NISZA NIWALNA - BIAŁY JAR |
Snowbordzista marzec 2008 |
||
KOCIOŁ MAŁEGO STAWU |
|
||
KOCIOŁ WIELKIEGO STAWU |
|
|
||||
21.10.2005 Ratownicy GOPR odnaleźli w Wielkim Stawie ciało 63-letniej mieszkanki Jeleniej Góry. Kobieta od kilku dni była poszukiwana, ponieważ zaginęła w trakcie zbierania jagód. Zginęła najprawdopodobniej 3 października, w poniedziałek. Tragicznie zmarła, razem z koleżanką (także jeleniogórzanką), szukała jagód na grani Kotła Wielkiego Stawu. Z relacji GOPR-owców wynika, że nie były tam po raz pierwszy. Tym razem jednak, niedaleko historycznego schroniska Księcia Henryka , w pewnej chwili kobiety przestraszyły się obserwujących je z punktu widokowego funkcjonariuszy straży granicznej. Tak im się w każdym bądź razie wydawało. W KPN nie wolno zbierać jagód, dlatego postanowiły uciec. Aby trudniej było je złapać, rozdzieliły się. Dopiero po dwóch dniach rodzina tragicznie zmarłej zbieraczki jagód zawiadomiła o jej zaginięciu GOPR. - Ciało znaleźliśmy w wodzie - powiedział nam Maciej Abramowicz, naczelnik Karkonoskiej Grupy GOPR w Jeleniej Górze. - Warunki na szlakach były przez cały tydzień bardzo dobre. Do tragedii nie doszłoby, gdyby kobieta nie zeszła ze szlaku. Ciało kobiety musieli wyciągać płetwonurkowie. |
||||
|
Śmierć w lawinie 26.01.2003 15:53 Tragedia rozegrała się około godziny 13.00 w miejscu nazywanym Korytarzem Liczyrzepy, położonym na wprost schroniska. Pięciu ratowników górskich udało się odkopać z lawiny, która zeszła w Kotle Małego Stawu w Karkonoszach koło Karpacza. Dwóch ratowników w ciężkim stanie przewieziono do Wrocławia. Jeden z mężczyzn pomimo reanimacji nie przeżył. Lawina zasypała grupę polskich i niemieckich ratowników górskich. Ranni zostali czterej Niemcy i Polak, ratownik Karkonoskiej Grupy GOPR. - Ratownika naszej grupy odkopano żywego, niestety, mimo natychmiastowej reanimacji zmarł. Był to młody, bardzo zdolny pracownik - powiedział prezes zarządu Karkonoskiej Grupy GOPR w Jeleniej Górze, Jerzy Pokój.
Jednego z rannych Niemców w stanie krytycznym przewieziono śmigłowcem do szpitala we Wrocławiu. Pozostałych lżej rannych trzech Niemców przewieziono do szpitala w Jeleniej Górze.
W Karkonoszach od trzech dni trwały ćwiczenia polskich i niemieckich ratowników górskich. Lawina zeszła w trakcie ćwiczeń jednej z grup. Pokój dodał, że akcja ratownicza została już zakończona. - W schronisku, gdzie nocują ratownicy, zameldowali się już wszyscy, więc pod śniegiem nikogo już nie ma - mówił.
W akcji brało udział prawie 40 ratowników górskich. Pracowali w trudnych warunkach. W Karkonoszach trwają intensywne opady śniegu.
Ratownik Krynickiej Grupy GOPR, Maciej Bigosiński uważa, że w tym przypadku nie można mówić o błędzie człowieka. Ćwiczenia ratowników są bowiem zawsze doskonale zorganizowane: - W ćwiczeniach są ratownicy i instruktorzy z dużym stażem. Ratownicy, którzy są na lawinisku są ponumerowani i jest jeden koordynujący akcję. Oprócz sprzętu tradycyjnego, używają sprzętu, który potrafi znaleźć człowieka pod śniegiem, daje sygnał.(RMF/PAP)
Niemiec przebywający we wrocławskim Szpitalu Wojskowym ma połamane żebra i popękaną główkę kości udowej. Polscy lekarze udzielili ratownikowi wszechstronnej pomocy. Była to pomoc związana z następstwem samego urazu - wyziębieniem oraz głębokim niedotlenieniem wynikającym z przebywania pod śniegiem. Wykonano też tomografię komputerową głowy, serie zdjęć układu kostno-szkieletowego i skontrolowano narządy wewnętrzne. Stan rannego - jak mówią lekarze - jest zadowalający. Teraz czeka na transport.
Drugi z poszkodowanych niemieckich ratowników przebywający w szpitalu w Kowarach do tej pory nie odzyskał przytomności. On również zostanie po południu przetransportowany do Niemiec.
Wypadek wydarzył się w miejscu, do którego turyści nie mają dostępu - nie ma tam znakowanego szlaku turystycznego. Niemniej jednak powinien on dać do myślenia wszystkim tym, którzy naruszając przepisy parkowe, wchodzą na szlaki zamknięte zimą. Jednym z takich odcinków jest niebieski szlak od Koziego Mostku do Schroniska "Samotnia", na którym zawsze są ślady turystów. Przebiega on niedaleko żlebu, w którym wydarzył się wypadek. Bądźmy rozsądni w górach! |
Zginęli pod Samotnią KARKONOSZE Mimo błyskawicznej akcji ratunkowej, nie udało się uratować ofiar żywiołu Lawina przysypała dwóch ratowników GOPR w Kotle Małego Stawu, w pobliżu schroniska Samotnia. Przez kilka godzin ich koledzy rozkopywali zwały śniegu, ale życia im nie uratowali Mateusz H. (22 lata) i Daniel W. (31 lat) zjeżdżali na nartach w zamkniętym dla ruchu narciarskiego tzw. żlebie slalomowym w Kotle Małego Stawu. Przed wyruszeniem w góry w zeszycie dyżurów w stacji GOPR w Karpaczu zapisali: wyjście na dyżur patrolowy. - Około godziny 11.30 zobaczyliśmy, że żlebem zjeżdża dwóch narciarzy, przyglądaliśmy się im przez chwilę. Stanęli w połowie żlebu. Masy śniegu ruszyły po kilku minutach. Ludzie natychmiast zniknęli pod jego powierzchnią. Nie mieli szans na ucieczkę - mówi Tomasz Grzywacz, który oglądał dramat spod schroniska Samotnia. Na pomoc zasypanym natychmiast wyruszyła grupa wykładowców z Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego i Turystyki, którzy przyjechali w Karkonosze na uczelniany obóz. Przez telefon zawiadomiono też GOPR. - Sądziliśmy, że na lawinisku usłyszymy jakieś dźwięki, które pomogłyby ustalić położenie ludzi pod śniegiem. Panowała jednak cisza. Śnieg był zresztą tak zbity, że gołymi rękami nie bylibyśmy wstanie ich wykopać - mówi jeden z wykładowców. Po około 30 minutach na miejsce przybyli pierwsi wezwani ratownicy. Krzysztof Czarnecki, szef wyszkolenia grupy, zjeżdżając na nartach do miejsca tragedii spowodował zejście drugiej lawiny. Ta poturbowała go na tyle mocno, że musiał trafić do szpitala. Obecnie jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Tuż po przybyciu polskich ratowników na miejscu zjawili się także ich koledzy z czeskiej Horskiej Sluzby. Ściągnięto też do pomocy kilkunastu strażaków z jeleniogórskiej straży pożarnej. Elektronika nie wystarczy, znalazł ich pies Choć obaj zasypani mieli przy sobie tzw. lawinowe pipsy, które pomagają w lokalizacji ludzi pod śniegiem, nie udało się ich szybko odnaleźć. - Urządzenia wskazywały na obszar o promieniu 35 metrów. Dopiero mój pies wskazał dokładne miejsce - mówi Jacek Kieżuń ratownik GOPR. Pierwszego z zasypanych wydobyto po półtorej godzinie akcji. Był zasypany pod ok. 6-metrową warstwą śniegu. Nieprzytomnego Daniela ratownicy reanimowali przez ponad pół godziny, na zmianę wykonując mu masaż serca. W tym czasie kilkunastu innych goprowców przekopywało zwały śniegu w poszukiwaniu Mateusza. Udało się go odnaleźć po 40 minutach od czasu znalezienia pierwszego z ratowników.
Mimo reanimacji, żaden z poszkodowanych nie odzyskał przytomności. Daniela W. do jeleniogórskiego szpitala zabrał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ratownik zmarł, gdy dotarł do lecznicy. Mateusza H. odtransportowano jednym z dwóch śmigłowców czeskiej policji, które także wzięły udział w akcji ratunkowej. Poleciał on do szpitala w Hradcu Kralove. Tam, około godziny 18, Mateusz zmarł.
Pierwszy stopień W Karkonoszach obowiązywał wczoraj pierwszy, w pięciostopniowej skali, stopień zagrożenia lawinowego. Jednak w trakcie akcji ratunkowej obawiano się, że w każdej chwili mogą zsunąć się kolejne masy śniegu, które jeśli by do tego doszło, przysypałyby pracujących na lawinisku ratowników. - Mogły je wywołać krążące nad tym miejscem śmigłowce - tłumaczy ratownik Jerzy Borys. Kocioł Małego Stawu należy do miejsc szczególnie zagrożonych występowaniem lawin, choć żleb slalomowy to miejsce względnie bezpieczne. Odbywają się tam nieraz zawody narciarskie. To prawdopodobnie uśpiło czujność zasypanych przez lawinę ratowników.
- Zwykle lawiny zasypują ludzi przy ładnej pogodzie i przy niewielkim zagrożeniu lawinowym. Czwarty i piąty stopień wywołują strach i tym samym większą ostrożność - uważa ratownik Andrzej Brzeziński. Dokładne przyczyny wczorajszej tragedii wyjaśni śledztwo, które już rozpoczęła prokuratura. Naczelnik grupy karkonoskiej GOPR Maciej Abramowicz nie potrafi wyjaśnić, dlaczego ratownicy znaleźli się w zamkniętym dla turystów terenie.
- Na pewno nikt im nie wydał polecenia, by udali się w to miejsce. Dyżur patrolowy polega na patrolowaniu szlaków i nartostrad. W żlebie slalomowym ich nie ma - tłumaczy Maciej Abramowicz.
Naczelnik zastanawia się czy nie wydać swym ratownikom zakazu wchodzenia zimą do Kotła Małego Stawu. • ........ Najtragiczniejszym zdarzeniem w 50-letniej historii grupy karkonoskiej GOPR był wypadek w Białym Jarze, do którego doszło 20 marca 1968 r. Zginęło wówczas 18 turystów z ówczesnego ZSRR oraz ich polski pilot. Grupa weszła na szlak zamknięty ze względu na zagrożenie lawinowe. Wtedy zboczem Białego Jaru zeszła lawina. Inna tragedia w polskich Karkonoszach zdarzyła się w grudniu 2001 r. Lawina zasypała wówczas dwoje narciarzy w kotle Łomniczki. Podczas 12-godzinnej akcji ratunkowej udało się odnaleźć zasypanych ludzi. Jedna z nich zmarła.
Rafał Świecki - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska |
|
Sobota ,przed g 16.00. 22.03.2008 27-latek zginął przysypany lawiną Ratownicy GOPR-u odnaleźli ciało 27-letniego snowboardzisty (był to instruktor narciarstwa, Szymon K), którego porwała lawina w Białym Jarze w Karpaczu. Mężczyzna znajdował się na niebezpiecznym terenie nielegalnie.Biały Jar ze względu na częste lawiny pozostaje zamknięty zimą. Jak powiedział Maciej Abramowicz z Grupy Karkonoskiej GOPR mężczyzna nie miał szans na przeżycie. Bezpośrednią przyczynę zgonu ustalą lekarze. Prawdopodobnie snowboardzista zginął od ciężaru lawiny lub udusił się pod śniegiem - kiedy go znaleziono na samym początku lawiniska, w jego czole, był przysypany 2-metrową warstwą. Snowboardzista sam spowodował gigantyczną lawinę. Biały Jar, który jest jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w Karkonoszach właśnie ze względu na bardzo wysokie zagrożenie lawinowe, jest zimą zamknięty dla turystów. Podcinając deską niestabilną warstwę śniegu wywołał w efekcie jedną z największych lawin, jakie kiedykolwiek zdarzyły się tutaj. TVN24, PAP, Jelonka |
W sobotę (27-05-2017 r) w pobliżu szczytu Śnieżki turyści znaleźli nieprzytomną kobietę. Mimo akcji ratowników i reanimacji obywatelka Czech zmarła. Jak podaje kontakt24.tvn24.pl, ratownicy GOPR dostali zgłoszenie o nieprzytomnej turystce w sobotę około godz. 16-17. Kobieta leżała na szlaku zaledwie 200 metrów od szczytu Śnieżki. Mimo udzielenia pierwszej pomocy przez turystów oraz reanimacji przeprowadzonej przez ratowników kobieta nie przeżyła. Jej ciało będzie teraz przekazane stronie czeskiej. |