "pierwszej materii filozoficznego kamienia". Jedni medycy zaliczają go do skutecznych leków wewnętrznych, inni polecają wąchać go jako "kordiał czyli wzmocnienie serca". Nie brak i zastosowań prozaicznych, choć praktycznych. Oto jakiś mieszczuch pisze w księdze pamiątkowej: "Łaskawy czytelniku! Polecam ci receptą na mole, aby się w ubraniu nie zalęgły - weź mech z fiołkowych kamieni, jakie znajdziesz na Śnieżce, zeskrob go, zawiń w gałganek i włóż między odzienie. Środek wypróbowany!". Każdy więc zabiera sobie na pamiątkę kawałek takiego kamienia z glonem, tak że dr Antoni Volkmann w 1720 r. wydzi-wić się nie może, że jest go na Śnieżce jeszcze tak wiele, choć od tylu lat wszyscy go bez ustanku zabierają. B. Schmolk, który w 1690 r. odwiedził Śnieżkę wychodząc na szczyt z "Samuelowej Budy" o wczesnym brzasku, tak opisuje tę osobliwość: "Na fiołkowych kamieniach leżała jeszcze rosa, a gdy przygrzalo słońce, myśleliśmy, że Śnieżka przemieniła się w ogród fiołkowy - tak pięknie pachniały". Nieco wcześniej - bo w 1677 r., powstały polski opis Śnieżki także sporo miejsca poświęca "fiołkowym kamieniom". Inny zaś podróżnik opisuje, że wystarczy na zboczu Śnieżki puścić lawinę kamieni, a powietrze wypełni się pięknym zapachem fiołków. Jeszcze w XIX i z pocz. XX w. do żelaznego repertuaru pamiątek ze Śnieżki należało pudełeczko z kosodrzewinowego drzewa, a w nim "fiołkowy kamień". .....Z końcem XVIII w. ośrodkiem przemysłu pamiątkarskiego staje się wieś Ścięgny. Wybitny ludowy rzeźbiarz - samouk, analfabeta Kahl (autor świetnego plastycznego modelu Karkonoszy!) stwarza całą szkołę pamiątkarzy rzeźbiących w drzewie i kości małe figurynki ptaków, zwierząt itp. Równocześnie do żelaznego repertuaru pamiątek wyrabianych wysoko w górach należą małe szkatułki z kosodrzewiny a w nich - jak już wspominaliśmy uprzednio - wielki rarytas, "fiołkowy kamień"...... Wzmożona frekwencja turystyczna, jaką zaobserwować można od 2 poł. XVII w. musiała pociągnąć za sobą określone skutki gospodarcze. Początkowo cały masowy ruch turystyczny koncentrował się w rejonie Śnieżki, tu więc także skupiało się całe turystyczne zagospodarowanie. Przede wszystkim wokół zasadniczej osi, jaką był prastary "śląski trakt" z Cieplic przez Sosnówkę i Grabowiec, Polanę i Złotówkę; poczęły narastać nowe drogi i ścieżki. We wstępie do ksiąg pamiątkowych w 1736 r. wyraźnie czytamy o nowych drogach w tym rejonie; jedna prowadziła z Karpacza przez Biały Jar do Samuelowej Budy, druga z Karpacza wprost na Śnieżkę (przez Małą Kopę?). Poza tym na pewno istniały jakieś ścieżki do Małego i Dużego Stawu, do Pielgrzymów i Słonecznika i zdaje się - od Słonecznika ponad stawami na Śnieżkę, bo często znajdujemy wpisy wędrówek tą właśnie trasą. Na sam szczyt Śnieżki ułożono (jeszcze w czasie budowy kaplicy) coś w rodzaju schodów z głazów biegnących stromo wprost do góry. Urządzenie to służyło jeszcze do 1852 r., kiedy zastąpiono je nieco wygodniejszą ścieżką wiodącą zakosami. ......Wycieczki masowe na Śnieżkę w XVIII w. były zjawiskiem specyficznym i nie mającym wiele analogii w ówczesnej Europie. Dopiero romantyzm ze swym hasłem powrotu do natury nauczył ludzi widzieć całe piękno górskiej, dzikiej przyrody. Poczynając od ok. 1800 r. rośnie literatura dotycząca Karkonoszy. Są to przewodniki turystyczne ale pełne specyficznego romantycznego zachwytu nad pięknem krajobrazu. Nawet trudna i uciążliwa trasa jest gorąco polecana, jeśli daje rekompensatę w postaci wrażeń estetycznych. Z ważniejszych publikacji tego. typu wymienić trzeba prace Meissnera (1804 r.), Martiny'ego (1818 r.), Schmidta (1828 r.), Berendta (1828 r.), Herlessohna (1845 r.), czy Moscha (1858 r.). Drugim ważnym czynnikiem w popularyzacji piękna Karkonoszy są modne wówczas sztychy, sporządzane przez licznych wybitnych często sztycharzy i rysowników: Balzera, Bartscha, Knłppela, Tittela, Nathego, Matthisa, Richtera. Za przedmiot większych kompozycji plastycznych biorą krajobraz Karkonoszy nawet artyści tej miary co Dressler czy sława malarstwa romantycznego - Casper David Friedrich. Tak więc artyści romantyczni, torując drogę zrozumieniu piękna Karkonoszy, stwarzają duchowe podwaliny pod nową turystykę, gdzie coraz bardziej dominować będą momenty krajoznawcze. ........ Turystyka początku XIX w. miała skromne wymagania komunikacyjne. Z "szerokiego świata" w Karkonosze prowadziło kilka zaledwie dróg, obsługiwanych przez konne dyliżanse. Od zachodu stara droga handlowa, znana już w średniowieczu, wiodła z Lipska przez Łużyce, przez Lubań i Lwówek. Od północy, z Legnicy dyliżanse mozolnie dążyły za biegiem Kaczawy przez Złotoryję, Swierzawę a następnie przez grzbiet Gór Kaczawskich (gdzie obowiązkowo zatrzymywały się na kwadrans na słynnej "Kapeli", by pozwolić podróżnym nasycić oczy piękną panoramą) i wreszcie od wschodu od Wrocławia i Świdnicy dyliżanse docierały nie - jakby się należało spodziewać przez Bolków, a przez Wałbrzych, Kamienną Górę, po czym przez wysoką przełęcz pod Skalnikiem zjeżdżały do Kowar, stąd dopiero dążyły do Jeleniej Góry. Już w pocz. XIX w. istniała ponadto regularna, miejscowa komunikacja łącząca Jelenią Górę z Cieplicami i Dolną Szklarską Porębą (witriolejnia Prellera). Pierwszym zwiastunem zbliżenia komunikacyjnego Karkonoszy do świata jest budowa w latach 1845-1847 nowych szerokich dróg bitych w ramach rządowych inwestycji (mających na celu choć częściowe rozwiązanie straszliwej nędzy bezrobotnych tkaczy sudeckich). Powstają wtedy dwie szosy: jedna z Kowar przez Przełęcz Kowarską do Ogorzelca i Kamiennej Góry, druga z Piechowic doliną Kamiennej do Huty w Górnej Szklarskiej Porębie. Zwłaszcza ta ostatnia droga jest szczególnie ważna, sama bowiem, dzięki wyjątkowej malowniczości stanowiąc (tak kiedyś jak i zresztą dziś) niepoślednią atrakcję turystyczną, pozwala równoczesne wjechać turyście głęboko w góry. Przyczyniło się to oczywiście do wielkiego spopularyzowania zachodnich Karkonoszy i zrównoważyło w pewnym stopniu od dawna już - dzięki Śnieżce - popularne wschodnie Karkonosze. W 1847 r. kupiec z Wielkiej Upy - Mitlohner - buduje na przełęczy u podnóża Śnieżki murowane schronisko - Oři Boudę. Było to dużą konkurencją dla prymitywnych warunków w kaplicy na szczycie. Dlatego też nowy dzierżawca "hospicjum" na szczycie - Sommer - w 1850 r. kosztem ok. 2000 talarów wznosi obok kaplicy, po śląskiej stronie szczytu, pierwsze schronisko - po części drewniane, po części murowane. Budynek jest przestronny, ma wiele gościnnych pokoi, osobną izbę dla przewodników i tragarzy, jadalnię, kuchnią, salę bufetową itp. Latem 1850 r. kaplicy przywrócono za cenę 85 talarów jej pierwotny, sakralny charakter i ponownie poświęcono. Odtąd nabożeństwo odprawia się raz w roku - w dzień św. Wawrzyńca. Będąc już przy temacie trzeba powiedzieć kilka słów o późniejszych dziejach schronisk na Śnieżce. Nowe schronisko nie żyje długo, płonie już w 1857 r. Odbudowane w następnym roku, płonie ponownie w 1862, prawdopodobnie od pioruna. Jeszcze tego samego roku niestrudzony gospodarz wznosi trzeci budynek - i ten stoi do dziś i w tym roku obchodzi 100-lecie swego istnienia. W 1868 r. czeski budziarz z Granicznych Bud, Blaśke wzniósł po czeskiej stronie szczytu drugie schronisko. Nie mógł jednak wytrzymać konkurencji potężnego sąsiada, więc już w dwa lata później w 1870 r. sprzedał mu swój obiekt. W 1875 r. stary Sommer rezygnuje z prowadzenia schronisk i sprzedaje je Pohlowi. W posiadaniu rodziny Pohlów obydwa schroniska pozostają do lat trzydziestych naszego wieku. Starsze przewodniki turystyczne piszą, że "Pohl jest wprawdzie poddanym i urzędnikiem dwóch cesarzy (prowadził bowiem jeszcze dwie agencje pocztowe: pruską i austriacką), ale jedynowładcą na Śnieżce". Ceny pokoi noclegowych w obydwu schroniskach były uzależnione od swego położenia (nad kuchnią - najcieplejsze) oraz od tego na którą stronę wychodziły okna. Najdroższe były pokoje z oknami na wschód, ponieważ można było, nie wyłażąc spod pierzyny, dopełnić obowiązkowego rytuału, jakim było podziwianie wschodu słońca. Obowiązki przewodnika w tych czasach były nieco inne niż dziś. Wymagano odeń jedynie, by znał drogę i by niósł bagaże (wg ówczesnych przepisów przewodnik obowiązany był w ramach swego wynagrodzenia nosić do 15 kg ciężaru). Pewną odmianą przewodników byli tragarze, zajmujący się noszeniem w odpowiednich lektykach turystów w góry. Wg zachowanych taryf wynagrodzenie takich tragarzy było bardzo niskie, wynosiło ono (dla dwóch) tyle, ile wynajęcie jednego konia wierzchem. Np. w 1893 r. wynajęcie (w Szklarskiej Porębie) konia wierzchem na Wysoki Kamień kosztowało 6 marek, zaś 2 tragarzy otrzymywało 7 Mk, do schroniska Pod Śnieżkę koń kosztował 23 Mk, tragarze zaś dostawali za trasę dłuższą, bo na sam szczyt Śnieżki - tylko 22 marki itp. Zwyczaj noszenia ludzi w lektykach budził sprzeciwy u co rozsądniejszych. W jednej z monografii Karkonoszy z 1840 r. czytamy takie uwagi autora na ten temat: "Noszenie wędrowców na lektykach... zdarza się tutaj często - ale proszę w imię ludzkości każdego, kto ma trochę sił, by nie wybierał tego rodzaju transportu. Komu wędrówka górska sprawia trudności - niech robi krótsze odcinki drogi lub zrezygnuje z wycieczki, noszenie bowiem ludzi po stromym, kamienistym gruncie jest dla tragarzy rzeczą ogromnie męczącą. Żaden z nich nie dożywa późniejszego wieku, a niejeden, który, wierząc w swoje siły, poświęcił się temu wyczerpującemu zajęciu - doszedłszy do celu wędrówki załamał się i zemdlał i po długiej chorobie albo wrócił do zdrowia, albo też wcale się już nie podniósł. Nawet nasz przewodnik żałował tych ludzi, którzy skuszeni stosunkowo wysokim wynagrodzeniem od rozpieszczonych i wygodnych mieszczuchów narażają na pewny szwank swoje zdrowie". Pomimo tego lektyki turystyczne utrzymały się aż do I wojny światowej... Saneczkowi turyści Pomimo udanego wyczynu w 1737 r. wiele dziesiątków lat turystyka karkonoska ograniczała się jedynie do letniej pory. Jeszcze ok. 1800 r. wyprawa zimą w Karkonosze dla przyjemności - a więc w celach turystycznych - uchodziła za coś niezwykłego. Ok. 1815 r. następuje zmiana poglądu. Zaczynają być nagle modne turystyczne kuligi czy zjazdy na saniach. Dlaczego tylko z jednego punktu Karkonoszy - z Przełęczy Okraj do Kowar - czy zadecydowała tu wyjątkowa łatwość dojazdu, czy może raczej specjalna inicjatywa ze strony właściciela gospody na przełęczy - nie wiadomo. W każdym razie zachował się list z 1817 r., który wyraźnie mówi, że "...zjazdy takie - będące ogromną zimową rozrywką - stały się modne dopiero od paru lat, jest to tym bardziej dziwne, że przecież już dawniej można było wpaść na ten pomysł, by przyjeżdżające z Czech do Kowar sanie z drzewem wykorzystać i do takiej jazdy". Owe zimowe zjazdy zrobiły ogromną karierę. Przewodniki turystyczne od 1817 r. poświęcają im coraz więcej miejsca, z tym że aż do lat sześćdziesiątych XIX w. były one wyłącznie specjalnością tylko jednej, "klasycznej" trasy z Granicznych Bud. Sanie z pasażerami wyciągano konno na przełęcz, po czym (po obowiązkowym "pokrzepieniu się" w gospodzie) doświadczeni przewodnicy pakowali po dwu żądnych wrażeń turystów na jedne sanie i zwozili w dół. Ilość zjazdów była coraz bardziej imponująca: już w 1886 r. w ciągu zimy zjechało ponad 1000 takich "kompletów". Stopniowo zjazdy na saniach stają się modne i z innych bud położonych na grzbiecie Karkonoszy. W latach sześćdziesiątych XIX w. zaczynają być modne zjazdy z Petrovki do Jagniątkowa, a od 1870 r. z "Nowej Śląskiej Budy" (Hali Szrenickiej) do Szklarskiej Poręby. Potem dochodzi Strzecha, Polana, Grzybowiec, Chojnik. Ponieważ jednak na wynajęcie sani nie każdy może sobie pozwolić, ok. 1875 r. - w modę wchodzą także lekkie, jednoosobowe saneczki sportowe wynoszone w górę przez samych turystów. Zimą 1899-1900 r. ilość dokonanych zjazdów na trasach karkonoskich szacowano już na 3930 sani i 6000 saneczek sportowych. Ruch saneczkowy urósł do rangi komunikacyjnego problemu. Z pocz. XX w. powstają więc specjalne dwutorowe (do podejścia i zjazdu) tory saneczkowe. I pomimo silnego rozwoju narciarstwa zjazdy saniami były tak bardzo tradycyjną w Karkonoszach formą zimowych rozrywek, że utrzymały się do ostatnich czasów (1945 r.). Np. tylko z Hali Szrenickiej zjechało do Szklarskiej Poręby zimą 1926-27 r. - 4120 sani i 4250 saneczek! powyższe fragmenty pochodzą z książki Tadeusza Stecia i Wojciecha Walczaka -KARKONOSZE - MONOGRAFIA KRAJOZNAWCZA wydawnictwo "SPORT I TURYSTYKA" WARS ZAWA 19 6 2 |
||||||||||||||||||||||
...... podczas poświęcenia kaplicy 10 sierpnia 1681 r. na szczycie zgromadziło się około 100 osób. Pamiętać należy, że działo się to pod koniec XVII w., szczyt był odległy, trudno dostępny, a pojęcie turystyki jeszcze w ogóle nie istniało. W następnych latach nabożeństwa odbywały się do 1749 r. pięć razy w roku, a do 1810 r. trzy razy, gromadząc jednocześnie nieraz po kilkaset osób. Najwyższa odnotowana liczba ich uczestników sięgała około 800 osób, a więc liczby zdumiewającej nawet w skali obecnej turystyki i codziennego "oblężenia" szczytu. Może nawet szokować, bo niby skąd w końcu XVII czy na początku XVIII w. tylu ludzi mogłoby zgromadzić się równocześnie na Śnieżce. Przecież nawet w Cieplicach nie było tylu kuracjuszy rocznie....... .....Otóż sprawa jest łatwa do wytłumaczenia, jeżeli uwzględni się, że był to okres, gdy Karkonosze były bardzo gęsto zasiedlone, wręcz usiane budami pasterskimi, i pamięta się, na ilu szacowano ich mieszkańców. Owi "turyści-pątnicy" byli w ogromnej większości mieszkańcami bud rozproszonych na grzbietach i zboczach Karkonoszy, a także wysoko położonych po obu stronach granicy wiosek, które nie posiadały kościołów. Dla nich możliwość kilkakrotnego w roku udania się na nabożeństwo na Śnieżce było też swoistym wydarzeniem towarzysko-handlowym, rodzajem odpustu, okazją do spotkań, wymiany wiadomości, zabawy, zakupów itp. Schronisko Sommera nie było jedynym budynkiem na Śnieżce. Stała już przecież starsza kaplica, a w 1868 r. dzierżawca z Pomezných Boud wzniósł po czeskiej stronie drewniane schronisko, które po dwóch latach przeszło w ręce Sommera. Tym samym na Śnieżce nie było konkurencji, typowej dla innych miejsc Karkonoszy, gdzie często po obu stronach granicy stały osobne obiekty (Równia pod Śnieżką, Przełęcz Karkonoska, przełęcz Okraj). W obu schroniskach działały przede wszystkim duże, dobrze zaopatrzone restauracje, a ich jadłospisy mogą dziś tylko wzbudzać zazdrość. Baza noclegowa była skromniejsza, ale i tak mogło się tu zatrzymać blisko sto osób. Nocowano głównie ze względu na możliwość podziwiania wschodu słońca (zachody cieszyły się mniejszym zainteresowaniem). Była to wtedy ogromna atrakcja, którą Sommer umiejętnie wykorzystywał reklamując schronisko na niezliczonych pamiątkach (kartki, serwetki, ozdobne jadłospisy, podstawki pod kufle itp.). Często brakowało wolnych miejsc do spania, co Sommer sygnalizował czerwoną flagą w dzień i latarnią w nocy. Po Friedrichu Sommerze właścicielem schronisk stał się około 1870 r. Friedrich Pohl (po nim syn Emil, a od 1923 r. wnuk Heinrich), który prowadząc sezonową agencję pocztową, rozwinął produkcję pocztówek i widokówek oraz wprowadził okolicznościowe stemple pocztowe. W drugiej połowie XIX w. na Śnieżkę wchodziło rocznie 30 000-50 000 turystów. ......Dzisiaj do podstawowego asortymentu pamiątek należą widokówki, bez nich chyba nie istniałaby współczesna turystyka, bo jakże inaczej łatwo i tanio można udokumentować swój pobyt. I znowu wypadnie użyć przymiotnika „naj...". Właśnie w Karkonoszach, a dokładniej na Śnieżce, narodziła się prawdopodobnie widokówka krajoznawcza. Kartka pocztowa, jeszcze bez ilustracji, pojawiła się w 1869 r. w Austrii. Natomiast w 1873 r. właściciel schroniska na Śnieżce, Friedrich Sommer, wydał własną kartkę pocztową. Nie była to jeszcze widokówka w obecnym pojęciu, raczej kartka pocztowa z ozdobnikiem, w lewym górnym rogu umieszczono bowiem niewielki rysunek szczytu ze schroniskami i kaplicą. Kartka była opatrzona znaczkiem i specjalnym stemplem pocztowym, ponieważ w okresie letnim (od maja do września) działała w schronisku agencja pocztowa, reklamowana jako najwyżej położona w Prusach, co już samo w sobie stanowiło atrakcję. Że tak było, świadczy ogromna liczba ekspediowanych stąd listów i kartek - prze-cież każdy chciał się pochwalić urzędowym potwierdzeniem pobytu. Właściwe, całostronicowe widokówki pojawiły się dopiero po 1905 r., gdy zmieniły się przepisy pocztowe. Wówczas rozwinęła się ich produkcja, także w wersjach kolorowych...... powyższe fragmenty pochodzą z książki Marek Staffa ,, Karkonosze" Wydawnictwo Dolnośląskie -Wrocław 1996 Śnieżka jest najwyższym szczytem Karkonoszy i całych Sudetów; nad Równię i Czarny Grzbiet wznosi się ona 200 m, nad Kocioł Łomniczki - 500 m, nad Obři důl - 600 m, nad Karpacz (hotel "Biały Jar") - 950 m. W pasie równoleżnikowym 50-51° jest Śnieżka najwyższym wzniesieniem od Ałtaju w Azji po Góry Skaliste w Kanadzie, zaś w pasie 16 południka najwyższą kulminacją od Schneebergu (2075 m) w Styryjskich Alpach po Sulitjelmę w Szwecji (1914 m). Z gołoborzami masywu Śnieżki związane są pewne ciekawe ich formy. Na łagodniejszych stokach i spłaszczeniach bloki nie są ułożone bezładnie ale jakby posegregowane w koliste wieńce lub pasy gruzowe, noszące nazwę ,,gleb strukturalnych". Są to formy bardzo rzadkie w górach strefy umiarkowanej a charakterystyczne dla obszarów polarnych, gdzie powstają wskutek ciągłego zamarzania i odmarzania gruntu i związanego z tym selektywnego działania mrozu gruntowego; przesycona wodą ziemista zwietrzelina zamarzając wypycha większy gruz na boki. Szczególnie regularne wieńce gruzowe występują na Czarnym Grzbiecie . .... Dolne partie masywu Śnieżki (kocioł Łomniczki, Obři důl) leżą w zasięgu strefy podalpejskiej. Poczynając od 1300-1350 m npm. wzwyż, gołoborza Śnieżki nie są porośnięte kosodrzewiną, stanowiąc halne piętro Karkonoszy..... .... przy średnim ciśnieniu atmosferycznym 625 mm, woda na szczycie Śnieżki wrze już przy temperaturze 89,4° C. .....Pierwsze schronisko po śląskiej stronie zbudowano w r. 1850 (płonęło ono dwukrotnie: w r. 1857 i 1862 - tak, że stojący obecnie budynek jest trzecim z kolei). Czeskie schronisko stanęło w r. 1868. Popularną ścieżkę zakosami ułożono w r. 1852, zaś wygodną drogę okrężną zbudowano dopiero w r. 1905. powyższe fragmenty pochodzą z książki Tadeusz Steć ,,SUDETY ZACHODNIE" wydawnictwo Sport i Turystyka -Warszawa 1965 Pierwszą ścieżkę prowadzącą na wierzchołek ułożono z głazów w czasie budowy kaplicy; zapewne z niej korzystał Teodor Bilewicz, któremu udało się tu w roku 1677 wjechać konno. Panorama ze Śnieżki. Ze szczytu rozciąga się widok na odległość 120 -150 km. W kierunku pn.: pierwszy plan-Kocioł Łomniczki i dol. Łomniczki, Kopa, Karpacz, Bierutowice. Dalej - Kotlina Jeleniogórska, którą z prawej strony otacza pasmo Rudaw Janowickich. W głębi - Góry Kaczawskie i Góry Ołowiane. Na horyzoncie - Pogórze Kaczawskie od Lubania po Legnicę z charakterystycznymi stożkami Grodźca, Ostrzycy i Wilkołaka. W kierunku zach.: na pierwszym planie - Równia pod Śnieżką, zamknięta z lewej strony Studnični i Lučni horą. Dalej - w skrócie dwa główne grzbiety Karkonoszy: Główny (Wielki Staw, Polana, Słonecznik, Pielgrzymy, Mały i Wielki Szyszak) oraz równoległy - Czeski (Kozi hřbety, Sedmidoli, Kotel). W głębi - Góry Izerskie.Na horyzoncie - Góry Łużyckie z charakterystycznym stożkiem Ještédu. Przy dobrej widoczności można stąd dojrzeć Rudawy na zach. oraz Bilą horę i petrzyńską wieżę widokową w Pradze na pd. zach W kierunku pd.: na pierwszym planie - imponujący Obři důl otoczony z prawej urwiskami Studnični h. (Úpska Jáma, Krakonošova zahrádka, Čertova zahrádka) z lewej - stokami Růžovej hory. Dalej dol. Upy zamknięta kopułą Czarnej Góry, od której w lewo-Svetla hora, w prawo - Lišči hora. Na stokach. Czarnej Góry rozrzucone domki kolonii Lučiny i Sokol należących do Pecu. W kierunku wsch.: na pierwszym planie - Czarny Grzbiet, Czarna Kopa, Sowia Dolina, Kowarski Grzbiet, za którym (niewidoczna) przeł. Okraj. Na prawo, za dol. Upice długi Grzbiet Lasocki, którego przedłużeniem ku pd. są Rýchory, a za nimi niski grzbiet Vraních hor.. Za Grzbietem Lasockim szerokie obniżenie Kotliny Kamieniogórskiej (Kamienna Góra, Lubawka, dwie wieże Krzeszowa). Dalej Góry Wałbrzyskie (Trójgarb, Chełmiec) i Krucze. W głębi - Góry Sowie i Suche, Stołowe, Bystrzyc-kie i Orlickie. Na horyzoncie (przy wyjątkowo dobrej widoczności) Ślęża, Śnieżnik i Pradziad. Na platformach widokowych są mapy z oznaczeniem szczytów w zasięgu wzroku. fragmentyopisu panoramy pochodzi z przewodników: Tadeusz Steć ,,SUDETY ZACHODNIE" wydawnictwo Sport i Turystyka -Warszawa 1965 oraz Marek Podhorský -,,Karkonosze i Góry Izerskie" wydawnictwo freytag & berndt Praga 2004 (www.freytagberndt.cz) |