KOTLINA JELENIOGÓRSKA


Siedlęcin

wieża rycerska

Straconka

dawna szubienica

Mysłakowice Tyrolczycy  

      Kolumny z Pompei

Bukowiec

ogrody

Wieże widokowe

Przedgórze Karkonoszy

Koleją nad Bobrem

Wulkany


Artykuły ze strony http://jeleniagora.naszemiasto.pl/przewodnik_po_dolnym_slasku/specjalna/720.html

Wieże widokowe Jeleniej Góry

Jelenia Góra ma chyba najwięcej wież widokowych wśród miast sudeckich. Najstarsza jest budowla w Maciejowej, dawnej wsi, przyłączonej do Jeleniej Góry w 1976 r. Ustawiono ją na wzniesieniu o wysokości 417 m n.p.m., na południe od wsi, w parku pałacowym, którego właścicielem w latach 1872-1891 był radca handlowy Emil Becker. Jego staraniem wzniesiono w okolicy kilka obiektów, w tym i interesującą nas wieżę widokową. Projekt budowli opracowała jeleniogórska spółka „Lange & Hoffmann” w maju 1874 r.

W roku następnym wieża została zbudowana. Dwie pierwsze kondygnacje wykonano z kamienia, a pozostałe trzy z czerwonej cegły. Budowla stanęła na planie kwadratu o bokach 5,96 m, a wspinała się na wysokość ponad 24 m. Na szczycie znajdował się blisko 6-metrowy maszt, na którym wieszano flagę państwową. Prawdopodobnie wywieszano ją – poza świętami państwowymi – wówczas, gdy wieża była otwarta. Jej opiekun mieszkał w pobliskim folwarku i poza dyżurami udostępniał klucze do wieży na życzenie turystów. Wejście na szczyt wiodło klatką schodową we wnętrzu wieży, zaczynającą się od I piętra. Na nie można się było dostać jedynie po schodach zewnętrznych. Dziś z wieży pozostała ruina bez schodów i dachu, z pustymi oczodołami okien. Można ją dostrzec wystającą ponad drzewami na południe od głównej drogi przebiegającej przez Maciejową. Druga wieża stanęła na górze Sołtysiej, liczącej 434 m n.p.m., położonej w Jeleniej Górze-Cieplicach (dawnej ta część Cieplic zwała się Malinnikiem, niem. Herischdorf). Wybudowano ją w 1899 r., ale miejsce to od dawna było wykorzystywane jako znakomity punkt widokowy na Karkonosze i Kotlinę Jeleniogórską, zwłaszcza przez kuracjuszy cieplickiego zdroju. Pierwsza wieża, początkowo drewniana, stanęła tu podobno w 1808 r., tuż obok popularnej wówczas restauracji. Z czasem uległa zniszczeniu, a drzewa porastające wzgórze wyrosły na tyle, że przesłoniły cały widok. Ponieważ zaś sens odwiedzania tego miejsca i warunek istnienia znajdującej się tutaj gospody zależał niemal wyłącznie od możliwości podziwiana stąd widoków, kolejny właściciel, a był nim Schmidt, wzniósł w 1899 r. wieżę murowaną o wysokości 16 m. Zbudowana z czerwonej cegły na planie kwadratu, ma pięć kondygnacji, z których parter i I piętro są nieco szersze od pozostałych. Piątą kondygnację otaczał wysunięty taras widokowy.

Na każdym piętrze były duże prostokątne okna. Wieża stoi do dziś, ale jest ruiną, bez dachu i z ułamkami schodów. Trzecia z wież, w o wiele lepszym stanie technicznym, jest nadal popularna, mimo że drzewa przesłaniają większą część roztaczającego się z niej widoku. Mowa to o „Grzybku”, stojącym na Wzgórzu im. Bolesława Krzywoustego (375 m n.p.m.). Jej historia sięga 1891 r., kiedy to zrodziły się pierwsze plany wzniesienia w Jeleniej Górze wieży widokowej. Po wielu dyskusjach nad lokalizacją tego obiektu zdecydowano się na obecne miejsce i przystąpiono do zbierania funduszy. Loterie, zbiórki publiczne oraz wpłaty indywidualne pozwoliły na zgromadzenie odpowiedniej sumy dopiero w 1910 r. Budową zajęła się jeleniogórska firma Paul Conrad & Co. Wieża o konstrukcji żelbetowej ma 35 m wysokości. Galerię widokową umieszczono 26 m nad ziemią. Wzniesiona na planie elipsy wieża zwęża się ku górze. W przyziemiu ma – w najszerszym miejscu – 8 m średnicy, a na galerii widokowej osiąga 6,5 m. W środku znajdują się kamienne, kręcone schody. Wieżę otwarto uroczyście w maju 1911 r., jak podkreślano, dla uczczenia 800-lecia legendarnego wzniesienia w tym miejscu zamku przez polskiego księcia Bolesława III Krzywoustego. Sama wieża otrzymała jednak miano „Cesarskiej” (Kaiserturm) i stała się swego rodzaju pomnikiem cesarza niemieckiego Wilhelma. Mówiła o tym umieszczona nad wejściem tablica z podobizną cesarza. Wieża od razu stała się jedną z największych atrakcji turystycznych Jeleniej Góry. Wspaniały widok na miasto, całą Kotlinę Jeleniogórską oraz Karkonosze przyciągał tłumy spacerowiczów i turystów, a także gości znajdującej się nieco poniżej restauracji. Niestety, już wówczas miejsce to upodobali sobie chuligani. Ustronne położenie wieży i brak nad nim stałego dozoru sprzyjały różnym aktom wandalizmu. Po wojnie wieża przechodziła różne koleje losu, ale jej mocna konstrukcja oparła się wszystkiemu. Można na nią wejść bez problemów i obaw, że coś się zawali. Sama wieża zniknęła jednak pomiędzy konarami drzew, które zasłaniają część wspaniałego stąd widoku. Przy okazji wież widokowych Jeleniej Góry należy wspomnieć o wieży zamku Chojnik. Wykorzystywana jest ona bowiem co najmniej od końca XVIII w. jako typowa turystyczna wieża widokowa. Jej położenie na górze wznoszącej się 627 m n.p.m., a wypiętrzonej nad Kotliną Jeleniogórską na 200 m, sprawia, iż jest to jeden z najlepszych punktów widokowych w kotlinach Sudetów Zachodnich. Wieża liczy ok. 23 m, a wzniesiono ją w XIV w. wraz z Górnym Zamkiem. Od kilku lat ma odrębne, bardzo atrakcyjne wejście, wiodące wzdłuż murów zamkowych. Jeleniogórskie wieże widokowe w większości stoją opuszczone, zapomniane i zdewastowane. Władze miejskie, dążące do uatrakcyjnienia oferty turystycznej Jeleniej Góry, już zainteresowały się nimi. Jeśli uda się zgromadzić odpowiednie fundusze, być może niektóre z nich odzyskają swą dawną świetność.

Tekst Ivo Łaborewicz -

Koleją wzdłuż Bobru

Budowa linii kolejowej z Jeleniej Góry do Lwówka Śl., długości 32,6 km, trwała od 1904 do 1909 r. Nazywano ją wtedy „Bobertalbahn” – Kolej Doliny Bobru. Najtrudniejszy okazał się odcinek z Siedlęcina do Wlenia, długości 10,7 km, oddany do użytku 28 sierpnia 1909 r. Wzniesiono tu stalowe mosty, dwa wiadukty kolejowe i wykuto trzy tunele. Na szczególną uwagę zasługuje stalowy, nitowany, kratownicowy most nad Jeziorem Pilchowickim, liczący ponad 130 m, należący do najwyższych mostów w Polsce. Piękny jest również kamienny, czteroprzęsłowy wiadukt w Pilchowicach. Pierwszy tunel, w zboczu góry Czyżyk, ma 180 m długości, drugi 150 m, a trzeci, najdłuższy, wykuty tuż przed Wleniem, aż 320 m.

Na trasie Kolei Doliny Bobru leży wiele miejscowości o genezie sięgającej średniowiecza, można zatem obejrzeć wiele zabytków architektury: kamienną wieżę rycerską w Siedlęcinie, zamek Wleński Gródek, barokowy kościół św. Katarzyny w Marczowie. We Lwówku Śl. późnogotycki kościół Wniebowzięcia NMP z romańskim portalem i wieżami z tego samego okresu oraz renesansowy ratusz przebudowany przez Wendela Roskopfa. Ponieważ kolej biegnie wzdłuż rzeki, która bardzo często powodowała wylewy, zbudowano na niej zaporę w Pilchowicach, ona zaś utworzyła Jezioro Pilchowickie, doskonale widoczne z okien pociągu. Na tej deficytowej dla PKP linii zlikwidowano już część kursów i zmniejszono prędkość kursowania pociągów do 30 km/godz. Spadła przez to atrakcyjność linii dla okolicznej ludności, ale zwiększyła się dla turystów. W trakcie podróży zwróćmy uwagę na charakterystyczne budynki stacji. Parter zajmują w nich pomieszczenia kolejowe, natomiast piętro lub poddasze przeznaczone było na cele mieszkalne. Obok stał parterowy magazyn ekspedycji. Budynki mają skromny wystrój architektoniczny, nawiązujący do budownictwa regionalnego. Do dzisiaj zachowały się prawie wszystkie zabudowania stacji, brakuje jedynie dworca w Dębowym Gaju, który spłonął w latach sześćdziesiątych. Ruszamy więc z jeleniogórskiego Dworca Głównego i po chwili przejeżdżamy po stalowym moście. Za nami pozostaje panorama miasta z górującą nad nim wielką, wspaniałą, zieloną kopułą garnizonowego kościoła łaski, a wszystko to na tle pasma Karkonoszy z dominującą Śnieżką.

Pierwsza stacja to Jeżów Sudecki. Budynek stacyjny nie pełni już swojej pierwotnej funkcji, gdyż znajduje się w prywatnych rękach i stał się zwykłym domkiem mieszkalnym. Jedziemy dalej, mijając po obu stronach szerokie przestrzenie łąk i pól, przerywane ścieżkami i polnymi drogami. Niewielkim urozmaiceniem jest kilka stawów hodowlanych. Nieco dalej, po lewej stronie, mijamy zabudowania Siedlęcina, wśród których wyróżniają się wieża kościoła katolickiego, bryła barokowego kościoła protestanckiego i dwuspadowy dach rycerskiej wieży mieszkalnej. Już po chwili wjeżdżamy na małą stacyjkę, która także jest nieczynna. Stąd szlak kolejowy prowadzi wąwozem pełnym kojącej zieleni, ale niemal natychmiast zaskoczy nas niemiły obraz z lewej strony. To wielkie wysypisko śmieci, usytuowane jednak poza Parkiem Krajobrazowym. Na szczęście szybko znika nam z oczu i niespodziewanie z tej samej strony otwiera się przed nami wspaniały widok, dla którego naprawdę warto było wybrać się w tę krótką podróż. To Jezioro Pilchowickie na tle Karkonoszy. W oddali widać Śnieżne Kotły z budynkiem dawnego schroniska, a z prawej strony tamę, którą zdecydowanie lepiej oglądać jadąc przedpołudniowym pociągiem, ponieważ po południu słońce będzie nam świecić w oczy. Przejeżdżamy po stalowym wiadukcie i zatrzymujemy się na bardzo ładnej stacyjce Pilchowice-Zapora, z drewnianą halą na peronie. Po krótkim postoju pociąg rusza i nagle... na zewnątrz ciemność. Wjechaliśmy właśnie w górę Czyżyk, czyli w pierwszy tunel. Kiedy z niego wyjedziemy, niemal od razu z lewej strony ukaże nam się stara zabudowa Pilchowic, a my przejedziemy kamiennym wiaduktem nad szosą Jelenia Góra-Bolesławiec. Za chwilę spotykamy następny tunel, najkrótszy na tej trasie. Gdy już go miniemy, zauważymy poniżej nasypu kolejowego z lewej strony szosę, a równolegle do niej otwarty kanał długości 1396 m. Częściowo biegnie on w wykopie, a częściowo w specjalnym nasypie i doprowadza wodę do niewielkiej elektrowni „Pilchowice II”, zbudowanej w 1927 r. Doskonale ją widać, kiedy pociąg zatrzyma się na stacji Pilchowice-Nielestno. Tuż za nią przejeżdżamy przez kolejny stalowy most na Bobrze, a wkrótce zbliżają się drobne zabudowania Wlenia, po prawej stronie boisko sportowe i za moment wjeżdżamy w najdłuższy tunel na trasie. Tuż za nim stacja Wleń, nad którą wznosi się Góra Zamkowa z rezerwatem przyrody. Gdybyśmy jechali późną wiosną, poczulibyśmy intensywny zapach czosnku niedźwiedziego, który porasta zbocza góry. Jesienią natomiast zobaczymy feerię pastelowych barw. Kilkaset metrów za stacją, po przejechaniu szosy, linia kolejowa ponownie biegnie wzdłuż Bobru, który już do końca podróży będzie nam towarzyszył po prawej stronie, z rzadka tylko kryjąc się za drzewami lub tworząc większe zakola. Nad nami dumnie wznosi się Marczowska Skała (w czasach niemieckich zwana Lorelei), a my jedziemy dalej bardzo wąskim, zielonym od drzew, krzewów i dzikich kwiatów wąwozem. Chwilę później z lewej strony pojawi się las, w którym dominują sosny porastające skały, stromo wznoszące się nad torem. Najbliższa stacja to Marczów z typowym na tej trasie budynkiem kolejowym, a tuż za wsią krajobraz znów się zmienia. Znowu staje się bardziej rozległy, dominują w nim pola uprawne i łąki, czasem widać kępy drzew. Po prawej stronie, tuż przy torze kolejowym, rośnie kilka dębów „Mocarzy”, a za moment wyłania się ostatnia wiejska stacyjka – Dębowy Gaj. Dalej pociąg przez chwilę jedzie prostym odcinkiem, a za Winną Górą, po kilku łagodnych zakrętach, po lewej stronie dostrzegamy zabudowania. To nieśmiało zaczyna się Lwówek Śl., a na dworzec kolejowy wjeżdżamy po 73 minutach. Ponieważ Lwówek Śl. był ważnym węzłem komunikacyjnym, niemal sto lat temu wzniesiono tutaj dwie nastawnie i parowozownię wachlarzową z wodociągową wieżą ciśnień, w 1926 r. uzupełnioną o drugą, znacznie masywniejszą. Widać ją na końcu stacji. Tak dobiegła końca nasza krótka podróż linią kolejową, która, być może, już niedługo odejdzie w niepamięć... Drogowskaz Z Jeleniej Góry do Lwówka pociąg odchodzi o godz. 9.42 w soboty i dni świąteczne, o 14.20 w dni powszednie. Po kilkunastu minutach możemy tym samym pociągiem wrócić. Normalny bilet w obie strony kosztuje 11,60 zł. Wycieczkę taką można sobie zorganizować podczas dłuższego pobytu w Kotlinie Jeleniogórskiej lub jej okolicach.

Romuald M. Łuczyński –


Wieża rycerska w Siedlęcinie.


Kamienny próg jest tak wytarty, że aż wyżłobiony. Widać, że deptano po nim prawie siedemset lat. Obramowanie drzwi, również z kamienia, okazuje się bardzo niskie - trzeba mocno się schylić, by uniknąć uderzenia w głowę. W środku ciemno i dość wilgotno. Wnętrze średniowiecznej wieży wydaje się lodowate, zwłaszcza, że na dziedzińcu starego folwarku powietrze aż drga od upału.

Gotycki dwór obronny w Siedlęcinie pod Jelenią Górą powstał w połowie XIV wieku. Sto lat później został rozbudowany - podwyższono go o jedno piętro, na którym znalazły się otwory strzelnicze i pokryto pięknym, spadzistym dachem, charakterystycznym dla gotyku. Ze względu na znaczną wysokość (aż 4 kondygnacje) i niewielką powierzchnię budynek zaczęto nazywać wieżą rycerską. Dostępu do niego broniły mur i fosa, której ślady można zobaczyć do tej pory. Wieża jest budowlą nie tylko piękną ale i tajemniczą. Nie wiadomo dokładnie, kto ją wybudował i kto zamieszkiwał. Przede wszystkim nie wiadomo jednak, kto jest autorem wspaniałych malowideł, zdobiących ściany ogromnej sali na drugim piętrze. Wchodzącego witają wyłaniające się z cienia dostojne postaci. Królowie, rycerze na koniach, książęta, święci przesuwają się korowodem przed oczyma oglądającego. Nie wiemy jednak nawet, kogo przedstawiają. Freski wyraźnie opowiadają jakąś historię. Czy jest to jakaś legenda, żywot świętego, a może chwalebne czyny przodków właściciela wieży - nie dowiemy się najprawdopodobniej nigdy. Malowidła zostały odkryte pod tynkiem w 1880 roku i od tej pory uczeni starają się dociec ich treści. Przez długi czas dopatrywano się w nich ilustracji legendy o rycerzu Iweinie - jednym z towarzyszy Króla Artura. Obecnie uważa się, że przedstawiają św. Krzysztofa - patrona dobrej śmierci, w otoczeniu żywych i zmarłych oraz bliżej niezidentyfikowane sceny dworskie oraz rycerskie. Są to jedne z najcenniejszych fresków na Dolnym Śląsku, nie tylko ze względu na wysoki poziom artystyczny i doskonale oddane realia. Ich wartość podnosi fakt, że znajdują się w budowli świeckiej, w przeciwieństwie do częściej spotykanych malowideł w obiektach sakralnych - kościołach i klasztorach. Choć malowidła znajdują się tylko na drugim piętrze, warto wejść wyżej, bo oprócz pięknych widoków można zobaczyć starą, częściowo jeszcze średniowieczną, więźbę dachową. A to dzisiaj naprawdę rzadkość.

Olga Zaród -


Tyrolczycy u stóp Śnieżki

Turysta, który trafi podczas swoich wędrówek do Mysłakowic, stanie zdziwiony. Wiele tutejszych domów w ogóle nie przypomina typowych dla Sudetów niskich, przysadzistych chat. Szczególnie budynki w południowej części wsi wyróżniają się swoim charakterystycznym wyglądem: przede wszystkim są piętrowe.

Murowany przeważnie parter przykrywa drewniane piętro, które obiega wokół balkon z ozdobną balustradą . Często na poddaszu znajdują się dodatkowe pokoje, również z małymi balkonikami. Dach jest bardziej płaski niż w chatach sudeckich. Jeśli ów turysta był kiedyś w Austrii, skojarzenie nasunie się samo: to domy tyrolskie! Skąd jednak wzięły się u stóp Karkonoszy?

Mysłakowice były w I połowie XIX wieku letnią rezydencją króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, który w 1837 roku postanowił sprowadzić do swej posiadłości 415 Tyrolczyków, prześladowanych w katolickiej ojczyźnie za swe ewangelickie wyznanie. Nowi osadnicy mieli więc znaleźć azyl na protestanckim Śląsku. Po wydaniu zgody przez cesarza Austrii Franciszka I ruszyli w długą podróż na wschód. Wozami, pieszo i konno przebyli prawie 700 kilometrów, by po wyczerpującej wędrówce dotrzeć jesienią do Kowar. Tam ich rozdzielono i skierowano na tereny, które mieli zająć. Król podarował im ziemię i pomoc w stawianiu domów. Wybudowano ich 43, a nową osadę, która w ten sposób powstała nazwano Zillerthal - na pamiątkę doliny, z której pochodzili uchodźcy. Sołtysem został przywódca i organizator przesiedlenia, Johann Fleidl. Tyrolczycy nie mogli się jednak łatwo zaaklimatyzować. Zezwolono im na utworzenie własnej parafii, a to nie sprzyjało integracji. Miejscowa ludność ich nie akceptowała, co powodowało, że na długo stali się zamkniętą społecznością, pielęgnującą swoje obyczaje i podkreślającą swą odrębność. W pierwszym polskim przewodniku po Karkonoszach, napisanym w 1849 roku przez warszawiankę Rozalię Saulson, możemy przeczytać opis stroju tyrolskiej pary spotkanej na deptaku w Cieplicach: "Tyrolka ubrana w czarną lub ciemnego koloru spódnicę, kaftanik czarny [...] spod którego wygląda kolorowa chusteczka na szyi. Fartuch szeroki, ciemny, włosy z obu stron w grube ujęte sploty, głęboko na twarz spuszczone. Kapelusz czarny, pilśniowy [...] otoczony sznurkami kolorowych paciorek lub sztucznym kwiatem; nawet przy zajęciu gospodarskim nie zdejmuje go Tyrolka. Zastępuje on jej miejsce czepka. Tyrolczyk nosi cały ubiór z manszestru [sztruksu] czarnego [...], pończochy nosi białe, półbuciki sznurowane."

Autorka wspomina, że mieszkańcy okolicznych wiosek, w tym Tyrolczycy, lubili spędzać niedziele, przyglądając się bogatym kuracjuszom. Jak widać zaciekawienie było wzajemne - Polka także zwróciła uwagę na wyróżniający ich strój. Ostatni żyjący osadnik, Johann Bagg, ufundował pomnik wspomnianemu już przywódcy przesiedleńców - Fleidlowi. Został on odsłonięty w 1890 roku i początkowo stał na terenie tyrolskiej kolonii. Obecnie, po renowacji, można go znaleźć przed mysłakowickim pałacem. Warto obejrzeć całe osiedle domków tyrolskich, z których jeden zasługuje na szczególną uwagę, bowiem wdzięczny Fryderykowi Wilhelmowi III gospodarz wyrzeźbił na nim wielki napis "Boże błogosław króla Fryderyka Wilhelma III".

Dolny Śląsk nie na długo stał się nową ojczyzną Tyrolczyków. W 1945 roku, po ponad stu latach od przybycia pierwszych osadników, ich potomkowie musieli wyruszyć na Zachód - w kierunku, z którego przyszli ich ojcowie w poszukiwaniu godnego życia.

Olga Zaród -  


Angielskie ogrody hrabiego von Reden

"Przyroda zrobiła wszystko, [ ...] by upiększyć Bukowiec" - pisała w swoim pamiętniku z podróży po Śląsku zachwycona Izabela Czartoryska. "Najróżnorodniejsze widoki, zieleń najświeższa, kraj pocięty polami, dalej góry i wspaniałe drzewa. Hrabia von Reden, dawny właściciel Bukowca, bawił kilkakrotnie w Anglii i tam nabrał upodobania do jej kultury i angielskich ogrodów."

Księżna zwiedziła dokładnie całą posiadłość, najwięcej uwagi poświęcając parkowi. Nic dziwnego, pasjonowała się bowiem architekturą krajobrazu. Rezydencja Czartoryskich w Puławach słynęła z założonego przez nią wspaniałego ogrodu angielskiego, który zdobiły liczne budowle, m.in. stylizowana na antyczną Świątynia Sybilli oraz tzw. domek gotycki. Izabela Czartoryska była też autorką swoistego podręcznika ogrodnictwa, zatytułowanego "Myśli różne o zakładaniu ogrodów".

W 1816 roku, jadąc do Cieplic, zatrzymała się w Bukowcu, uznawanym w tym czasie za jedną z najpiękniejszych miejscowości Dolnego Śląska. Była to zasługa wspomnianego już Fryderyka von Redena i jego żony, którzy niemal 30 lat tworzyli swoje wielkie dzieło - rozległy park krajobrazowy, o wiele większy niż Puławy. Podobnie jednak jak tam, wzbogacili go licznymi atrakcjami. Najbliżej pałacu postawiono tzw. Świątynię Ateny (zwaną też Herbaciarnią), nawiązującą do architektury starożytnej Grecji. Hrabina miała tam swój gabinet i bibliotekę, gdzie spędzała bardzo dużo czasu. W głębi parku znajdowały się klasycystyczny Belweder, sztuczne ruiny zamku, skąd roztaczał się przepiękny widok na Karkonosze, wieża widokowa, a także mała rybacka chatka nad jednym ze stawów. Nie brakowało nawet latarni morskiej... Podróżny mógł zwiedzić wszystkie te budowle. Ciekawostką był także, ułożony z wielkich głazów Krąg druidów, którego resztki można podziwiać do tej pory. Być może wytworne towarzystwo hrabiny, podążając za romantyczną modą, odgrywało tam stare celtyckie obrzędy. Dużą atrakcją były też oranżerie, dostarczające cały rok świeżych kwiatów i warzyw. Na łące niedaleko pałacu postawiono podobno specjalny dom z pokojami dla dzieci. W czasie romantycznego spaceru można było odpocząć w wykutej nad potokiem skalnej grocie i przystanąć przy kamiennej kapliczce. Izabelę Czartoryską zachwycił jednak najbardziej tzw. domek ogrodnika: "otoczony kwiatami i krzewami wyglądał, jakby się znajdował na rabacie. [...] Dom, zbudowany dokładnie według wzoru angielskiej farmy, jest uroczy. Obok pomieszczenia dla ogrodnika jest pokój gościnny, z angielskimi oknami, wybity tapetą. Wygodne sofy, stoły, a na ścianach piękne rysunki kwiatów i roślin. Można tu otrzymać herbatę, śmietankę, masło i owoce, z czego nie omieszkaliśmy skorzystać". Księżna opisuje też najważniejsze chyba w posiadłości miejsce: "uroczą drogą powiódł nas ogrodnik do Opactwa - budowli gotyckiej z wieżą i podziemiami. Hrabia Reden wystawił ją z myślą o tym, że pewnego dnia tu zostanie pochowany; słaby i chory doczekał się tego prędzej, niż się spodziewał." Ponure Opactwo do dziś nie straciło nic ze swej tajemniczej aury. Półmrok, głębokie rozpadliny i przewrócony stary krzyż dopełniają tej scenerii rodem z powieści grozy. Ostatnia wojna nie dokonała w Bukowcu wielkich zniszczeń. Dopiero po niej rozgrabiono pałac i zdewastowano park. Nie oszczędzono nawet nagrobków obojga właścicieli. Spośród wspaniałych pawilonów ogrodowych zachowały się ruiny nielicznych - Świątyni Ateny, Opactwa i zamku oraz zamieszkały dotąd Dom ogrodnika, a także grota i kamienny krąg. Jednak park, ze swoimi stawami i piękną roślinnością, nadal jest bardzo malowniczy. Warto się tam wybrać na nastrojową wędrówkę w dziewiętnasty wiek.

Dojazd:
pociągiem do Jeleniej Góry i autobusem PKS


Straconka

Jadąc z Miłkowa do Kowar, warto zatrzymać się przy Straconce. Na szczycie tego niewysokiego wzgórza znajdują się ruiny potężnej, murowanej szubienicy. Zbudowano ją w 1677 roku.

Pierwszym skazanym, którego na niej powieszono był tamtejszy baron, zabójca własnej żony. Podobny los spotykał nie tyko morderców i złodziei, ale nawet kłusowników. Ich rozkładające się ciała wisiały na łańcuchach tygodniami ku przestrodze okolicznym mieszkańcom i podróżnym. Dreszczyk emocji gwarantowany, zwłaszcza po zachodzie słońca.

Oz - NaszeMiasto.pl


Mysłakowice. Kolumny z Pompei

Żeby zobaczyć autentyczne zabytki z zalanych lawą Wezuwiusza Pompei, nie trzeba jechać do Włoch. Wystarczy odwiedzić Mysłakowice – największą wieś Kotliny Jeleniogórskiej.

Przed wejściem do tamtejszego kościoła zwracają uwagę dwie kolumny, zdobiące niezabudowany przedsionek. Ich głowice pochodzą właśnie z Pompei. Król pruski Fryderyk Wilhelm III otrzymał je w darze od władcy Neapolu i postanowił wyeksponować w swojej posiadłości. W ten sposób fragmenty budowli zaginionego miasta znalazły się w podkarkonoskieh wsi.

OZ -


Przedgórze Karkonoszy

Zapraszamy w rejon Sobieszowa i Jagniątkowa, dzielnic Jeleniej Góry, położonych malowniczo w dolinie Wrzosówki, która wypływa z Czarnego Kotła Jagniątkowskiego. Trasa rozpoczyna się w centrum Sobieszowa i prowadzi niebieskim szlakiem, równolegle do drogi, w stronę Jagniątkowa. Ścieżka wiedzie najpierw przez zabudowania Sobieszowa, następnie zboczem Ostrosza w stronę wzgórza Sobiesz (633 m n.p.m.). Podczas łagodnego podejścia brzegiem lasu możemy podziwiać panoramę wzgórz Żar i Chojnik, z imponującymi skalnymi ścianami i ruinami zamku na szczycie drugiego z nich. W trakcie naszej wędrówki mamy okazję obserwować dwa piętra roślinności Karkonoszy: piętro pogórza sięgające do wysokości 500 m n.p.m. oraz piętro regla dolnego (500-1000 m n.p.m.), zajmujące wyższe partie wzgórz. Piętro pogórza to lasy mieszane z udziałem m.in. buka, jawora, dębu, olszy, sosny i modrzewia. Piętro regla dolnego to przede wszystkim lasy bukowe, zwłaszcza na zboczach Żaru i Chojnika, oraz lasy świerkowe sztucznego pochodzenia.

Za Sobieszem niewielkie obniżenie przełęczy Cmentarzyk (590 m n.p.m.). Przy szlaku rozsiane są niewielkie skałki o nazwie Gromiska. Za przełęczą szlak wspina się dość stromym zboczem Trzmielaka (647 m n.p.m.), następnie trawersuje do miejsca, gdzie łączy się ze szlakiem żółtym, prowadzącym Cichą Doliną od Piechowic. Wśród malowniczych skałek o nazwie Skarbczyk obydwa szlaki doprowadzają nas do drogi asfaltowej u podnóża wzgórza Grzybowiec (750 m n.p.m.) – najwyższego szczytu zachodniej części Pogórza Karkonoszy – tu krzyżują się szlaki: niebieski, żółty i zielony. Nieopodal, na widokowej polanie poniżej szczytu Grzybowca, znajdują się zabudowania niegdysiejszego ośrodka kolonijnego oraz hotelu (obecnie prywatna posesja). Kolejny etap wędrówki wiedzie szlakiem zielonym, w dół drogi asfaltowej, w stronę Jagniątkowa. Po odcinku około 500 m szlak skręca w lewo i trawersuje zboczem Sośnika (650 m n.p.m.) i Trzmielaka, ponad zabudowaniami Jagniątkowa. Stąd roztacza się wspaniała panorama zachodniej części grzbietu Karkonoszy. Ścieżka sprowadza nas do drogi. Tu, dalej za szlakiem zielonym, przekraczamy Wrzosówkę i pokonujemy krótkie, strome podejście na zbocze wzgórza Żar (680 m n.p.m.). W tym miejscu możemy podziwiać wspaniały drzewostan bukowy w jesiennej szacie. Wygodną drogą trawersujemy zbocze Żaru, schodząc łagodnie w stronę Piekielnej Doliny. Szlak prowadzi również przez las świerkowy, w którym można obserwować naturalne odnowienie buka. Dochodzimy do Piekielnej Doliny, u podnóża Chojnika (627 m n.p.m.). Z tego miejsca wspaniale widać skaliste ściany i zbocza wzgórza. Stąd też można wejść na jego szczyt szlakiem czerwonym lub zielonym i żółtym, albo wybrać wariant zejścia do Sobieszowa (znaki czerwone) bądź w stronę Zachełmia czy Przesieki (dalej znaki zielone).

Tekst pochodzi z

Barbara Wieniawska - NaszeMiasto.pl

 

Wulkany w Kotlinie Jeleniogórskiej


W swojej długiej i bogatej historii geologicznej Sudety były wielokrotnie poddawane ruchom tektonicznym, którym towarzyszyły zjawiska wulkaniczne. Do najmłodszych, najlepiej widocznych w krajobrazie i najbardziej znanych form wulkanicznych należą imponujące pozostałości trzeciorzędowych stożków wulkanicznych, skupione głównie na Pogórzu Kaczawskim: Ostrzyca, Grodziec, Wilkołak czy Czartowska Skała. Taką samą genezę ma też słynna żyła bazaltowa w Małym Śnieżnym Kotle w Karkonoszach, uważana za najwyżej położone w Europie Środkowej przebicie bazaltowe. Mało kto jednak wie, że również na dnie Kotliny Jeleniogórskiej istniały w trzeciorzędzie wulkany. Dobrze widoczne ślady po ich działalności można oglądać do dziś.

Przejeżdżając przez wschodnią dzielnicę Jeleniej Góry – Maciejową główną drogą od strony Wrocławia, po północnej stronie szosy dostrzeżemy grupę niewysokich i niezbyt wyróżniających się w krajobrazie wzgórz. Należą one do pasma Wzniesień Dziwiszowskich i tylko niektóre przekraczają wysokość 400 m n.p.m. Właśnie część z nich stanowi pozostałość wulkanów, jakie działały w Kotlinie Jeleniogórskiej w czasie ostatniej, alpejskiej orogenezy, około 25-15 mln lat temu.

Na obszarze Wzniesień Dziwiszowskich udało się zidentyfikować cztery trzeciorzędowe przebicia bazaltowe. Trzy z nich znajdują się na wyraźnie zaznaczających się w krajobrazie kulminacjach. Są to wzgórza: Skowron (390 m n.p.m.), położone od niego około 500 m na zachód bezimienne wzgórze o wysokości 405 m n.p.m. oraz leżące około 750 m na południe od tego drugiego wzniesienia, również nieposiadające własnej nazwy, wzgórze o wysokości 400 m n.p.m. Co ciekawe, eksploatacja bazaltu w przeszłości odsłoniła na wierzchołkach tych kulminacji dawne kratery, które do dzisiaj są świetnie zachowane. Sezonowo ich dno wypełnia woda, a w ścianach można zaobserwować ciekawe granitowe porwaki, czyli fragmenty skały granitowej w ciemnej bazaltowej masie. Ostatnie, czwarte stanowisko bazaltu występuje około 400 m na północ od wzgórza 405 m n.p.m., przy zakręcie gruntowej drogi do Dziwiszowa. Niczym nie wyróżnia się ono w krajobrazie i przez to jest najtrudniejsze do odszukania.

Najciekawszym i najbardziej znanym przykładem dawnego wulkanizmu w kotlinie jest bezleśne wzgórze Skowron. Z daleka wygląda ono bardzo niepozornie, wznosząc się zaledwie kilkanaście metrów ponad otaczający je równinny teren, pokryty gruntami ornymi. W jego wnętrzu znajduje się jednak imponujący, głęboki krater o urwistych, miejscami skalistych ścianach. Największe odsłonięcia litej skały znajdują się w południowej jego części, tutaj również można obejrzeć interesujące miejsca kontaktu ciemnej skały bazaltowej z jasnym, nieco zwietrzałym granitem. Malowniczości wyrobisku dodaje niewielki staw na jego dnie o wymiarach około 8 × 10 m, z wodą o zielonkawym zabarwieniu.

Podobny charakter ma wzgórze o wysokości 405 m n.p.m., leżące na zachód od Skowrona. W przeciwieństwie do tego pierwszego, jest ono w całości porośnięte lasem, przez co traci walory widokowe. Tutaj także zachował się sztuczny krater. Ma znacznie większą średnicę niż ten w Skowronie, ale za to trudniej znaleźć w nim odsłonięcia litej, bazaltowej skały. Ściany krateru są dwustopniowe: mniej więcej w połowie ich wysokości znajduje się obszerne spłaszczenie, co może świadczyć o tym, że pod koniec eksploatacji kamieniołomu wyrobisko było albo pogłębiane w środku, albo też rozszerzane na boki. Na jego dnie również sezonowo gromadzi się woda.

Trzecie spośród omawianych wystąpień bazaltu znaleźć można w niewielkim kamieniołomie na wschodnim zboczu wzgórza o wysokości 400 m n.p.m. Sam wierzchołek, choć ma kształt pięknego, regularnego stożka, zbudowany jest z granitu, dzięki czemu nie został zniszczony w trakcie eksploatacji bazaltu. To wyrobisko jest najmniejsze z opisywanych i nie przypomina swoim wyglądem, tak jak dwa poprzednie, krateru – ma nieregularny, mocno wydłużony kształt. Na jego zboczach jest jednak kilka niezbyt wysokich bazaltowych ścianek skalnych.

Te trzy wystąpienia bazaltów są łatwe do odszukania, co można polecić jako cel krótkiego, niemęczącego spaceru nie tylko miłośnikom geologii. Wycieczkę najlepiej rozpocząć przy niedokończonym węźle drogowym w Grabarach, w miejscu, gdzie zaczyna się dwujezdniowa obwodnica Jeleniej Góry. Stąd na północ prowadzi w kierunku Dziwiszowa asfaltowa dróżka. Po około 400 m asfalt się kończy, a droga zagłębia się w niewielki lasek. Na prawo od drogi, w odległości około 100 m, znajduje się pierwsze z wystąpień bazaltu. Zlokalizowane jest ono na zboczu wzgórza o wysokości 400 m n.p.m., po przeciwnej, wschodniej stronie jego wierzchołka.

Prowadząc dalej na północ, droga po około 500 m dochodzi do zwartej ściany lasu. Po prawej stronie wznosi się kolejne wzgórze (405 m n.p.m.) z największym kraterem na wierzchołku. Aby do niego dojść, najlepiej po okolo 200 m od wejścia w las skręcić w prawo, w nieco zarośniętą leśną dróżkę, która wznosząc się spiralnie wokół góry, po następnych 200 m kończy się na dnie wyrobiska.

Od kamieniołomu należy wrócić do leśnej drogi i kontynuować marsz w kierunku północnym. Po około 300 m dojdziemy do skrzyżowania wyraźnych dróg gruntowych. Około 100 m na zachód od tego miejsca, po zewnętrznej stronie łuku drogi w stronę Dziwiszowa znajduje się najmniej widoczne wystąpienie bazaltów. Jest ono zupełnie nieczytelne w terenie i bardzo trudne do odszukania. Warto jednak na skrzyżowaniu wybrać drogę w prawo, w kierunku Maciejowej, aby dojść do najbardziej interesującej pozostałości trzeciorzędowego wulkanizmu w kotlinie – wzgórza Skowron. Widoczne jest ono po niespełna 500 m, tuż po wyjściu z lasu. Nieco spłaszczone, prawie bezleśne wzniesienie znajduje się kilkadziesiąt metrów na lewo od drogi. Warto podejść na jego wierzchołek, aby spojrzeć w głąb imponującego, częściowo skalistego krateru.

Tą samą drogą po 750 m można dojść do Maciejowej, skąd, kierując się na zachód główną drogą, po niecałym kilometrze dojdziemy do początkowego punktu wędrówki przy węźle drogowym w Grabarach. Długość całej trasy wynosi niecałe 3 km i wraz z obejrzeniem wszystkich dawnych wulkanów jej przejście nie powinno zająć więcej niż 2 godziny. Poza ciekawostkami natury geologicznej i geomorfologicznej atrakcją trasy są piękne i rozległe widoki na niemal całą Kotlinę Jeleniogórską oraz otaczające ją pasma górskie: Karkonosze, Góry Kaczawskie i Rudawy Janowickie.

Tekst i zdjęcia Michał Woźniak