Wycieczka
do kopalni
Wałbrzych,
o którym ktoś kiedyś powiedział, że jest najbrzydszym,
ale najpiękniej położonym miastem w Polsce, przez kilka wieków
był małym, prowincjonalnym miasteczkiem. Dopiero w XIX stuleciu
stał się znaczącym ośrodkiem przemysłowym, swój
dynamiczny rozwój zawdzięczając bogatym złożom węgla
kamiennego.
Pierwsze
informacje o miejscach i ludziach związanych z eksploatacją
węgla pojawiły się w pierwszej połowie XV w. Używanie tej
kopaliny, m.in. do ogrzewania pomieszczeń oraz w warsztatach
kowalskich, w cegielniach i wapiennikach, stawało się na Śląsku
coraz bardziej powszechne. W okolicach Wałbrzycha węgiel
kamienny wydobywano już w XVI w. Początkowo wybierano go metodą
odkrywkową, a dopiero później podziemnymi wyrobiskami. Od
połowy XIX w. rozpoczęto eksploatację głębinową za pomocą
szybów. Dziś efektem górniczej działalności jest
olbrzymia ilość przeróżnej wielkości hałd, które
spotyka się w Wałbrzychu niemal na każdym kroku. Na szczęście
bardzo ładnie zarastają drzewami i czasem trudno stwierdzić, czy
to naturalna górka czy hałda, która składa się z
kamienia i pewnej ilości węgla. Jednak dzięki niemu
najbiedniejsi mieszkańcy miasta mają czym w zimie palić, bo wraz
z przemianami w naszym kraju powróciły biedaszyby. W 1998
r. udostępniono do zwiedzania zabudowania w Zakładzie Górniczym
„Julia” w Wałbrzychu, gdzie znajduje się Muzeum
Przemysłu i Techniki. Zabytkowy kompleks
architektoniczno-przemysłowy kopalni w dużej części pochodzi z
drugiej połowy XIX w. Należał wówczas do rodziny
Hochbergów, właścicieli pobliskiego Książa. Muzeum
charakteryzuje się dużym nagromadzeniem obiektów o
znacznej wartości, z których ponad dwadzieścia objętych
jest ochroną konserwatorską.
Nigdzie
w Europie nie ma tak dużego obiektu z tego okresu związanego z
górnictwem, a jednocześnie zachowanego w tak dobrym
stanie. Centrum zabytkowego kompleksu stanowią murowane wieże
wyciągowe szybu „Julia” z 1867 r. i szybu „Sobótka”
z roku 1874. Zbudowano je na wzór sewastopolskich baszt,
znanych z okresu wojny krymskiej, ze stalowymi wieżami z 1893 r.
(„Julia”) i 1902 r. („Sobótka”).
Tak wykonane wieże są wielką rzadkością, a w połączeniu ze
sprawnymi jeszcze dwoma elektrycznymi urządzeniami wyciągowymi
„Siemensa” z lat 1911-1914 – należą do
nielicznych takich zespołów na świecie. Maszyny te
służyły nie tylko do opuszczania i wyciągania górników,
ale także do wydobycia węgla na powierzchnię kopalni. Warto
wspomnieć, że liny stalowe zaczęto stosować dopiero od połowy
XIX w., natomiast wcześniej używano lin konopnych. W skład
kompleksu muzealnego wchodzą także obiekty przeróbki
mechanicznej węgla z lat 1888-1902, składające się z sortowni,
płuczki i flotacji. Do niedawna był to jedyny czynny w Europie
zakład oczyszczający urobek węglowy. Wszystko uzupełniają
zabytkowe budowle starych kotłowni, które zasilały
pracujące w kopalni maszyny parowe, oraz kuźnia, warsztaty,
markownia, lampownia, a także łaźnia i szatnia łańcuszkowa. Ta
ostatnia robi niezwykłe, może nawet przerażające wrażenie. 3500
czarnych ubrań zwisających z sufitu, w wielkim i ciemnym
pomieszczeniu, przywołuje na myśl najbardziej mroczne filmy
grozy. Ubrania pozostawili ostatni pracujący tu górnicy.
Zdarza się, że niektórzy z nich przychodzą tutaj, by
wspomnieć swoją pracę przy fedrowaniu węgla w dawnej kopalni
„Thorez”. – Przyjeżdżają nawet Niemcy, którzy
wyjechali stąd w latach pięćdziesiątych i szukają swoich
numerków przy łańcuszkach – powiedział Zdzisław
Ziółkowski, który przepracował 25 lat na dole i 4
lata na powierzchni, a od kilku lat oprowadza wycieczki po
kopalni. Turyści wprawdzie nie mogą zjechać na dół, ale
zwiedzają sztolnię z 1939 r., stanowiącą namiastkę dołu
kopalnianego. Można tam obejrzeć maszyny i przeróżne
urządzenia do urabiania i transportu węgla: wózki na
urobek, przenośniki, potężne wiertarki, które musiały
obsługiwać dwie osoby, ponadto obudowy chodników,
podwieszaną kolejkę do transportu materiałów, ciężkie
górnicze telefony.
Na
terenie kopalni zachowała się podziemna „Lisia Sztolnia”
z 1791 r., długości 1700 m. Trzy lata później zalano ją
wodą i od tego momentu służyła wydobywaniu węgla na powierzchnię
za pomocą łodzi. Sczepiano ze sobą do pięciu łodzi, wpływano w
górę, ładowano węgiel, następnie wypływano na zewnętrzny
staw i stąd już ładowano go na furmanki. Od początku swojego
istnienia sztolnia funkcjonowała także jako atrakcja
turystyczna, którą zwiedzali kuracjusze pobliskich
uzdrowisk, artyści, generalicja, głowy koronowane, arystokracja.
W 1816 r. płynęła tędy m.in. ks. Izabela Czartoryska z Puław.
Drogę łodzi oświetlały pochodnie, a zakończeniem podróży
była wizyta w specjalnie wybitej komnacie, w której
turyści mogli biesiadować i tańczyć. W tej chwili sztolnia jest
„przebrana”, tzn. można ją przejść w zasadzie suchą
nogą na całej długości, czyli od wejścia do szybu „Julia”
i „Sobótka”. Trzeba ją jednak uszczelnić,
wybetonować i zalać wodą przynajmniej na jeden metr, aby była
spławna i żeby mogły nią pływać łodzie, jak przed dwustu laty.
Być może w ten sposób powstanie najdłuższa kopalniana
spławna trasa w Europie, udostępniona turystom. Jeśli się uda,
„Lisia Sztolnia” zostanie otwarta na Barbórkę
2002 roku. Zwiedzanie kopalni Muzeum Przemysłu i Techniki czynne
jest od wtorku do soboty. Zwiedzanie z przewodnikiem odbywa się
jedynie o godz. 9.00 i 11.00. Możliwe jest oczywiście wejście w
innych terminach i godzinach, ale po wcześniejszym telefonicznym
uzgodnieniu (074/842-20-30; tel./fax 074/842-20-39). Bilet dla
dorosłych kosztuje 3 zł, dla dzieci 2 zł. Czas zwiedzania około
1,5 godziny. Turyści zagraniczni mogą otrzymać przewodnika ze
znajomością języków: angielskiego, francuskiego i
niemieckiego, po wcześniejszym zgłoszeniu telefonicznym i za
dodatkową opłatą.
Tekst
pochodzi z miesięcznika
![](../sudet.gif)
Ryszard
Strzelewicz - NaszeMiasto.pl
![](../top03_1.gif)
Cerkiewka
w Sokołowsku
![](cerkiew2.jpg)
„Ruski
pawilon” – jak cerkiew nazywano – służył
pijakom, przygodnym wędrowcom, stał się miejscem schadzek. Z
wnętrza zniknął drewniany ikonostas i całe wyposażenie.
Od
połowy XIX w. znany był w Europie śląski zakład leczniczy
doktora Hermana Brehmera w Sokołowsku (wtedy Görbersdorf).
Brehmer w 1853 r. otworzył tu, prawdopodobnie pierwszy w
świecie, ośrodek leczenia gruźlicy. Szeroko znany zespół
sanatoryjny ściągał wielu kuracjuszy, a wśród nich
poddanych cara Mikołaja II. To dla nich w 1901 r., kosztem 21
tysięcy marek, według projektu architektów
Krzyżanowskiego i Gromera zbudowano kaplicę prawosławną ku czci
św. Michała Archanioła. Aczkolwiek w owych czasach cerkiew tak
bardzo oddalona od prawosławnego Wschodu nie należała do aż tak
wielkich rzadkości – w kurortach zachodniej i południowej
Europy budowało się i cerkiewki, i synagogi – to podobne
obiekty zachowały się do dzisiaj w niewielu miejscach, np.
Mariańskich Łaźniach i Wiesbaden.
Budowę
sokołowskiej cerkiewki zainicjowano w 1898 r., a
błogosławieństwa na jej rozpoczęcie udzielił metropolita
petersburski Palladiusz, któremu podlegały wszystkie
zagraniczne cerkwie europejskie. Hrabia, ks. Aleksy von Maltzew,
kapelan przy ambasadzie rosyjskiej w Berlinie, kupił na początku
XX w. w Sokołowsku plac pod budowę nowej świątyni, który
przekazał berlińskiemu Prawosławnemu Bractwu św. Włodzimierza.
Ono także prowadziło jej budowę, powoławszy wcześniej komitet
złożony z wielu znaczących obywateli. W wydanym w 1906 r.
„Bratskim jeżegodniku” (Roczniku Bractwa)
zamieszczono opis sokołowskiej cerkiewki. Wynika z niego, że
cokół budowli został wzniesiony z piaskowca, a ściany z
przepięknej cegły licówki. Pozłacaną kopułę – dar
rosyjskiego konsula O. A. von Essena – wieńczył złocony
krzyż. Architektonicznie kaplicę zbudowano w ruskim stylu, w
starym jarosławskim typie. Miała przytulne, jasne wnętrze i
mogła pomieścić do stu osób. Uroczystość jej wyświęcenia
odbyła się 3 września (21 sierpnia starego stylu) 1901 r.
Obrzędu tego dokonał protoprezbiter Aleksy von Maltzew w asyście
wielu kapłanów, wśród których obecny był
ks. Bazyli Goeken z Drezna, przez wiele lat obsługujący tę
świątynię. Do I wojny światowej kaplica służyła ściągającym do
wód Rosjanom, potem – w okresie międzywojennym –
stała się miejscem kultu dla rozproszonej na Zachodzie
rosyjskiej emigracji. Zmieniła wiernych po II wojnie światowej.
Jak wynika z relacji świadków, jeszcze w 1946 r. w oknach
wieżyczki widać było blask łampadki zapalanej przez ewangelików.
Dla nich bowiem cerkiew stała się domem Bożym. Po 1950 r., kiedy
kaplicą zawładnęło uzdrowisko, szybko postępowała dewastacja
obiektu. Najpierw w jej podziemiach zlokalizowano kostnicę.
Później „Ruski pawilon” – jak cerkiew
nazywano – służył pijakom, przygodnym wędrowcom, stał się
miejscem schadzek. Zniknął przede wszystkim drewniany ikonostas
i całe wyposażenie.
W
latach osiemdziesiątych obiekt za symboliczne pieniądze kupił
pewien lekarz. Nowy właściciel zdjął z kopuły krzyż i oddał go
do cerkwi w Wałbrzychu. Przerobił wnętrze, dzieląc je na dwa
poziomy, a w podziemiu, pod dawnym ołtarzem, urządził łazienkę.
W 1996 r., po wielkich trudnościach, proboszcz wrocławskiej
cerkwi św. św. Cyryla i Metodego i niemiecka fundacja
„Renovabis” za cenę 40 tysięcy marek odkupili obiekt
dla prawosławnej diecezji wrocławsko-szczecińskiej. W 1998 r.
arcybiskup Jeremiasz, ordynariusz prawosławnej diecezji
wrocławsko-szczecińskiej, erygował w Sokołowsku samodzielną
parafię prawosławną, której proboszczem został ks. mitrat
Eugeniusz Cebulski, pełniący jednocześnie obowiązki proboszcza
wrocławskiej cerkwi św. św. Cyryla i Metodego. Sokołowska
cerkiewka wróciła do swoich funkcji liturgicznych.
Tekst
Piotr
Gerent -
strona internetowa ![](../naszemiast3.gif)
![](../top03_1.gif)
Miszkowice.
Zapomniany zakątek
![](Miszkowice3.jpg) ![](Miszkowice2.jpg)
Bardzo
ciekawe i mało znane tereny znajdują się między Wzgórzami
Bramy Lubawskiej, Grzbietem Lasockim a Szczepanowskim Grzbietem.
Leży tam kilka miejscowości, z których rozpościerają się
widoki nawet w czerwcu na ośnieżone jeszcze Karkonosze. Mimo
wybitnych walorów krajoznawczych i turystycznych nie ma
tu tłoku na szlakach, ścieżkach i górskich drogach.
Każdy, kto tu przyjedzie, znajdzie wiele słabo spenetrowanych,
cichych i odludnych miejsc.
Między
niewysokimi górami Chełmczykiem, Zadzierną i Zameczkiem w
latach 1903-1905 wzniesiono niewielką kamienną zaporę na Bobrze,
którego źródła znajdują się kilka kilometrów
stąd, po drugiej stronie granicy z Czechami. W 1988 r. zbudowano
nową zaporę czołową i boczną, dzięki czemu powstało jedno z
najwyżej położonych jezior zaporowych w Polsce. Na zalewie można
łowić ryby (karasie, karpie, szczupaki), wykupując kartę w
Polskim Związku Wędkarskim znajdującym się przy samym zbiorniku.
Leżąca przy zaporze wieś Bukówka to niewielka miejscowość
wzmiankowana w średniowieczu, a jej powstanie być może łączyć
należy z wydobywaniem złota w okolicy. W końcu XIV w. wieś stała
się własnością klasztoru w Krzeszowie i było tak aż do
sekularyzacji w roku 1810. Nie ma tu ciekawych zabytków
architektury, ale miejsce to można traktować jako bazę wypadową.
Przez wieś przebiega bowiem Główny Szlak Sudecki im. dr.
Orłowicza. W jedną stronę prowadzi do Krzeszowa, w drugą w
Rudawy Janowickie. Niebieskim szlakiem z kolei dojdziemy na
przełęcz Okraj przez Niedamirów. Tu warto zatrzymać się w
„Domu Trzech Kultur” Barbary i Dariusza Justów
i pogawędzić o sztuce. Po drugiej stronie jeziora Bukówka
leżą Miszkowice, w średniowieczu należące do książąt
świdnicko-jaworskich.
Najciekawszym
obiektem we wsi jest bardzo zniszczona (w 1996 r. zawaliła się
część budynku) tzw. karczma książęca na zboczu Książęcej Kostki.
Nawet w tym stanie ciągle stanowi jeden z najciekawszych
przykładów sudeckiego budownictwa ludowego. Według
miejscowych podań już w 1102 r. stał tu myśliwski dwór
czeskiego księcia Michała. Na jego miejscu w XVI w. zbudowano
karczmę sądową, przebudowaną w drugiej połowie XVIII w. Karczma
jest dwukondygnacyjnym budynkiem, do którego prowadzą
zewnętrzne, obudowane schody. W jej pobliżu stoi ruina kościoła
protestanckiego, niegdyś uważanego za jeden z najpiękniejszych
tego typu kościołów w Sudetach. Niebawem zostanie po nim
zapewne pusty plac, wieża i dach runęły bowiem już kilka lat
temu. Po drugiej stronie drogi natomiast znajduje się barokowy
kościół katolicki z masywną, wysoką wieżą, pochodzącą ze
starszej świątyni. Z Miszkowicami sąsiadują Jarkowice, położone
w jednym z najpiękniejszych zakątków tej części Sudetów.
Tutejsza ludność w średniowieczu pracowała w kopalniach rud
żelaza, a w wiekach późniejszych rozwinęła się tu
produkcja lnianego płótna. Już na początku XX stulecia
wieś stała się znaną miejscowością wypoczynkową, zawdzięczając
to dobrym warunkom śniegowym. Z Lubawki uruchomiono wtedy nawet
specjalną linię omnibusową, przywożącą wczasowiczów. Dla
ich wygody funkcjonowały tu m.in. zakład kąpielowy, kawiarnia z
kolumnadą, liczne gospody, a dużym powodzeniem cieszyło się piwo
z browaru zamkowego. Niestety, do naszych czasów nic z
tego nie przetrwało. W górnej części wsi w potoku
Srebrnik znajduje się bank genów pstrąga, a w pobliżu
ruiny wapiennika z XIX w. Stąd można dojść żółtym
szlakiem do szlaków niebieskiego i zielonego i dalej na
przełęcz Okraj, gdzie jest przejście graniczne do Czech (także
samochodowe). Warto podejść albo podjechać do Opawy, gdzie
zachowało się kilka interesujących zabytków. Wśród
nich barokowy kościół z kilkoma całopostaciowymi płytami
nagrobnymi. Ciekawy jest bardzo zniszczony, renesansowy dwór
sołtysa, służący później jako karczma sądowa. Na uwagę
zasługuje także wiele starych domów z minionego stulecia,
zarówno drewnianych, jak i murowanych.
Tekst
Romuald M. Łuczyński
z ![](../naszemiast3.gif)
![](../top03_1.gif)
Góry
Suche – sudeckie Tatry?
W
przeciwieństwie do większości pasm sudeckich, cechujących się
płaskimi, wyrównanymi wierzchowinami, masyw Gór
Suchych jest dużo bardziej zróżnicowany.
![](sucheG.jpg)
Pod
względem rzeźby terenu Góry Suche, będące najwyższą
częścią długiego łańcucha Gór Kamiennych, stanowią jedną
z ciekawszych grup górskich w Sudetach. W przeciwieństwie
do większości pasm sudeckich, cechujących się płaskimi,
wyrównanymi wierzchowinami, masyw Gór Suchych jest
dużo bardziej zróżnicowany. Odmienność tę widać wyraźnie,
jadąc chociażby od strony Wrocławia czy Legnicy;
charakterystyczny „postrzępiony” grzbiet Gór
Kamiennych, w szczególności Gór Suchych, wyraźnie
wyróżnia się spośród innych pasm, przypominając
nieco łańcuch gór wysokich.
W
krajobrazie Gór Suchych dominują bardzo strome stożki i
kopuły, które, połączone ze sobą podstawami, tworzą
grzbiety. Rozdzielają je głęboko wcięte, długie doliny, również
o stromych zboczach. Ze względu na specyfikę podłoża, są one
często suche (stąd „Góry Suche”). Grzbiety
łączą się ze sobą w centralnej, najwyższej części pasma, w
której dominuje Waligóra (936 m n.p.m.) oraz nieco
niższe: Suchawa (928 m), Kostrzyna (906 m) i Włostowa (903 m).
Zróżnicowanie morfologii gór sprawia, że pomimo
niezbyt dużej wysokości, ubogich zespołów roślinnych i
jednorodnej budowy geologicznej są one bardzo atrakcyjnym
terenem do wycieczek górskich.
Charakterystyczne
ukształtowanie rzeźby Gór Suchych jest przede wszystkim
wynikiem specyficznej przeszłości geologicznej obszaru, na
którym znajdują się Góry Kamienne. Należą one do
dużej jednostki geologicznej Sudetów, określanej mianem
niecki śródsudeckiej. Nieckę, powstałą w trakcie
orogenezy waryscyjskiej, podczas której piętrzyły się
Sudety, wypełniają serie skał osadowych i wulkanicznych. Skały
wulkaniczne (porfiry i melafiry) utworzyły się na przełomie
karbonu i permu, kiedy to szczelinami wylała się magma z wnętrza
Ziemi. W kolejnych epokach geologicznych, gdy niecka śródsudecka
stanowiła zbiornik sedymentacyjny, zostały one przykryte skałami
osadowymi, takimi jak zlepieńce, piaskowce i iłowce. Później
w wyniku selektywnego działania procesów erozyjnych i
denudacyjnych, szybciej i łatwiej niszczących mniej odporne
skały osadowe, doszło do wypreparowania twardszych porfirów
i melafirów, które zostały odsłonięte w postaci
skałek, odosobnionych wzniesień, a nawet całych grzbietów
górskich. Tworzą one obecnie strome stożki i kopuły, o
charakterystycznych kształtach wzgórz wulkanicznych,
które dominują w krajobrazie Gór Suchych. Takie
ukształtowanie rzeźby jest określane jako inwersja (odwrócenie)
rzeźby; skały, które dawniej tworzyły dno zbiornika
sedymentacyjnego, dziś budują kulminacje terenu. Błędne jest
natomiast często spotykane stwierdzenie, że Góry Kamienne
są górami wulkanicznymi. W rzeczywistości ich rzeźba nie
jest tylko wynikiem działalności wulkanizmu, lecz bardziej
złożonego procesu, którego jednym z etapów było
odsłonięcie starszych skał wulkanicznych.
Nietypowa
i zróżnicowana morfologia stanowi główny atut Gór
Suchych i jest podstawową atrakcją, jaką te góry mają do
zaoferowania odwiedzającym je turystom. Wędrowanie po szlakach
jednak nie zawsze jest tu lekkie, łatwe i przyjemne, często
wiąże się ze sporym wysiłkiem. Wśród znawców
Sudetów można spotkać się z opinią, że Góry
Kamienne, a szczególnie Góry Suche, należą do
najbardziej wymagających kondycyjnie pasm górskich w
Sudetach. Szlaki turystyczne prowadzą tutaj często wprost po
linii grzbietu, co powoduje, że droga składa się niemal
wyłącznie z bardzo stromych podejść i zejść, z minimalną ilością
odcinków płaskich. Stromość szlaków nierzadko
przekracza 30%, co jest nachyleniem bardzo dużym i sprawia, że
po dłuższych opadach deszczu lub w zimie niektóre szczyty
stają się niemal nie do zdobycia.
Aby
poznać krajobraz Gór Suchych, wystarczy chociażby
odwiedzić okolice schroniska „Andrzejówka”,
znajdującego się na Przełęczy Trzech Dolin, w centralnej części
masywu. Nazwa przełęczy dokładnie oddaje charakter rzeźby
otoczenia; schodzą się tu górne wyloty trzech dolin,
rozdzielających trzy wyraźnie wypiętrzone grzbiety górskie:
odchodzący na południe najwyższy grzbiet Waligóry, ramię
Bukowca, ciągnące się ku północnemu zachodowi, oraz
biegnący na północny wschód i wschód długi
grzbiet z Klinem, Turzyną i Jeleńcem. Z przełęczy warto przejść
się żółtym i następnie niebieskim szlakiem do Sokołowska
przez najwyższe wierzchołki pasma: Waligórę, Suchawę,
Kostrzynę i Włostową. Szlak składa się prawie z samych bardzo
stromych zejść i podejść na kolejne szczyty, jest niezwykle
atrakcyjny krajobrazowo i chyba najlepiej zapoznaje z
charakterem rzeźby Gór Suchych. Swego rodzaju wyczynem
może być zdobycie Stożka Wielkiego. Szczyt ten, widziany z
doliny Ścinawki, szczególnie od strony Unisławia
Śląskiego, rzeczywiście prezentuje się w postaci foremnego
stożka; wejście na niego jest jednym z najbardziej stromych w
Górach Suchych, ale wysiłek wynagradza roztaczająca się z
wierzchołka panorama Gór Wałbrzyskich. Dla turystów
preferujących dłuższe wycieczki godny polecenia jest zielony
szlak graniczny z Mieroszowa przez Ruprechtický Špičák
i Czarnoch do Tłumaczowa. Poza ładnymi widokami oferuje on także
ciszę i spokój, o które znacznie trudniej w
okolicach „Andrzejówki”.
W
podobny sposób jak Góry Suche zostały także
ukształtowane sąsiednie pasma, w szczególności Góry
Krucze, będące również częścią Gór Kamiennych,
oraz fragmenty Gór Wałbrzyskich, przede wszystkim masyw
Borowej, stanowiący ich południowy skraj. Pasma te należą do tej
samej jednostki geologicznej, w zbliżony sposób
przebiegał rozwój ich rzeźby, co znalazło swój
wyraz w malowniczości i różnorodności ich krajobrazu.
Tekst
pochodzi z miesięcznika
![](../sudet.gif)
Michał
Woźniak - NaszeMiasto.pl
![](../top03_1.gif)
Sokołowsko
– zapomniane uzdrowisko
![](sokolowsko2.jpg)
Sokołowsko
to pięknie położona miejscowość w zacisznej dolinie, osłonięta
od wiatrów niewysokimi wzniesieniami Gór Suchych,
znana już od półtora wieku jako uzdrowisko typu
klimatycznego. Rozciąga się na wysokości 530-580 m n.p.m.,
wzdłuż potoku Sokołowca.
Miasto
wyróżnia się wielkimi walorami krajobrazowymi. Ma też
swoisty mikroklimat, który charakteryzuje się dużą
czystością powietrza i znacznym nasłonecznieniem. Z tego powodu
w początkach lat pięćdziesiątych XIX w. Herrmann Brehmer właśnie
tutaj postanowił założyć pierwsze na świecie klimatyczne
uzdrowisko dla chorych na gruźlicę. Dr Brehmer był twórcą
fizykalno-dietetycznej metody leczenia gruźlicy płuc i jako
pierwszy twierdził, że może ona być uleczalna. Osiadł tu w 1854
r. i natychmiast rozpoczął praktykę lekarską. W pierwszym roku
pacjenci mieszkali u miejscowych chłopów. Wkrótce
jednak Brehmer uzyskał koncesję na otwarcie zakładu, który
stał się wzorcowym dla później powstających sanatoriów
przeciwgruźliczych, także tego w słynnym szwajcarskim Davos.
Miejscowość szybko zdobyła sławę, a wśród wielu
uleczonych pacjentów byli m.in. hrabia von Waldersee,
poeci Heinrich Seidel, Albert Emil Brachvogel i Rudolf von
Gottschall. W latach 1874-1880 asystentem dr. H. Brehmera był
polski lekarz dr Alfred Sokołowski, na którego cześć po
II wojnie światowej wprowadzono nazwę Sokołowsko.
W
latach 1867-1878 powstał pierwszy wielki budynek sanatorium
przeciwgruźliczego dr. H. Brehmera (po wojnie „Grunwald”).
Zbudowano go z czerwonej cegły, w stylu gotyckiego zamku, z
dwiema basztami i dostawioną halą spacerową. Urządzono w nim dwa
ogrody zimowe. Później należały do niego trzy wille z 240
łóżkami. Do końca XIX w. wzniesiono wiele innych
pensjonatów i sanatoriów. Wokół nich
zakładano parki i ogrody z wypoczynkowymi i widokowymi altanami,
pawilonami i fontannami, tworząc jedno z najciekawszych i
najpiękniejszych założeń krajobrazowych w dolnośląskich
uzdrowiskach. w 1875 r. dr Römpler zbudował drugie
sanatorium, składające się z kilku willi, w których tuż
przed I wojną światową oferowano miejsca w 85 pokojach. Z kolei
dr Weiker był właścicielem innego sanatorium („Marienhaus”),
wcześniej należącego do hrabiny von Pückler. W 1873 r.
przebywało tu na leczeniu 706 osób, a w grudniu 1894 r.
ponad 200. Dla porównania – w 1875 r. w Świeradowie
Zdroju przebywało 775 kuracjuszy, w Kudowie Zdroju 997, a w
Polanicy Zdroju jedynie 131.
Herrmann
Brehmer zmarł 23 grudnia 1889 r. w Sokołowsku i pochowany został
w parku zdrojowym, wśród świerkowych drzew. Miejscem
spoczynku był grobowiec z cegły, zamknięty żelazną kratą z
inicjałami HB. We Wrocławiu, przy obecnej ul. Komandorskiej
(dawniej Neudorfstrasse), 8 marca 1908 r. odsłonięto pomnik
wielkiego lekarza. Skromne, choć wysokie na około 4 metry
dzieło, w formie popiersia na wysokim postumencie, było
autorstwa berlińskiego rzeźbiarza Paula Bechera. Natomiast w
Sokołowsku odsłonięto przed sanatorium tablicę pamiątkową
poświęconą Brehmerowi. Umieszczono na niej brązową płytę z
popiersiem. Nad nim napis „Dr. Herrmann Brehmer”, a
poniżej „Begründer der Heilanstalt Görbersdorf
1854”. Dziś wprawdzie wszystko to jest zaniedbane, ale
spacerując alejkami i ścieżkami Sokołowska, w wielu miejscach
bez trudu odnajdziemy resztki dawnej świetności.
Po
ostatniej wojnie natychmiast uruchomiono tutejsze zakłady
lecznicze, znajdujące się wtedy pod zarządem Państwowych
Uzdrowisk Dolnośląskich. Leczono, jak za czasów dr. H.
Brehmera, schorzenia górnych dróg oddechowych,
gruźlicę płuc we wszystkich postaciach, prowadzono
rekonwalescencję. Ostatnio uzdrowisko przeżywa regres, a przez
kilka lat wielkie sanatorium „Grunwald” stało puste.
Nadeszła jednak chwila nadziei dla Sokołowska i jego
mieszkańców. Rozpoczął się bowiem remont sanatorium,
któremu warto przecież przywrócić dawne funkcje.
Po lewej stronie drogi do pensjonatu „Leśne Źródełko”
stoi niewielka budowla, której architektura znacznie
wyróżnia się spośród innych na tym terenie. To
murowana cerkiewka, o której więcej pisaliśmy w drugim
numerze „Sudetów”. Od tego czasu zmieniło się
wnętrze świątynki, gdyż w listopadzie 2001 r. zakończono jej
remont. Znajdziemy tutaj oczywiście także kościół
ewangelicki, wybudowany w 1884 r., co ciekawe, w dużej mierze ze
składek kuracjuszy.
Natomiast
w centrum Sokołowska znajduje się pracownia i Autorska Galeria
Rodzinna „Olszam”, prowadzona przez Stacha
Olszamowskiego. Artysta jest wprawdzie rzeźbiarzem, ale chętnie
wykonuje także obrazy olejne, rysunki, pastele. Jeśli nawet nie
kupimy u niego obrazka czy rzeźby, to na pewno miło spędzimy
czas w towarzystwie tego niezwykłego gawędziarza. Wystarczy
zatrzymać się w Sokołowsku choćby na weekend, świetne miejsce do
wędrówek po okolicznych górach. Miłośnikom
przyrody proponujemy wycieczkę na drugą stronę granicy, do
skalnego miasta w Adršpachu. Można się tam wybrać zarówno
samochodem, jak i piechotą. Kto lubi zamki, niech wyruszy żółtym
szlakiem na krótki spacer do ruin Rogowca, znajdujących
się na stromym, skalistym szczycie. W XIII i XIV w. był to jeden
z ważniejszych zamków w księstwie świdnicko-jaworskim.
Zniszczony został w ostatnich latach XV w. i nigdy już go nie
odbudowano. Szlak niebieski (lub czerwony) prowadzi do
niewielkich pozostałości zamku Radosno. Niegdyś zameczek ten
pełnił funkcję strażnicy. Zniszczony w tym samym czasie co
Rogowiec, również nie został odbudowany i do dziś
zachowały się jedynie pozostałości cylindrycznej wieży. Po
drodze do niego można wstąpić do schroniska „Andrzejówka”,
w tamtym rejonie to największy węzeł szlaków
turystycznych. Schronisko powstało w 1933 r. i od razu zyskało
sobie wielką popularność wśród turystów, nawet z
najwyższych sfer. W lutym 1936 r. mieszkała tu holenderska
królowa Wilhelmina z córką Julianą.
Romuald
M. £uczyñski -
ze strony
internetowej ![](../naszemiast3.gif)
![](../top03_1.gif)
Zamek
Cisy.
Pierwsze
wzmianki o murowanej warowni w tym miejscu pochodzą z 1242 roku.
Ale drewniany zamek istniał tu dużo wcześniej. Kształt budowli,
dopóki nie popadła w ruinę, nadał książę świdnicki Bolko
I na przełomie XIII i XIV stulecia. W poowie XIV w. rezydowali w
nim rycerze rabusie, jednak książę Bolko II zdobył go, a zbójów
przepędził. W 1355 książę ofiarował go kasztelanowi Strzegomia
Mikołajowi Bolcze. Częstym gościem w Cisach była księżna
Agnieszka. W 1464 roku zamek został zdobyty przez husytów
i zniszczony. Jednak odbudowano go i nawet powiększono. Ale
następnej wielkiej wojny jak większość śląskich warowni, nie
przetrzymał. Od czasów wojny trzydziestoletniej, kiedy w
1634 roku został spalony przez Szwedów, popada w ruinę. W
XIX stuleciu okoliczni chłopi używali murów zamkowych
jako budowlanego surowca. Dopiero w 1927 roku podjęto prace
konserwatorskie, zabezpieczono wtedy ruiny i zrekonstuowano
wieżę i bramę.
A
co w pobliżu ? Zamek Książ Ruiny Starego Książa
am
- NaszeMiasto.pl
![](../top03_1.gif)
Podziemne Miasto Osówka
Tajemnicze
Podziemne Miasto Osówka, znajdujące się na południowym i
wschodnim zboczu góry Osówka w gminie Głuszyca, to
pozostałość po budowanej podczas II wojny światowej
hitlerowskiej fabryce broni.
Prace
górnicze na masywie Osówki były prowadzone od 1943
r. Według niektórych historyków miała tu być
główna kwatera Hitlera. Okryta podziemna część kompleksu
składa się z trzech sztolni leżących na różnych
wysokościach. Wloty dwóch sztolni oddalone są od siebie o
170 metrów. Całość jest wielkim wyrobiskiem, połączonym
ze sobą systemem chodników i kominów. Długość
zbadanych korytarzy kompleksu wynosi 1700 metrów. Jego
powierzchnia obejmuje około 6,5 km kw., a objętość - 26 tys.
metrów sześciennych. Głównymi budowlami kompleksu
naziemnego są tzw. „Kasyno” i „Siłownia”.
Kasyno jest jednokondygnacyjną budowlą zajmującą blisko 700 m.
kw. Bunkier ma ściany o grubości 1,5 metra. Składa się z 8
połączonych z sobą pomieszczeń. Siłownia to blok betonowy o
wymiarach 29,8 na 30,3 metra. Składa się z tajemniczych
pomieszczeń i zbiorników, do których prowadzą
zaopatrzone w specjalne klamry wejścia. Kompleks Osówka
otwarty jest codziennie w godzinach 10.00-17.00. Wejścia
turystów odbywają się o każdej pełnej godzinie.
(KO)
- NaszeMiasto.pl
![](../top03_1.gif)
Chełmsko Śląskie.
Miasteczko dolnośląskich tkaczy
W
Kotlinie Kamiennogórskiej, nieco na uboczu turystycznych
szlaków, leży Chełmsko Śląskie – małe, senne i
zapomniane, choć bardzo urokliwe miasteczko.
Czasy
świetności ma już dawno za sobą – największy rozkwit
przeżywało od XVII do XIX wieku, kiedy stanowiło ważny ośrodek
płóciennictwa i sukiennictwa. Mieszkańcy okolicznych wsi
trudnili się uprawą lnu i tkactwem. Ich wyroby stały się znane
nie tylko w Niemczech. Zawędrowały nawet do Ameryki. Warto
wspomnieć, że do końca XVIII wieku tkactwo nie było przemysłem w
dzisiejszym znaczeniu tego słowa. Każdy tkacz miał krosna we
własnym domu, kupował przędzę, a następnie sprzedawał gotowe
płótno kupcom i pośrednikom. Przy produkcji była
zatrudniona cała rodzina. W malutkim Chełmsku w 1755roku
mieszkało aż 285 tkaczy i 22 krawców. W kilkudziesięciu
domach warzono piwo. Było kilka karczm, szkoła, przytułek i młyn
wodny. Miasteczko bujnie się rozwijało, o czym świadczy bogata
zabudowa ryneczku, piękny, barokowy kościół Św. Rodziny o
niezwykle bogatym wyposażeniu, czy budynek szkoły parafialnej,
ozdobiony widocznym do tej pory sgrafitti. Pod koniec XVIII
wieku nadeszła jednak rewolucja przemysłowa. Zaczęły powstawać
tkalnie mechaniczne i chałupnicze tkactwo okazało się
nieopłacalne. Ceny przędzy wzrosły, a ceny gotowych tkanin
malały. W Chełmsku wybuchł bunt kilkuset tkaczy, który
wkrótce rozszerzył się na całe Sudety i został krwawo
stłumiony przez wojsko. Miasto zaczęło podupadać i dopiero
budowa tkalni mechanicznych w połowie XIX wieku spowodowała jego
ponowne ożywienie.
Przed
II wojną światową Chełmsko było uważane za „barokową
perełkę” Dolnego Śląska. Na turystów czekały
hotele, gospody i schronisko młodzieżowe. Przyjezdnym serwowano
lokalne przysmaki np. słynne wędzone kiełbaski. Jednak
największą atrakcją były ( i nadal są) drewniane domki tkaczy. W
1707 roku opat cystersów z Krzeszowa kazał postawić 12
jednakowych domów, które miały być jednocześnie
warsztatami pracy dla tkaczy sprowadzonych z Czech. Ludność
miasteczka nazwała je „Dwunastoma Apostołami”.
Kilkadziesiąt lat później postawiono kolejny zespół
domów – „Siedmiu Braci”. Przeznaczono
go dla bawarskich tkaczy drogiego adamaszku. Z „Siedmiu
Braci” pozostał tylko jeden – można go oglądać przy
ulicy Kamiennogórskiej 21. Z „Dwunastu Apostołów”
zachowało się aż jedenaście domków, które oparły
się licznym pożarom, nawiedzającym Chełmsko w XIX wieku. Można
je oglądać ok. 200 metrów od Rynku, na ulicy Sądeckiej.
Są nadal zamieszkane. W jednym z nich odtworzono wnętrze starego
warsztatu i mieszkanie rodziny tkacza. Żeby je obejrzeć, należy
poprosić o klucz w sąsiednim domu. Warto też zwiedzić Rynek i
przejść się barokowymi podcieniami chełmskich kamieniczek.
Niektóre z nich są niestety w bardzo złym stanie i
wkrótce mogą popaść w całkowita ruinę. Nad Rynkiem góruje
wspomniany już kościół Św. Rodziny ze starym, nieczynnym
cmentarzem. Zachowały się na nim ciekawe, osiemnastowieczne
nagrobki. Tuż obok znajdują się budynki szkoły parafialnej i
plebani.
Infomacje praktyczne
Do Chełmska najlepiej samochodem
przez Kamienną Górę lub Lubawkę, albo autobusem PKS z
Kamiennej Góry (kilka autobusów dziennie)
Informacja turystyczna: Lubawka tel. (75) 74 11 929 W Chełmsku
jest hotel, można spać także w gospodarstwie agroturystycznym W
miasteczku działa Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Chełmska
Śląskiego „Tkacze Śląscy", tel. (75) 74 22 250
Tekst
Ola Zaród
-
strona internetowa ![](../naszemiast3.gif)
![](../top03_1.gif)
“Riese”
- podziemna fabryka
Podziemne
Fabryki Walimia, należące do hitlerowskiego kompleksu „Riese”,
to kilkaset metrów korytarzy ze stałą ekspozycją
przedstawiającą warunki pracy jeńców.
Podczas
II wojny światowej znajdowała się w Walimiu filia obozu
koncentracyjnego „Gross Rosen”. Więźniowie drążyli w
masywie góry Włodarz pomieszczenia dla podziemnej fabryki
broni. Walimskich fabryk nigdy nie ukończono. Niemców
zaskoczyły wojska radzieckie, które wyzwoliły te tereny w
maju 1945 roku. Później podziemne konstrukcje objęło w
posiadanie ówczesne Ministerstwo Bezpieczeństwa
Publicznego. Dziś można zobaczyć część z podziemnych fabryk.
Gmina Walim zainwestowała w podziemia i zrobiła z nich wielką
atrakcję turystyczną - „Riese” - Podziemne Fabryki
Walimia.
Trzy
wejścia do walimskich sztolni położone są na wysokości ok. 560 m
n.p.m. Korytarze biegną równolegle do siebie i połączone
są ze sobą systemem wyrobisk. Szerokość wszystkich korytarzy
wynosi ok. 3 metrów, a wysokość od 2 do 3 m. Tylko jedna
z hal, tzw. wartownia, została niemal w całości obudowana
żelbetem. Jako jedyna w całym kompleksie „Riese”
została w tak znacznym stopniu ukończona. Inna z tzw. hal
poprzecznych wygląda na przeznaczoną do umieszczenia w niej
produkcji. Warto to zobaczyć. Wstęp do podziemnych fabryk
kosztuje: 3 zł za bilet ulgowy, 5 zł za normalny. Muzeum w
Walimiu (ul. 3 Maja 26) jest czynne od. godz. 9.00 do godz.
17.00 (w dni powszednie), a w soboty, niedziele i święta do
godz. 19.00. Bilety kosztują: 7 zł (normalny), 4 zł (ulgowy). Na
miejscu można zaparkować samochód oraz kupić przewodniki,
mapy, drobne przekąski i napoje. Jak dojechać do Walimia? Z
Wrocławia do Walimia dojedziemy dwiema drogami. Obie są
niezwykle malownicze i sam przejazd nimi można potraktować jako
ciekawą wycieczkę. Pierwsza droga: * Dojeżdżamy do Lagiewnik,
gdzie skręcamy na Dzierżoniów (Wałbrzych). Z Dzierżoniowa
kierujemy się na Pieszyce. Jedziemy przez Pieszyce, Rościszów,
Przełęcz Walimską. Tu można zrobić przerwę. Na przełęczy jest
parking z bufetem. Gdy chcemy zrobić sobie dłuższą wycieczkę, z
Przełęczy Walimskiej można wybrać się na spacer do schroniska
Sowa lub na samą Sowę. * Z Przełęczy Walimskiej zjeżdżamy w dół
już do samego Walimia. Druga droga: * Dojeżdżamy do Łagiewnik,
gdzie skręcamy do Dzierżoniowa. Kierujemy się na Nową Rudę, do
Jugowa. Do Samego Jugowa nie dojeżdżamy, a jedynie jedziemy
przez Przełęcz Jugowską do Sokolca. Stamtąd przez Rzeczkę do
Walimia. Jedna i druga trasa to same serpentyny. Tu odbywają się
rajdy samochodowe - odcinki specjalne. Gdy będziemy wracać przez
Rościszów, warto zjeść pstrąga prosto z wody w
gospodarstwie agroturystycznym. Jeden pstrąg - usmażony lub
upieczony na grillu kosztuje około 16 zł. Pstrąg, oczywiście,
można najpierw złowić.
Rafał P.
Palacz - NaszeMiasto.pl
![](../top03_1.gif)
|