|
|
---|
Większość artykułów pochodzi ze strony http://wroclaw.naszemiasto.pl/serwisy/przewodnik_sudecki/
Chyba każdy był kiedyś na Śnieżce, która stanowi żelazny punkt programu wycieczek szkolnych, kolonijnych czy "wczasowych". Mało kto wie, że na Śnieżkę można dostać się Karpacza, praktycznie nie podchodząc pod górę!
Wystarczy wjechać wyciągiem krzesełkowym na Kopę a potem przejść na czeską stronę na Równi pod Śnieżką. Niebieski szlak zaprowadzi nas do schroniska Lučni Bouda, a stamtąd możemy pójść kawałek tzw. Śląską Drogą (szlak czerwony) i potem wybrać sobie jedno z zejść do miejscowości Pec pod Snežkou. W Pecu można zjeść niedrogi i smaczny posiłek w którejś z gospód - choćby ulubiony przez Polaków smażony żółty ser z sosem tatarskim i frytkami lub tradycyjną czeską wieprzowinę z kapustą i knedlikiem popijając piwem za 10 koron. Po posiłku czeka nas przejście w stronę wyciągu. Składa się on z dwóch części. Można wjechać na sam szczyt lub tylko do połowy, by "zdobyć" jednak Śnieżkę na własnych nogach... Po odpoczynku, obejrzeniu kaplicy św. Wawrzyńca i obowiązkowym wysłaniu pocztówek ze stosowną pieczęcią (kto wie, że właśnie stąd wysłano najstarsze widokówki na świecie?) schodzimy w stronę Małej Kopy i udajemy się do Karpacza (ponownie wyciągiem lub też na własnych nogach). Może "prawdziwi turyści" oburzą się na takie ułatwienia, ale wydaje się, ze warto wybrać taką nietypową, ale bardzo ciekawą trasę. Zobaczymy czeskie i polskie Karkonosze w pełnej krasie, nie narażając się na duży wysiłek, niewskazany dla osób starszych, chorych lub np. turystek w ciąży. Trzeba tylko pamiętać o zabraniu paszportu, niezbędnego przy przekraczaniu granicy z Republiką Czeską. Dla największych leniuchów istnieje jeszcze wariant najbardziej skrótowy: Karpacz-Mała Kopa-Równia pod Śnieżką- niebieski szlak przez Obři Důl - Pec pod Snežkou – Śnieżka.
Informacje: Słowniczek: Tekst:
OZ ze strony internetowej Sowia Dolina i będąca jej kulminacją Sowia Przełęcz (1164 m n.p.m.) może być celem całodniowej wędrówki lub miejscem spacerów dostępnym przez cały rok (niższe partie doliny). Do Sowiej Doliny prowadzi czarny szlak, który zaczyna się w Karpaczu przy stacji PKP i biegnie przez miasto obok hotelu „Skalny” i Kruczych Skał, w kierunku dzielnicy noszącej nazwę Wilcza Poręba. Wygodna szeroka droga turystyczna powstała w 1895 r., jako jedna z licznych tras turystycznych wytyczonych i zbudowanych przez działające od 1880 r. Towarzystwo Karkonoskie (Riesengebirgsverein). Do dziś dobry stan nawierzchni zapewnia wygodną i bezpieczną wędrówkę. Za ostatnimi zabudowaniami Karpacza szlak przecina tzw. Tabaczaną Ścieżkę (zielony szlak z Karpacza na Przełęcz Okraj). Tu – już na terenie Nadleśnictwa Śnieżka – znajduje się strefa wypoczynkowa. Nasza droga prowadzi łagodnie pod górę wzdłuż potoku Płomnica, tworzącego malownicze zakątki. Przy szlaku znajdują się również ukryte wśród drzew skałki, największa z nich nosi nazwę Buława (877 m n.p.m.). Na tej wysokości idziemy przez lasy regla dolnego Karkonoszy. Na szczególną uwagę zasługują widoczne ze szlaku potężne jodły. Tych kilkadziesiąt starych drzew pamięta czasy zdrowych, naturalnych lasów karkonoskich, przetrzebionych później i zmienionych przez człowieka. Jodły – dla celów inwentaryzacyjnych ponumerowane – rosną tu w jednym z najwyżej położonych stanowisk w Karkonoszach. Aby przywrócić liczną populację tego rzadkiego obecnie w lasach naszych gór gatunku, od kilku lat Lasy Państwowe i Karkonoski Park Narodowy realizują program restytucji jodły w Karkonoszach. Sowia Dolina – jedna z najgłębszych w Karkonoszach – z powodu jej położenia na obszarach rudonośnych była w minionych stuleciach miejscem działalności górniczej. Już od XII w. okolice te penetrowali poszukiwacze skarbów (Walonowie). W XV w. złoża kamieni półszlachetnych i rud metali opisywane były w „Księgach Walońskich”. W XVIII i XIX w. w dolinie wydobywano granaty (kamienie szlachetne) i rudy miedzi, srebra oraz ołowiu. Pozostałością starych kopalń są sztolnie i wykute w skałach komory, wyrobiska oraz zalegające na zboczach hałdy gruzu, porośnięte dzisiaj lasem. Wejścia do sztolni zostały zamknięte kratami ze względu na ryzyko oderwania się głazów ze ścian skalnych. Niedostępne korytarze są obecnie schronieniem dla kilku gatunków nietoperzy. Podczas podejścia na rozwidleniu dróg kierujemy się za znakami w lewo – w stronę strefy wypoczynkowej wykonanej jako praca dyplomowa przez uczniów Technikum Leśnego w Miliczu. Kilkaset metrów dalej wchodzimy na teren Karkonoskiego Parku Narodowego. Szlak w tej części doliny jest węższy, a podejścia bardziej forsowne. Inaczej wygląda tu również las, ścieżka prowadzi bowiem przez niewysokie zarośla modrzewiowo-brzozowe, które zastąpiły zniszczony drzewostan świerkowy sztucznego pochodzenia. W trakcie podchodzenia warto czasem zatrzymać się, aby podziwiać roztaczającą się z tego miejsca panoramę. Granica KPN jest punktem, gdzie łączą swe wody potoki Niedźwiada i Płóknica, dając początek Płomnicy. Nasza ścieżka biegnie wzdłuż Niedźwiady, wypływającej spod Przełęczy Sowiej. Czarny szlak, jak wiele turystycznych dróg w Karkonoszach, ucierpiał bardzo podczas powodzi w lipcu 1997 r. Stan szlaku pogarszały z roku na rok wiosenne roztopy i obfite deszcze. W tym roku, w ramach zabudowy przeciwerozyjnej, między innymi została gruntownie odremontowana ścieżka przez Sowią Dolinę. Wykorzystano w tym celu wyłącznie materiał miejscowy (kamienie, drewno i darń), ścieżka więc, mimo przeprowadzonych robót, wygląda naturalnie. Po minięciu małego mostku na potoku zaczyna się ostatni, najbardziej męczący etap podejścia przed Sowią Przełęczą. Droga prowadzi najpierw zakosami wśród lasu regla górnego – drzewostanu świerkowego z naturalnego odnowienia. Rosną tu drzewa w różnym wieku, przystosowane do życia w bardzo trudnych górskich warunkach. Wyżej przechodzimy przez pas martwego drzewostanu, zniszczonego ponad trzydzieści lat temu przez kornika drukarza. Nie prowadzi się tu sztucznych nasadzeń, nie wycina się również martwych (suchych) drzew. Teren służy natomiast do obserwacji naturalnych procesów odnowień i sukcesji roślinnych w górach. Fragment szlaku tuż przed przełęczą jest wspaniałym miejscem widokowym. Stąd przy dobrej pogodzie widoczna jest panorama Karpacza i Kotliny Jeleniogórskiej. Dochodzimy do Sowiej Przełęczy, oddzielającej dwa grzbiety karkonoskie: Czarny Grzbiet (z Czarną Kopą – 1407 m n.p.m.) i Kowarski Grzbiet (ze Skalnym Stołem – 1281 m n.p.m.). Przełęcz jest także punktem na granicy polsko-czeskiej (czerwony szlak graniczny). Tutaj zostało zlokalizowane jedno z czterech turystycznych przejść granicznych, dostępnych dla turystów pieszych i narciarzy. Tuż przy szlaku w strefie wypoczynkowej można zrobić sobie przerwę na drugie śniadanie i kubek gorącej herbaty. Istnieje kilka wariantów dalszej wędrówki z Sowiej Przełęczy. Wybierając stronę wschodnią możemy za znakami niebieskimi podejść na Skalny Stół – najwyższy punkt Kowarskiego Grzbietu i równocześnie wspaniałe miejsce widokowe. Zobaczymy stąd fragment Karkonoszy z Czarnym Grzbietem, Śnieżką, Kotłem Łomniczki, Kopą, Kotłami Małego i Wielkiego Stawu i grupą skał Pielgrzymy. Ze Skalnego Stołu niebieskim szlakiem dojdziemy do Przełęczy Okraj (1046 m n.p.m.), szlakiem żółtym natomiast zejdziemy do dawnej osady Budniki i dalej szlakiem zielonym (Tabaczana Ścieżka) do Karpacza. Na Przełęcz Okraj możemy też dojść szlakiem czerwonym, przechodząc na czeską stronę Karkonoszy. W tym przypadku musimy mieć ze sobą paszport. Jeśli zdecydujemy się iść od Sowiej Przełęczy na zachód, szlakami czerwonym i niebieskim podejdziemy na Czarną Kopę (obok czeskiego schroniska „Jelenka”) i następnie po przejściu Czarnego Grzbietu zdobędziemy wschodnie zbocze Śnieżki. Opisywana trasa jest fragmentem jednej ze ścieżek przyrodniczych Karkonoskiego Parku Narodowego. W punktach obsługi ruchu turystycznego KPN (bramy wejściowe) dostępny jest „Przewodnik po ścieżce przyrodniczej we wschodniej części Karkonoszy” (autorzy: M. Mierzejewski, P. Migoń, B. Wojtuń, L. Żołnierz, Jelenia Góra 1998) Tekst
Barbara
Wieniawska
pochodzi z Jednym z dłuższych szlaków karkonoskich, w większej części łatwo dostępnym i bezpiecznym, także jesienią, jest szlak zielony – Ścieżka nad Reglami, opisywany we fragmentach w poprzednich numerach miesięcznika. Szlak ten prowadzi północnym stokiem, wzdłuż grzbietu Karkonoszy od drogi nr 3 (Szklarska Poręba – Jakuszyce) w rejonie Babińca aż do grupy skalnej Pielgrzymy nad Polaną we wschodniej części pasma górskiego. Długość całej trasy wynosi około 28 km, z czego większa część, bo aż 23 km, biegnie w granicach Karkonoskiego Parku Narodowego (od stoku Mumlawskiego Wierchu na zachód od Hali Szrenickiej do Pielgrzymów). Trasa ta, bez większych przewyższeń, trawersuje grzbiet na średniej wysokości 1200 m n.p.m., zapewniając możliwość spokojnego marszu nawet mniej wprawnym turystom. Niektóre odcinki mogą być jednak trudne do przejścia, czy to ze względu na podmokły teren (szlak w kilku miejscach przebiega przez torfowiska), czy śliskie podłoże (fragment Ścieżki w proponowanej wyprawie do Śnieżnych Kotłów), dlatego jeśli planujemy wycieczkę w gorszych warunkach atmosferycznych, powinniśmy wybrać bezpieczny wariant, pomijając ryzykowne miejsca. Długość zielonego szlaku i jego połączenia z innymi trasami turystycznymi dają wiele możliwości wędrowania w dowolnym rejonie gór. Przy dobrej pogodzie bardziej wprawni turyści mogą przejść całą Ścieżkę nad Reglami w ciągu jednego dnia. Można jednak trasę podzielić na odcinki z noclegami w mijanych schroniskach górskich. Ścieżka nad Reglami jest szlakiem bardzo atrakcyjnym zarówno pod względem przyrodniczym, jak i widokowym. Podczas marszu mamy okazję obserwować bogatą florę karkonoską, większość kotłów polodowcowych i nisz niwalnych Karkonoszy oraz malownicze, granitowe skały, rozsiane na stokach górskich. Z wielu miejsc na trasie roztaczają się wspaniałe panoramy położonych poniżej miejscowości i Kotliny Jeleniogórskiej z otaczającymi ją innymi pasmami górskimi i wzgórzami. Zielony szlak, jak wskazuje sama nazwa (Ścieżka nad Reglami), przebiega w dużej części wzdłuż górnej granicy lasu łączącej dwa roślinne piętra Karkonoszy: regiel górny i piętro subalpejskie. Mamy zatem okazję przyjrzenia się różnorodnym, występującym w tych górach zbiorowiskom roślinnym zarówno borów górnoreglowych, jak i piętra kosodrzewiny. Po przejściu fragmentu szlaku w rejonie Jakuszyc i minięciu Skalnej Bramy i Owczych Skał wchodzimy na teren Karkonoskiego Parku Narodowego. Od jego granicy aż do Hali Szrenickiej trasa prowadzi przez stare świerkowe bory górnoreglowe. Po obydwu stronach malowniczej, miejscami podmokłej ścieżki możemy obserwować leżące pnie starych drzew, porośnięte mchami, porostami, grzybami i glonami. Rozkładające się powoli drewno jest doskonałym podłożem dla rozwoju innych gatunków roślin i tym samym wpływa na zwiększenie różnorodności gatunkowej tego piętra roślinnego. Podczas deszczowej pogody ów fragment lasu z wyłaniającymi się z mgły korzeniami i pniami obumarłych drzew wydaje się tajemniczą krainą z baśni. Następna część Ścieżki wiedzie przez Halę Szrenicką, tuż obok jednego ze starszych karkonoskich schronisk turystycznych („Na Hali Szrenickiej”), w kierunku skał Końskie Łby, usytuowanych na północnym stoku Szrenicy. Stąd przy dobrej widoczności można podziwiać panoramę Szklarskiej Poręby i Doliny Kamiennej. Po minięciu górnej stacji wyciągu krzesełkowego na Szrenicę trawersujemy wąską ścieżką wśród kosodrzewiny zbocze tego szczytu i dochodzimy do granicznego szlaku czerwonego tuż poniżej skałek Trzy Świnki. Krótkie zejście do Mokrej Przełęczy i nasz szlak zwany na tym odcinku Mokrą Drogą odbija w lewo, w kierunku Hali Pod Łabskim Szczytem. Po prawej stronie widzimy skałkę Twarożnik, w lewo od Ścieżki natomiast górną część Szrenickiego Kotła (nisza niwalna). Trasa wiedzie teraz przez charakterystyczne dla piętra subalpejskiego torfowiska wysokie. W dole widzimy Kukułcze Skały i nieco dalej – większe Borówczane Skały. Dochodzimy do krzyżówki ze szlakiem żółtym, tuż powyżej schroniska „Pod Łabskim Szczytem”. Krótki trawers niszy niwalnej Łabskiego Kotła i zmierzamy w kierunku Śnieżnych Kotłów (tu odsyłam czytelnika do sierpniowego numeru miesięcznika, gdzie opisana została wycieczka do Śnieżnych Kotłów). Po minięciu kotłów polodowcowych i Rozdroża Pod Wielkim Szyszakiem dochodzimy do Koralowej Ścieżki (Rozdroże Pod Śmielcem), z widokiem na malownicze, rozsiane na stoku skałki zwane Paciorkami. Dalej za zielonymi znakami schodzimy do Czarnego Kotła Jagniątkowskiego (opis wycieczki – „Sudety”, czerwiec 2001), a następnie kierujemy się w stronę Długiego Grzbietu. Szlak prowadzi tu ponownie przez górnoreglowe bory świerkowe. W tym rejonie możemy obserwować fragmenty uszkodzonego w przeszłości drzewostanu, który obecnie odradza się dzięki nowemu pokoleniu świerków. Po minięciu szlaku czarnego dochodzimy do Bażynowych Skał usytuowanych na stokach Hutniczego Grzbietu. Ich nazwa pochodzi od występującej tu rośliny zwanej bażyną czarną. Ze stoku grzbietu schodzimy do Kozackiej Doliny, by zaraz pokonać następny odcinek (podejście) na Przełęcz Karkonoską. Tutaj znów wędrówka przebiega wśród martwego drzewostanu, gdzie dla przyspieszenia procesu regeneracji stosowane były podsadzenia nowego pokolenia świerków pod osłoną zarówno żyjących, jak i martwych starych drzew. Mijamy następne na naszej trasie schronisko – „Odrodzenie” i idziemy w kierunku kolejnej – ostatniej przy tym szlaku niszy niwalnej (Kocioł Smogorni) umiejscowionej na zboczu szczytu Smogornia. Po lewej stronie, na dalszym planie, możemy zobaczyć Ptasie i Białe Skały. Na tym odcinku przechodzimy również przez torfowiska wiszące, z występującą tu owadożerną rosiczką. Jeszcze kilkaset metrów i docieramy do najwyższych skał karkonoskich – Pielgrzymów, przy których kończy się Ścieżka nad Reglami. Stąd żółtym szlakiem możemy zejść do Polany, a dalej według uznania – do Karpacza lub dalej na górskie szlaki w stronę Śnieżki. Tekst
Barbara
Wieniawska pochodzi z Wycieczka do schroniska „Pod Łabskim Szczytem” Kiedy kilkanaście lat temu w dżdżysty dzień pokonywałam kamienisty szlak, a po trudach podejścia delektowałam się ciepłem herbaty, nie przypuszczałam, że to początek mojej życiowej przygody z Karkonoszami. Wiele przeżyć wiąże się z różnymi zakątkami w tych górach, ale tylko jedno miejsce – cel ówczesnej wędrówki – zachowa przywilej tego pierwszego, najważniejszego. Schronisko „Pod Łabskim Szczytem”. Najbardziej dogodnym wariantem drogi do schroniska, ze względu na połączenia komunikacyjne oraz łatwość podejścia nawet dla mniej wprawnego turysty, jest wędrówka szlakiem żółtym ze Szklarskiej Poręby. Żółty szlak prowadzi przez centrum Szklarskiej Poręby Górnej do osiedla Marysin i na wysokości Muzeum Mineralogicznego odbija w lewo na tzw. Starą Drogę, biegnącą przez teren Nadleśnictwa Szklarska Poręba. Następnie znaki prowadzą ścieżką doliną Szrenickiego Potoku towarzyszącego nam podczas sporej części trasy. Dochodzimy do granicy Karkonoskiego Parku Narodowego na wysokości ponad 900 m n.p.m. Od tego miejsca szlak górski zmienia się w wygodną drogę. W ubiegłym roku wyremontowano część żółtego szlaku, zniszczonego podczas powodzi w 1997 r. Jeszcze dwa lata temu niejeden turysta miał problem z podejściem po głazach, zwłaszcza podczas roztopów, kiedy całą szerokością szlaku płynął rwący potok. Do granicy KPN można dojść także szlakiem zielonym od stacji pośredniej wyciągu krzesełkowego na Szrenicę. Szlaki te aż do schroniska „Pod Łabskim Szczytem” dostępne są również dla zwolenników turystyki rowerowej.Podczas podejścia warto czasem przystanąć i obejrzeć wspaniałą panoramę Pogórza Karkonoszy i Kotliny Jeleniogórskiej. Ze szlaku widoczna jest też duża grupa Borówczanych Skał. Szlak prowadzi w granicach boru górnoreglowego stanowiącego jedno z pięter roślinnych Karkonoszy. Dominuje w nim świerk. Niektóre drzewa tu rosnące mają nawet ponad 150 lat. Zwróćmy uwagę na ich mocno rozwinięty system korzeniowy i gałęzie sięgające nawet do ziemi, co pomaga świerkom przetrwać silne wiatry i obfite opady śniegu. Oprócz świerków możemy dojrzeć jawory i buki, które mają tu jedno z najwyżej położonych stanowisk w Karkonoskim Parku Narodowym. Możemy również zauważyć, że w miejscach zamierającego starodrzewia w sposób naturalny pojawia się następne pokolenie świerków i jarzębiny. Charakterystycznymi cechami tego terenu są bogate runo paprociowe, liczne potoki wypływające ze stoku i widoczne płaty torfowców. Podczas podejścia przechodzimy dwa mosty na Szrenickim Potoku. Teraz znajdujemy się na wysokości ponad 1100 m n.p.m. i czeka nas najprzyjemniejszy fragment wycieczki. Przed nami Kukułcze Skały – położone na zboczu pomiędzy Szrenicą a Łabskim Szczytem. Wydzielona tu strefa wypoczynkowa (są ławy i stoły) jest zarazem wspaniałym miejscem widokowym. Można podziwiać panoramę zachodniej części Karkonoszy oraz fragment Wysokiego Grzbietu Izerskiego. Z tego miejsca najpiękniej prezentuje się Kocioł Szrenicki (jedna z nisz niwalnych Karkonoszy), zachwycający bogactwem kolorów bez względu na porę roku. Śnieg zalega na jego zboczach aż do lata. Widoczna jest stąd także Szrenica (1362 m n.p.m.) i wzniesione na niej w latach 1921-1922 schronisko turystyczne (jedno z większych w tych górach). Wątpliwą ozdobą zbocza tego szczytu jest górny odcinek wyciągu krzesełkowego, a zwłaszcza wyróżniający się kształtem i kolorem budynek górnej stacji wyciągu. Kilka minut marszu dzieli nas od budynków schroniska „Pod Łabskim Szczytem”, położonego na Hali Pod Łabskim Szczytem. Schronisko należy do najstarszych w Karkonoszach, powstało w czasie wojny 30-letniej (1618-1648) jako jedna z pierwszych bud pasterskich, dających równocześnie schronienie podróżnym i pierwszym turystom. Wraz ze wzrostem zainteresowania górami i rozwojem turystyki w Karkonoszach stare budy pasterskie zaczęły zmieniać swój wygląd, stając się powoli schroniskami turystycznymi. W okolicy schroniska w XVIII i XIX w. wypasano zwierzęta. Dziś teren ten porasta bogata roślinność (kosodrzewina, jarzębina, borówka czernica, wrzos), w tym rzadkie gatunki roślin alpejskich, takich jak ciemiężyca zielona. Dzięki obfitości roślin żyje tu wiele gatunków owadów. Schronisko wita nas przytulną salą kominkową z widokiem na Borówczane Skały. Przy gorącej herbacie można wpisać się do kroniki gości. Niezapomnianym widokiem dla pozostających tu na nocleg turystów jest wieczorna panorama Szklarskiej Poręby, zwłaszcza przy czystym, rozgwieżdżonym niebie. Schronisko „Pod Łabskim Szczytem” to punkt krzyżowania się wielu szlaków turystycznych i tym samym daje nam kilka możliwości powrotu do Szklarskiej Poręby lub innych miejscowości: – szlakiem niebieskim (Czeska Ścieżka) do Wodospadu Szklarki, – szlakiem zielonym (Mokra Droga) na Szrenicę (ze Szrenicy zjazd wyciągiem lub zejście szlakiem czerwonym do Wodospadu Kamieńczyka), – szlakiem żółtym nad Śnieżne Kotły i dalej szlakiem czerwonym na Szrenicę, – szlakiem czarnym do Jagniątkowa lub Michałowic. Uwaga! Opisywany fragment szlaku dostępny jest przez cały rok. W sezonie zimowym należy poruszać się na odcinku od ostatniego mostu do schroniska według wariantu oznaczonego tyczkami. Autor:
Barbara Wieniawska pochodzi z
Między Karkonoszami a Górami Izerskimi Zachodni skraj Karkonoszy pomiędzy Halą Szrenicką a Jakuszycami to najbardziej dziki i odludny fragment gór. Bliskość Szklarskiej Poręby nie wpływa specjalnie na zainteresowanie turystów tymi terenami. Jedyny szlak turystyczny na tym obszarze, zielony, prowadzi z Jakuszyc na Halę Szrenicką, ale i nim rzadko ktoś wędruje. Trudno mówić o jakimkolwiek zagospodarowaniu turystycznym tego terenu, gdyż nawet dróg leśnych jest tu niewiele. Pomimo to źródliskowy obszar Kamiennej wart jest uwagi, szczególnie turystów pragnących odpocząć od zgiełku pobliskiej Szrenicy lub też dotrzeć na nią trochę inną drogą niż większość wycieczkowiczów. Krajobraz tego krańca Karkonoszy jest już bardzo zbliżony do wyglądu niedalekich Gór Izerskich. Dominują tu łagodne, kopulaste wzniesienia, niezbyt wyróżniające się spośród otoczenia. Zbocza gór są podmokłe, w sporej części zajęte przez torfowiska wysokie. Do największych należy Torfowisko pod Mumlawskim Wierchem oraz Zielony Klin. Stoki wzniesień są niemal całkowicie wylesione, olbrzymie połacie pokryte są kikutami drzew, co – w połączeniu z pustką i martwą ciszą panującą wokół – sprawia dość osobliwe wrażenie. Paradoksalnie, pomimo zniszczenia lasów, jest to chyba najbardziej pierwotny fragment Karkonoszy, prawie nie zmieniony działalnością człowieka. Zawsze był to teren trudno dostępny i zarówno gospodarka leśna, jak i eksploracja turystyczna miały bardzo ograniczony zakres. Największą atrakcją tego skrawka Karkonoszy są malownicze grupy skalne o fantazyjnych kształtach, odsłonięte w ostatnich latach w wyniku klęski ekologicznej. Szczególnie obfituje w nie boczny grzbiet, odchodzący na północny zachód od Przedziału (1060 m n.p.m.), leżący w zakolu Kamiennej. W pobliżu skał przebiega zielony szlak łączący Jakuszyce z Halą Szrenicką. Największą i najbardziej znaną skalną grupą na tym terenie są Owcze Skały, położone na wysokości ok. 1040 m n.p.m. Leżą ok. 200 m na północny zachód od Rozdroża pod Przedziałem, stamtąd też najłatwiej do nich dojść prostą, choć zarośniętą ścieżką. Jest to zespół kilku granitowych skał dochodzących do 20 m wysokości, zwieńczonych blokami o ciekawych kształtach. Jeden z głazów na oddzielnej iglicy skalnej o wysokości 10 m przypomina głowę owcy – stąd powstała nazwa całej grupy. Skałki są dobrym punktem widokowym na okolicę, szczególnie ładnie i nietypowo prezentuje się stąd Szrenica oraz Hala Szrenicka z dobrze widocznym budynkiem schroniska. Owcze Skały często bywają mylone z położoną nieco niżej, na wysokości 1003 m n.p.m., sąsiednią grupą – Skalną Bramą. Jest to chyba najpiękniejszy zespół skał w tej części Karkonoszy. Ustępują może wysokością Owczym Skałom, ale są niezwykle malownicze, mają bardzo ciekawe, oryginalne formy. Wśród nich wyróżnia się środkowa, najwyższa skałka o najbardziej fantazyjnym kształcie. Dwie masywne skałki we wschodniej części tworzą naturalną bramę, przez którą prowadzi przejście. Idąc zielonym szlakiem łatwo grupę ominąć, gdyż ścieżka przechodzi nieco poniżej niej. Warto jednak zboczyć ze szlaku i obejrzeć ten zespół skał.Na szczycie i zboczach Babińca (998 m n.p.m.) mamy kolejne interesujące zgromadzenie skałek – Ptasie Gniazda. Rzeczywiście podobne są nieco do ptaków wysiadujących pisklęta w gniazdach. Powierzchnię głazów pokrywają liczne kociołki wietrzeniowe, będące w różnych stadiach rozwoju. Granitowa grupa, tak jak i poprzednie, stanowi dobry punkt widokowy na Góry Izerskie i zachodnie Karkonosze. Najłatwiej do niej dojść narciarską trasą zjazdową, która sprowadza ze szczytu Babińca do parkingu przy Szosie Czeskiej. Poniżej Owczych Skał w latach międzywojennych zbudowano międzynarodowej klasy skocznię narciarską, która stanowiła część projektowanego wówczas kompleksu narciarskiego. Miał on powstać na północnych i północno-wschodnich stokach Przedziału, cechującego się doskonałymi warunkami śniegowymi. Oprócz skoczni powstał m.in. tor bobslejowy, planowano też wybudowanie licznych tras narciarskich, wyciągów itp. Projekt zrealizowano jednak tylko w niewielkiej części. Do dzisiaj zachowały się pozostałości skoczni narciarskiej zniszczonej w latach 60. przez wichurę oraz resztki toru bobslejowego (później prowadziła nim nartostrada „Filutek”) w pobliżu Wodospadu Kamieńczyka. Obecnie, w związku z nadmiernym zagospodarowaniem okolic Szrenicy i Hali pod Łabskim Szczytem, odżywa projekt przesunięcia inwestycji narciarskich w rejon Przedziału, co niewątpliwie spowoduje „ucywilizowanie” tej części gór. Na razie wciąż są to tereny niezagospodarowane, a przy tym krajobrazowo bardzo atrakcyjne. Poruszanie się po nich wymaga jednak umiejętności orientowania się w terenie i dobrego posługiwania mapą: aby dojść do niektórych miejsc, często trzeba iść ledwo widocznymi, gubiącymi się ścieżkami lub po prostu na przełaj. Piękne widoki wynagradzają jednak trudy wędrówki, a wycieczka może stać się nietypową, prawdziwie górską przygodą. Tekst
Michał
Woźniak -
Koszuta – czy to jeszcze Karkonosze? Na wschód od Rozdroża Kowarskiego, pomiędzy doliną Świdnika i
Złotnej, rozciąga się zwarta grupa niemal w całości zalesionych
wzgórz, z których najwyższe przekraczają 800 m n.p.m. Pomimo że na
ich obszarze od dawna istnieje kilka szlaków turystycznych, to dla
wędrowców stanowią one iście dziewiczy teren. Spotkanie tu wędrowca
nawet w środku lata graniczy z cudem, co wynika zapewne z niezbyt
dużego zróżnicowania krajobrazowego tego terenu i braku większych
atrakcji turystycznych. O tym, że nie zawsze obszar ten był pomijany
przez wędrowców, świadczyć mogą zachowane do dziś w kilku miejscach
pozostałości dawnego zagospodarowania turystycznego. Również
położone na obrzeżach wzgórz miejscowości, dzisiaj często w znacznym
stopniu wyludnione, były niegdyś popularnymi letniskami. Tekst
Michał Woźniak pochodzi z miesięcznika
Studzienka – największy sudecki marmit W Karpaczu, nieopodal Łomnickiego Rozdroża i dolnej stacji wyciągu krzesełkowego, w korycie rzeki Łomnicy, tuż poniżej ulicy Strażackiej, znajduje się wielka osobliwość przyrodnicza, znana pod nazwą Studzienka. Jest zaznaczana na planach miasta, ale obecnie wydawane przewodniki turystyczne nawet o niej nie wspominają. Co to takiego? Otóż rzeka Łomnica tworzy tu kaskadę ok. 2 m wys. To jedyny większy naturalny wodospad w tej jej części, ale turyści odwiedzają raczej leżący ok. 200 m powyżej niego i powyżej ulicy sztuczny tzw. Dziki Wodospad. To dziwne, ponieważ tuż poniżej tej naturalnej kaskady znajduje się doskonale widoczny kolisty basen eworsyjny o średnicy 8 m i głębokości do 2,5 m. Nie on jednak jest tą wielką osobliwością. Właściwa Studzienka znajduje się na lewym brzegu rzeki, na wysokości środka wodospadu, ok. 1,5 m w bok od spadającej wody i ok. 0,3-0,5 m powyżej jej lustra. Jest to pięknie wykształcony marmit lub inaczej garniec wirowy, wyżłobiony przez wirującą kiedyś w tym miejscu wodę i porywane nią kamienie. Ma kształt regularnej studzienki o średnicy 0,73-0,86 m, maks. głębokości 2,25 m i objętości ok. 0,8 m3. Marmity, podobnie jak baseny eworsyjne, powstają w wyniku erozji wgłębnej płynącej wody, jej ruchu wirowego oraz porywanych przez wodę odłamków skalnych, działających jak olbrzymie wiertło. Ten rodzaj erozji wgłębnej nazywa się eworsją. Składa się na nią rozkruszanie, a następnie ścieranie i szlifowanie podłoża. Jeśli powstające zagłębienie jest znacznie szersze w stosunku do swojej wysokości, to nazywa się kotłem lub basenem eworsyjnym. Są one powszechne i można je znaleźć pod prawie każdym dużym wodospadem. Znacznie rzadziej trafiają się formy, w których głębokość jest większa od średnicy – je właśnie nazywamy marmitami, a przedstawiana tu Studzienka to największy marmit w całych Sudetach. Tym cenniejsza, że znajduje się obecnie ponad wodą i jest dobrze widoczna. Jak zatem powstała, skoro sytuuje się ok. 0,5 m powyżej obecnego poziomu wody i z boku jej nurtu? Otóż zdaniem geomorfologów utworzyła się ona u schyłku epoki lodowej, gdy z topniejących lodowców Wielkiego i Małego Stawu spływały Łomnicą potężne masy wody. Po raz pierwszy Studzienkę opisano w roku 1892. Wydobyto wówczas z jej dna ok. 30 kulistych granitowych kamieni – otoczaków, z których największy ważył ok. 25 kg. Najładniejsze trafiły do muzeów w Jeleniej Górze i Berlinie. Drugie znane badanie marmitu przeprowadzono 100 lat później w sierpniu 1992 r. i szczegółowo je opisano. Dotarcie do dna wymagało wówczas usunięcia dużej ilości rumoszu i bloków skalnych mocno zaklinowanych o jego ściany, ale w efekcie umożliwiło sporządzenie rysunku pionowego jego przekroju. Na dnie znaleziono również kilkanaście otoczaków. Po oczyszczeniu marmitu włożono je na dawne miejsce i zalano wodą. Niestety już wiosną 1993 r. stwierdzono ponowne jego wypełnienie rumoszem. Okazało się, że w czasie roztopów lub przy wielkich spływach wody Studzienka jest nadal czynna i może do niej wpaść dosłownie wszystko, co tylko płynie Łomnicą. Dlatego też, patrząc dziś na to zagłębienie, odnosimy wrażenie, że jest ono znacznie płytsze. Jak obejrzeć Studzienkę? Z drugiej strony rzeki, z odległości 4-5 m, można to zrobić łatwo i bezpiecznie. Idąc szlakiem żółtym od przystanku PKS Biały Jar w górę, powyżej Łomnickiego Rozdroża (rozejście się trzech szlaków), mijamy po lewej stronie zbudowany niedawno zbiornik dla elektrowni wodnej obok przystanku Biały Jar. Ta zielona budowla na planie wielokąta foremnego jest dobrym punktem orientacyjnym. W połowie drogi między nim a przechodzącą wyżej mostem ulicą Strażacką należy skręcić w prawo, zejść nad Łomnicę i stanąć powyżej basenu eworsyjnego, blisko przy wodospadzie. Od lewego brzegu rzeki i idącego tędy szlaku zielonego też można zauważyć ów basen, ale Studzienka pozostaje zupełnie niewidoczna. Kiedyś prowadziła z tej strony do niej wąska ścieżka, jednak po wielkich opadach deszczu na początku września 1994 r. i w lipcu 1997 r. uległa ona zniszczeniu. Dojście do samego marmitu bez górnej asekuracji za pomocą liny nie jest teraz raczej możliwe. I chyba dobrze, bo to najlepiej chroni ten pomnik przyrody. Tekst
Witold
Papierniak z
Czerwona Dolina leży w środkowej części Pogórza Karkonoskiego, pomiędzy Podgórzynem a Sosnówką. Jest to długa i bardzo zróżnicowana krajobrazowo dolina, podchodząca aż pod Przełęcz pod Czołem (dawniej Bierutowicka Przełęcz), choć nazwą Czerwona Dolina określa się na ogół tylko jej dolną część, głęboko wciętą i najmniej znaną. Jej dnem płynie potok Czerwonka, uchodzący przed Cieplicami do Podgórnej, chociaż niektóre źródła uważają go za jeden z dopływów Sośniaka, z którym łączy się w Zbiorniku Sosnówka, położonym poniżej Czerwonej Doliny. Dolną część doliny zajmuje osada Czerwoniak, będąca przysiółkiem Sosnówki. Jest to malutka, zagubiona wśród lasów i gór miejscowość, o której mało kto słyszał, dojechać do niej można jedynie wąską asfaltową dróżką. Wioska jest rzadko odwiedzana, co wynika z jej ustronnego położenia z dala od ważniejszych dróg i popularniejszych szlaków turystycznych. Prowadzi przez nią jedynie mało uczęszczany czarny szlak z Sosnówki do Przesieki. Dawniej zarówno sam Czerwoniak, jak i jego okolice, były dużo chętniej odwiedzane. Świadczą o tym chociażby kamienne słupki – drogowskazy turystyczne, jakie do dzisiaj często można napotkać wokół miejscowości, a także gęsta sieć zachowanych, choć częściowo pozarastanych ścieżek w jej pobliżu. Obecnie przysiółek zamieszkuje zaledwie kilkadziesiąt osób, jednak w średniowieczu znajdowała się tu spora osada, która była jedną ze starszych i większych wsi w okolicy. Nosiła nazwę Bronysdorf i ciągnęła się niemal przez całą długość doliny. W 1412 r. wieś została zniszczona na skutek katastrofalnego oberwania chmury, a jej mieszkańcy przenieśli się do Sosnówki, Miłkowa i Karpacza. Dzisiejszy Czerwoniak oraz położony w górnej części doliny Broniów to tylko skromne pozostałości po dawnej osadzie. Pomiędzy tymi dwoma przysiółkami znajduje się nad Czerwonką niewielka tajemnicza polanka, na której podobno miało się dawniej znajdować centrum miejscowości. Chociaż szlaki turystyczne prowadzą tylko krótkimi fragmentami doliny, to jednak jest ona na tyle ciekawa, że warto ją poznać na całej długości. Jej dolny fragment jest głęboko wcięty, o stromych zboczach i zalesiony, w górnej części natomiast dolina rozszerza się, a potok płynie pośród łąk, na których leżą zabudowania Broniowa i Borowic. Na stokach pobliskich wzgórz rozlokowały się licznie także inne przysiółki, które dzisiaj stanowią część Sosnówki lub Podgórzyna, m.in. Gajniki, Raszków, Skiba i Polanka. Osady te są niewielkie, liczą na ogół kilka lub kilkanaście budynków, ale położone bardzo urokliwie na śródleśnych polanach, z zabudową pięknie wkomponowaną w górski krajobraz. Roztaczają się z nich ładne, nietypowe widoki na grzbiet Karkonoszy. Bocznym odgałęzieniem Czerwonej Doliny jest znacznie krótsza, dzika i ponura Zimna Dolina. Swą nazwę zawdzięcza specyficznemu mikroklimatowi, jaki w niej panuje. Można w niej znaleźć resztki grobli oddzielających dawne stawy, które podobno są pozostałością po istniejącej tu niegdyś hucie szkła. U wylotu Czerwonej Doliny znajduje się chyba największa, a na pewno najmłodsza atrakcja tej części Pogórza Karkonoskiego. Jest nią Zbiornik Sosnówka, budowany przez kilkanaście lat i dopiero na początku tego roku napełniony wodą. Jego powierzchnia liczy około 170 ha i jest to największe jezioro w Kotlinie Jeleniogórskiej. Choć na razie nie przewiduje się jego zagospodarowania rekreacyjnego, gdyż ma ono służyć niemal wyłącznie do gromadzenia wody pitnej dla Jeleniej Góry, to jednak jest ono już teraz sporą atrakcją turystyczną, przede wszystkim ze względu na malownicze usytuowanie i piękną panoramę Karkonoszy rozpościerającą się znad jego brzegów. Po południowej stronie jeziora jest ścieżka rowerowa, bardzo popularna zarówno wśród rowerzystów, jak i spacerowiczów. Ta widokowa leśna dróżka, dająca wgląd na taflę jeziora i położone za nią Wzgórza Łomnickie, godna jest szczególnego polecenia wszystkim tym, którzy zdecydują się odwiedzić Czerwoną Dolinę i jej okolice. Tekst
Michał
Woźniak
pochodzi z Zachełmie to niewielka miejscowość letniskowa w środkowej części Pogórza Karkonoskiego, pomiędzy Sobieszowem a Podgórzynem. Mogłoby się wydawać, że ta mała osada wśród zalesionych wzgórz, niezbyt wysokich jak na Karkonosze, gdyż rzadko przekraczających 600 m n.p.m., pozbawiona właściwie zabytków, nie ma nic do zaoferowania turystom. Daleko stąd do prawie wszystkich najpopularniejszych miejsc w Karkonoszach, dlatego wędrujący w góry jako punkt wypadowy wolą wybierać inne miejscowości, na przykład Karpacz, Szklarską Porębę, Przesiekę czy Jagniątków. Z tych powodów Zachełmie jest dużo rzadziej odwiedzane, nawet w letnie miesiące pusto tu i cicho. Zachełmie to jednak jedna z najbardziej urokliwych miejscowości w Karkonoszach. Należy do ostatnich osad, które oparły się wpływom masowej komercyjnej turystyki i zachowały typowy dla dawnych podkarkonoskich miejscowości układ wsi pasterskiej z zabudową malowniczo porozrzucaną na stokach wzgórz. Piękne położenie w połączeniu z ciszą i spokojem sprawia, że można tu wspaniale wypocząć, z dala od zgiełku karkonoskich kurortów i tłumnie odwiedzanych miejsc. Dzieje Zachełmia niezbyt różnią się od historii innych pobliskich miejscowości. Osada została założona w czasie wojny trzydziestoletniej (na początku XVII w.) przez drwali. W latach 1650-1661 przybyła tu grupa czeskich protestantów – uchodźców religijnych, którzy znacznie przyczynili się do rozwoju wsi. Początkowo była to osada leśna, później ludność utrzymywała się z pasterstwa i tkactwa chałupniczego. Pod koniec XIX w. wieś zaczęła nabierać charakteru letniska. W tym czasie powstała też większość pensjonatów i gospód, zamienionych po II wojnie światowej na ośrodki wczasowe. Zbudowano nową szosę z Sosnowicy, która przyczyniła się do wzrostu liczby osób odwiedzających Zachełmie. Po wojnie Zachełmie, nazywane początkowo Szczęsnowem, zachowało charakter niewielkiego, leżącego na uboczu wczasowiska. W latach 1947-1953 w willi „Pan Twardowski” mieszkał znany kompozytor Ludomir Różycki (1884-1953), twórca wielu oper, baletów, poematów symfonicznych i koncertów. Jego imieniem nazwano przełęcz o wysokości 560 m n.p.m., znajdującą się na zachodnim krańcu miejscowości, w pobliżu domu, w którym mieszkał. Obecnie do Zachełmia należy również niewielki przysiółek Sosnowica, zwany potocznie Podzamczem, położony przy skrzyżowaniu szosy z Podgórzyna do Sobieszowa z drogą odchodzącą do Zachełmia. Do miejscowości można dojechać autobusami MZK linii nr 4 z Jeleniej Góry i 18 z Cieplic. Okolice wsi, pomimo braku większych atrakcji turystycznych, należą do bardzo malowniczych, nadających się szczególnie na krótkie spacery, bez ściśle zaplanowanych tras przejścia. Gęsta sieć szlaków turystycznych w tym rejonie Pogórza Karkonoskiego oraz mnóstwo ścieżek i dróg pozwalają godzinami beztrosko wałęsać się po okolicznych lasach. Naturalne lasy mieszane regla dolnego porastające wzgórza sprawiają, że okolice Zachełmia są jesienią jednym z piękniejszych zakątków pogórza. Stoki wokół miejscowości są w znacznej części zajęte przez łąki i pastwiska, roztaczają się z nich ładne widoki na Kotlinę Jeleniogórską i grzbiet Karkonoszy. Okoliczne tereny to także raj dla rowerzystów, którzy mają do wyboru wiele widokowych ścieżek i dróg o zróżnicowanej skali trudności. Spacerując wokół Zachełmia można przejść się czarnym szlakiem na zamek Chojnik. Trasa stanowi alternatywne w stosunku do szlaków wychodzących z Sobieszowa i nie mniej ciekawe dojście do ruin. Po drodze warto nieco zboczyć i wspiąć się na wierzchołek Rudzianek (576 m n.p.m.), gdzie znajduje się kilkumetrowej długości Czerwona Jaskinia, powstała po wyeksploatowaniu gniazda pegmatytów, oraz skałki z licznymi kociołkami wietrzeniowymi, z których rozpościera się ładna panorama Karkonoszy i leżącego u stóp Zachełmia. Również malownicza jest Dolina Choińca powyżej Podzamcza. W środkowej części przybiera ona charakter głęboko wciętego w podłoże, skalistego wąwozu, w górnych partiach natomiast rozszerza się, a potok wije się pośród łąk i pastwisk (Leśne Łąki). Najciekawszym fragmentem doliny prowadzi żółty szlak z Podgórzyna na Chojnik. Interesującym obiektem jest też grupa granitowych skał pomiędzy Zachełmiem a Przesieką i Podgórzynem Górnym, na południowych i południowo-wschodnich stokach Przesieckiej Góry. Skałki wyrastają z północnego zbocza doliny potoku Czerwień, tuż przed jego ujściem do Podgórnej, tworząc miejscami kilkunastometrowej wysokości urwiska oraz małe labirynty skalne. Dawniej były dość popularne, nosiły nawet nazwę „Podgórzyńskiego Raju”. Obecnie znane są tylko miejscowym i trudno do nich dojść. Przez niewielki fragment grupy skalnej przechodzi czarny szlak z Zachełmia do Podgórzyna Górnego. Na koniec warto dodać, że okoliczne lasy obfitują w lecie w jagody i maliny, jesienią natomiast można w nich znaleźć mnóstwo orzechów laskowych i grzybów. I to też jest powód, dla którego warto tu przyjechać. Tekst
Michał
Woźniak- pochodzi z Wyspa Arktyki w centrum Europy Karkonosze i całe Sudety oraz Wogezy, Schwarzwald, Harz, Szumawa, Rudawy bywają określane jako tzw. stare góry Europy, inaczej, hercynidy (od masywu Harz). Podobny charakter i historię rozwoju mają też równie stare góry Skandynawii. Spośród wszystkich wymienionych wcześniej hercynidów tylko dwa pasma, i to akurat pasma sudeckie, mają piętra nieleśne: Karkonosze właśnie oraz leżące w całości po czeskiej stronie Sudetów Wschodnich Jesioniki. I Karkonosze, i Jesioniki przekraczają swoją wysokością tzw. górną granicę lasu, czyli w naszej szerokości geograficznej około 1250 m n.p.m. Jednak piętro subalpejskie i alpejskie są zdecydowanie lepiej rozwinięte w Karkonoszach. Obejmują one wierzchowinę Karkonoszy oraz kotły polodowcowe, które są bezleśne, chociaż ich dno leży już w strefie borów świerkowych regla górnego. Dlaczego inne hercynidy nie mają bezleśnych pięter, które nadają niewysokim Karkonoszom piętno gór wysokich? Otóż decydującym czynnikiem jest tu ostry klimat Karkonoszy, porównywalny z klimatem gór wysokich, a przede wszystkim z klimatem dalekiej Arktyki. O typie klimatu decyduje z kolei położenie geograficzne Karkonoszy: wraz z Górami Izerskimi Karkonosze wystają ponad rozległymi nizinami Niemiec i Polski. Są więc pierwszą przeszkodą na drodze wilgotnych, przynoszących deszcz i śnieg, mas powietrza znad Atlantyku – te są w naszych szerokościach najczęstsze, oraz rzadszych podmuchów zimnych wiatrów północnych. Efektem tego jest średnia roczna temperatura wierzchowinowej części Karkonoszy wahająca się od 0 do 1OC i zaleganie pokrywy śnieżnej aż przez około pół roku! Takie warunki bardziej upodabniają klimat grzbietowych partii Karkonoszy do klimatu środkowych, górskich fragmentów Norwegii i Szwecji. Z kolei dzięki łagodnej – jak geografowie mówią: starej – rzeźbie, w Karkonoszach w najwyższych piętrach wysokościowych mogły wytworzyć się w dobie zlodowaceń, i, co najważniejsze – utrzymać do naszych czasów – formy przyrody nieożywionej oraz gatunki roślin i zwierząt współcześnie spotykane wyłącznie w dalekiej, północnej tundrze. Form takich brak w górach o ostrej rzeźbie, takich jak Alpy czy Karpaty. Na daleką północ – wyprawa w przestrzeni W czasie wycieczki w Karkonosze w ich wierzchowinowej części można zobaczyć wiele form rzeźby terenu, które mogły tworzyć się wyłącznie w ostrym, arktycznym klimacie, oraz rośliny i zwierzęta charakterystyczne dla obszarów arktycznych. Jakie to formy? Najpowszechniejsze i najłatwiejsze do zauważenia są rozległe kamienne blokowiska na stokach najwyższych karkonoskich wierzchołków oraz wypreparowane z płaszcza zwietrzelinowego skałki, jak Słonecznik czy Śląskie i Czeskie Kamienie. Na niektórych wierzchołkach widoczny jest charakterystyczny schodowy profil stoków – są to terasy krioplanacyjne i klify mrozowe. Szczególnie dobrze są one widoczne na stokach Lučni hory oglądanej z Równi pod Śnieżką, ale występują one również na samej Śnieżce, Wielkim Szyszaku oraz, mniej wyraźne, na Czarnym Grzbiecie. Na wypłaszczonych powierzchniach Czarnego Grzbietu, Smogorni czy Wielkiego Szyszaka można obserwować twory w formie kamiennych kręgów lub wieloboków, jakby ułożonych ludzką ręką. Ich brzegi składają się z większych kamieni, środek zaś jest wypełniony mniejszymi lub porośniętą przez rośliny glebą. Są to tzw. grunty poligonalne (strukturalne). W obszarach zbudowanych ze skał metamorficznych (czyli w obrębie samej kopuły Śnieżki i na wschód od niej), które w wyniku wietrzenia rozpadają się na mniejsze odłamki, poligony mają ok. 0,5 do około 1 m średnicy.W obszarach granitowych poligony są większe, nawet o kilkumetrowej średnicy. Ze szlaku są widoczne na Czarnym Grzbiecie. Na Równi pod Śnieżką i na trawiastych stokach Lučni i Studnični hory grunty strukturalne maskowane są przez rosnące tam trawy. Spośród roślin spotykamy w Karkonoszach gatunki, których współczesne centrum występowania leży w obszarach arktycznych i subarktycznych. W kotłach polodowcowych, zwłaszcza we wschodnich Karkonoszach, możemy zobaczyć wierzbę lapońską, o owłosionych, szarawych liściach. Również w kotłach rośnie niepozorna krzewinka wierzby zielnej, oraz skrajnie zagrożona skalnica śnieżna – tych gatunków jednak nie zobaczymy ze szlaku. W obszarach wierzchowinowych zwraca uwagę purpurowo kwitnący gnidosz sudecki (dla nauki został odkryty właśnie w Karkonoszach – stąd jego nazwa, dopiero później okazało się, że jest gatunkiem występującym poza Karkonoszami; co więcej – w Karkonosze przywędrował wraz z ochłodzeniem klimatu. Na Równi pod Śnieżką, zwłaszcza na szlaku wiodącym po drewnianym pomoście przez Torfowisko Upy w kierunku Lučni boudy, jeśli będziemy mieli trochę cierpliwości i... szczęścia, możemy zobaczyć podróżniczka – ptaka, który również jest gatunkiem północnym, podobnie jak żyjący w obszarze rumoszy skalnych Czarnego Grzbietu, szybko chowający się pod kamienie, ciemnoszaro-czarny pająk Acantolycosa norvegica (brak dla niego nazwy polskiej, a nazwę czeską – slíd'ák ostnonohý – można przetłumaczyć jako „szperacz kolconogi”). Na daleką północ – wyprawa w czasie Wszystkie opisane formy rzeźby terenu oraz gatunki roślin i zwierząt pochodzą jeszcze z czasów, kiedy Europa przeżywała epokę lodową. Wtedy to właśnie przed czołem posuwającego się na południe lądolodu panował tzw. peryglacjalny klimat, charakterystyczny dla dzisiejszych obszarów tundrowych. W klimacie tym, z krótkim okresem wegetacyjnym, ciągłymi przymrozkami, wieczną zmarzliną, mogły przeżyć tylko rośliny i zwierzęta przystosowane do takich warunków. Wietrzenie mrozowe było przyczyną degradacji stoków i tworzenia się teras i klifów mrozowych, wychodni skalnych i rozległych blokowisk (inaczej rumoszy skalnych). Cykliczne zamarzanie i rozmarzanie wody (regelacja) prowadziło do segregacji materiału skalnego i tworzenia gruntów poligonalnych, które na stokach, w wyniku spełzywania przesiąkniętego wodą gruntu (soliflukcji), zamieniały się w ułożone zgodnie ze spadkiem kamienne bruzdy i progi. Bliskość lądolodu i w związku z tym znaczne ochłodzenie klimatu i obniżenie górnej granicy wiecznego śniegu do około 1000 m n.p.m. – a trzeba pamiętać, że w czasie największego zlodowacenia niemal oparł się on o Karkonosze – sprzyjały lokalnemu zlodowaceniu górskiemu. Ślady po lokalnych lodowcach górskich w Karkonoszach to oczywiście kotły polodowcowe, jeziora, moreny czołowe i boczne (wały uformowane z luźnych odłamków skalnych, kamieni i żwirów przed czołem bądź z boku jęzora lodowcowego). W dobie zlodowaceń Karkonosze stały się miejscem, gdzie oprócz tundrowych roślin i zwierząt jednocześnie docierały gatunki typowe dla gór wysokich. Spośród roślin są to na przykład bartsja alpejska (rośnie w wilgotnych miejscach głównie w kotłach polodowcowych, można ją zobaczyć m.in. w Kotle Łomniczki, czy sit skucina – roślina o trawiastym pokroju, zasiedlająca najwyższe, kamieniste obszary Czarnego Grzbietu, Śnieżki, Lučni i Studnični hory oraz Wielkiego Szyszaka. Rośliny typowo górskie, podobnie jak i zwierzęta, powędrowały potem na północ wraz z cofającą się czaszą lodową, dlatego wiele organizmów żywych ma współcześnie tzw. arktyczno-alpejski zasięg występowania. Wyspa arkto-alpejskiej tundry Grzbietowe partie Karkonoszy, a częściowo Jesioników, zachowały tundrowy charakter nieprzerwanie od epoki lodowej aż do dnia dzisiejszego, włącznie z najcieplejszym okresem. Jest to jedyny taki obszar w Europie Środkowej, bardzo trafnie nazwany przez czeskich naukowców tundrą arkto-alpejską lub, bardziej poetycko – wyspą Arktyki w centrum Europy. Obszary tundrowe, w tym i tundra arkto-alpejska, należą do najbardziej wrażliwych na przekształcenia, i jednocześnie najtrudniej przebiega w nich regeneracja. Do dziś ranę w krajobrazie wierzchowiny Karkonoszy stanowi pas graniczny, regularnie bronowany w epoce ochłodzenia – nie klimatu, ale stosunków międzypaństwowych. Po czeskiej stronie z kolei popełniono niezamierzony błąd, wysadzając kosodrzewinę na zarośniętych zbiorowiskami trawiastymi gruntach strukturalnych, na których nie występowała ona z naturalnych przyczyn. Nasadzenia są teraz usuwane. W niektórych przypadkach regeneracja jest niemożliwa, czego przykładem jest częściowe zniszczenie gruntów strukturalnych w obrębie Czarnego Grzbietu, gdzie nieświadomi turyści, jednak z przekroczeniem zakazu schodzenia ze szlaku, ustawiali kamienne kopczyki na pamiątkę swojego pobytu w Karkonoszach. Współczesny klimat ma dla tych form jedynie znaczenie konserwujące i nie doprowadzi do ich odtworzenia. To prawda, że tundrę karkonoską dotykają również zagrożenia, na które przeciętny turysta nie ma wpływu – zanieczyszczenia powietrza wpływają nie tylko na lasy. Jednak od nas również zależy, w jakim stanie te niespełna 5% powierzchni Karkonoszy przetrwa dla następnych pokoleń. Joanna Potocka – NaszeMiasto.pl Tkacze – trzynaście lat w Polsce Leżąca w obrębie czeskiego Harrachova osada Mýtiny (Poręby) miała w swoich dziejach niedługi, bo zaledwie trzynastoletni, epizod polski. W latach 1945-1959 wchodziła w skład Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, przynależąc administracyjnie do Szklarskiej Poręby. Dzieje Tkaczy sięgają połowy XVII w. Ponieważ większość z ówczesnych mieszkańców zajmowała się wyrobem pończoch, nazwaną ją Strickerhäuser (Pończosznicze Domy). Wielkim wydarzeniem dla tej miejscowości stało się założenie w jej pobliżu huty szkła barwionego. Wzniósł ją w latach 1793-1796 Karl Ch. Preussler. Spłonęła ona w 1821 r., lecz wkrótce została odbudowana przez Christiana B. Preusslera. Z czasem zakupili ją ciepliccy Schaffgotschowie, właściciele słynnej huty „Józefina” (potem „Julia”) w Szklarskiej Porębie, a dekoniunktura na szkło, przede wszystkim zaś trudny transport i zacofanie technologiczne, doprowadziły pod koniec XIX w. do zamknięcia zakładu. Niedługo też potem, w 1892 r., miejscowa ludność, która utrzymywała się z prac leśnych i przemytu, zmuszona została przez władze Szklarskiej Poręby do ponoszenia, jako kolonia Szklarskiej, części kosztów budowy nowego cmentarza. Pieniędzy tych postanowiono jednak nie płacić, gdyż swych zmarłych mieszkańcy Tkaczy chowali tuż za granicą, w Czechach, gdyż bliżej im było do Kořenova bądź Harrachova. Z cmentarza szklarskoporębiańskiego nie korzystali w ogóle. Władze Szklarskiej Poręby postanowiły ukarać krnąbrnych poddanych konfiskując im wszystkie zegary. Na szczęście w spór wmieszał się biskup wrocławski, który z własnej kieszeni zapłacił sporną składkę na cmentarz, ratując honor Szklarskiej Poręby i ubogie kieszenie ludności Tkaczy. Osada Tkacze, znajdująca się praktycznie na granicy państwowej, po II wojnie światowej opustoszała. Bardzo restrykcyjne przepisy graniczne uniemożliwiły tu prowadzenie jakiejkolwiek działalności gospodarczej i praktycznie zasiedlenie osady. Jedynymi gośćmi, poza oczywiście żołnierzami Wojsk Ochrony Pogranicza, byli tu przemytnicy i szabrownicy. Ci pierwsi lokowali w okolicy swoje skrytki przemytnicze, ci drudzy systematycznie wywozili stąd dobytek, przyczyniając się do dewastacji budynków. Trwało to praktycznie do 1956 r., gdy władze powiatowe w Jeleniej Górze przypomniały sobie o tych kilku domach zagubionych w pogranicznych górach i postanowiły uczynić z nich wczasowisko. Jak się okazało, puste zabudowania, choć częściowo zdewastowane i pozbawione wyposażenia, przetrwały ten ciężki okres w nie najgorszej kondycji. „Odwilż październikowa” z 1956 r. doprowadziła m.in. do złagodzenia dotychczasowych restrykcyjnych przepisów, zakazujących stałego osiedlania się w strefie przygranicznej, a nawet przebywania w niej. Zmiany te dały możliwość zasiedlenia Tkaczy. Zapomnianą miejscowością zainteresował się m.in. Fundusz Wczasów Pracowniczych, który zdecydował się otworzyć tu swoje domy wczasowe. W 1957 r. przyjechał nawet na swego rodzaju inspekcję dyrektor administracyjny Naczelnej Dyrekcji FWP Świtalski. Obejrzał miejscowość, wytypował budynki na domy wczasowe, a swoje zaangażowanie w tym miejscu motywował chęcią wzięcia udziału przez FWP w „dziele aktywizacji”, które to hasło dominowało w ówczesnej Polsce, przyczyniając się niejednokrotnie do podejmowania pozytywnych działań. Aby stworzyć w Tkaczach ośrodek wypoczynkowy, FWP postawiło jednak trzy niezbędne warunki: uruchomienie istniejącej linii kolejowej, otwarcie w osiedlu sklepu i osiedlenie w okolicznych domach gospodarzy, którzy staliby się dostawcami żywności, a jednocześnie można by ich zatrudnić jako personel domów wczasowych. Postawione przez FWP warunki były możliwe do spełnienia. Tory kolejowe ze Szklarskiej Poręby do Tkaczy, a potem dalej na południe do Pragi, istniały i były w dobrym stanie. Co prawda wojska radzieckie ogołociły tę linię – jak większość na Śląsku – z trakcji elektrycznej, lecz nie było przeszkód, żeby wagony ciągnął parowóz. Sama stacja kolejowa, choć doraźnie wykorzystywano ją do innych celów, mogła być łatwo odremontowana. W 1958 r. zajmowali ją robotnicy leśni, którzy w poczekalni dworcowej urządzili stajnię dla koni, a przed budynkiem usypali wielką stertę nawozu. Pozostałe pomieszczenia i zabudowania kolejowe były opuszczone i niewykorzystane. Z większości pomieszczeń wyrwano podłogi i okna. Inne budynki w Tkaczach były w niezłym stanie. Największy, stojący pośrodku dużej polany, a mieszczący przed 1945 r. hotel i restaurację, zamieniony został na owczarnię. Na parkietach pomieszczeń na parterze leżały starty nawozu. Ale i to było do usunięcia, a budynek szybko mógł wrócić do swoich pierwotnych funkcji. Okoliczne domy, niegdysiejsze gospodarstwa chłopskie, znajdowały się w zarośniętych chwastami ogrodach. Jednak wszystkie, które przetrwały, nadawały się do remontu. Planowano osadzenie tu kilkunastu rodzin, mających utrzymywać się głównie z hodowli krów i owiec. Odbiorcami mleka i mięsa miały być tutejsze domy wczasowe FWP. W nich też planowano zatrudnić część mieszkańców, głównie kobiet w charakterze pokojówek, kucharek itd. Liczono na to, iż część mieszkańców znajdzie zatrudnienie w Lasach Państwowych, a nawet planowano pozyskiwanie przez nich dodatkowych dochodów ze zbieractwa grzybów i jagód, jak również z przyjmowania wczasowiczów na prywatnych kwaterach. O ewentualnych zyskach z przemytu, który na granicy trwał praktycznie bez przerwy, nie wspominano. FWP planowało otwarcie tu co najmniej dwóch domów wczasowych. Największy z nich, zwany doraźnie „murowańcem”, położony był w tzw. Tkaczach Górnych. Tylko w nim miała funkcjonować kuchnia i stołówka, dlatego też zakwaterowani w Tkaczach Dolnych mieli tu właśnie przychodzić na posiłki. Zimą Tkacze miały być mekką dla narciarzy, znajdujących tu doskonale naśnieżone stoki, latem zaś dla harcerzy, mogących rozbijać tu swoje namioty. Ludzi, pomimo dość surowych warunków, miała przyciągać na wpół dzika przyroda, niespotykany gdzie indziej spokój, a także smak do niedawna zakazanego owocu, jakim były te przygraniczne tereny. Sprawą zainteresowały się też władze powiatowe w Jeleniej Górze. Wiosną 1958 r. do Tkaczy przybyła pierwszy raz w historii delegacja jeleniogórskiej Powiatowej Rady Narodowej z jej przewodniczącym Henrykiem Janulewiczem oraz sekretarz Komitetu Powiatowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej tow. Panek. Wysoka władza doszła do wniosku, iż „trzeba ratować Tkacze” i wystosowała w tej sprawie pisma do, jak to się wówczas mówiło, odpowiednich czynników. Jednak te odpowiednie czynniki w niedługi czas potem podjęły decyzję o innym przeznaczeniu Tkaczy. Gdy lokalne władze w Szklarskiej Porębie i Jeleniej Górze, a nawet niektóre czynniki we Wrocławiu dążyły do stworzenia w Tkaczach ośrodka sportowo-wypoczynkowego, rządy Polski i Czechosłowacji porozumiały się już co do przyszłych losów tej osady. Długo bowiem prowadzone rozmowy zaowocowały sporządzeniem już 29 kwietnia 1958 r. nowych map granicznych, na których Tkacze znalazły się w Czechosłowacji. Stosowna umowa „między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Republiką Czechosłowacką o ostatecznym wytyczeniu granicy państwowej” podpisana została w Warszawie 13 czerwca 1958 r., wymiana dokumentów ratyfikacyjnych nastąpiła zaś w Pradze 14 lutego 1959 r. Od tego momentu dotychczasowa polska osada Tkacze stała się czechosłowacką miejscowością Mýtiny wchodzącą w skład Harrachova. Dzięki temu Harrachov zyskał połączenie kolejowe, natomiast Polska otrzymała w zamian rejon Martwego Wierchu w Karkonoszach. Tkacze należały do Polski zaledwie 14 lat. Z powodów ustrojowych i sytuacji międzynarodowej nigdy nie zostały przez nasze władze zagospodarowane. Większość domów zdewastowano, a przynajmniej wywieziono z nich cały ruchomy majątek. Plany przywrócenia życia w tej miejscowości zrealizowali dopiero Czesi, którzy nie tylko uruchomili tutejszy dworzec kolejowy, lecz również wyremontowali i zasiedlili większość domostw, urządzając w nich m.in. Pensjonaty. Ivo Łaborewicz - NaszeMiasto.pl Przyjeżdżający w Karkonosze turyści na ogół kierują się od razu w tłumnie odwiedzane najwyższe partii gór, pomijają natomiast niższą, północną część pasma, określaną jako Pogórze Karkonoskie. Poza nielicznymi i najbardziej znanymi atrakcjami, jak zamek Chojnik, Wodospad Szklarki czy kaplica św. Anny na stoku Grabowca, wędrujących szlakami spotyka się tutaj dużo rzadziej, i to głównie w pobliżu większych miejscowości (Szklarska Poręba, Karpacz czy Przesieka).
A jest to jednak obszar bardzo urozmaicony krajobrazowo, obfitujący w ciekawe, choć często słabo spopularyzowane miejsca, znaleźć tu można wiele malowniczo położonych miejscowości, bogatych w zabytki regionalnego budownictwa. Pogórze Karkonoskie, porośnięte dobrze zachowanymi, naturalnymi lasami regla dolnego, szczególnie dużo wrażeń estetycznych dostarcza jesienią, a także późną wiosną, gdy jaskrawa zieleń drzew kontrastuje z ośnieżonymi jeszcze szczytami gór. Poruszanie się po tym terenie nie sprawia większych trudności; gęsta sieć dobrze oznakowanych szlaków dla turystów pieszych oraz ścieżek i dróg leśnych dla rowerzystów pozwala projektować rozmaite trasy wycieczek. Jednym z rzadziej odwiedzanych zakątków Pogórza Karkonoskiego jest Cicha Dolina, położona powyżej dolnych zabudowań Piechowic. Prowadzi przez nią żółty szlak z Piechowic na Grzybowiec i dalej do Jagniątkowa. Dolina jest głęboka, choć niezbyt długa, ograniczają ją dwa wyraźne grzbiety schodzące się na wierzchołku Grzybowca – najwyższego szczytu zachodniej części Pogórza, tworzącego masyw o charakterze rozrogu. Od zachodu jest to grzbiet Młynika, od wschodu natomiast ramię z Trzmielakiem i Sobieszem. Nazwa doliny jest całkowicie uzasadniona – nawet latem jest tu cicho, spokojnie i przytulnie. Jeżeli wierzyć podaniom, w średniowieczu miała istnieć tu osada, której mieszkańcy wymarli w wyniku jakiejś zarazy. Podobno chowano ich później m.in. na przełęczy pomiędzy Trzmielakiem a Sobieszem, która do dzisiaj nosi nazwę Cmentarzyk. Faktem jest, że w tamtym czasie w rozszerzeniu doliny w górnej jej części stała huta szkła, której pozostałości odkryto pod koniec XIX w. Niektóre źródła datują jej powstanie na koniec XIII w., byłaby to więc najstarsza znana huta na Śląsku. Po II wojnie światowej jej pozostałości były wielokrotnie badane, obecnie raczej trudne są do odnalezienia. Najbardziej znaną atrakcją Cichej Doliny są sztolnie wykute w zboczu Sobiesza w jej dolnej części, tuż powyżej Piechowic. Zostały one wykonane w czasie II wojny światowej przez więźniów obozu jenieckiego w Borowicach. Sztolnie stanowią system równoległych do siebie korytarzy długości kilkunastu metrów, biegnących w głąb góry, połączonych dwoma poprzecznymi chodnikami; tworzą w ten sposób niewielki labirynt. Do środka schronów można bezpiecznie wejść. Przeznaczenie wyrobisk do dzisiaj nie zostało jasno określone. Nie wiadomo również, jak daleko sięgały dawniej w głąb góry. Kilka lat temu same sztolnie oraz prawie całe wzgórze Sobiesz były intensywnie badane i przekopywane w poszukiwaniu złota, które mieli tu ukryć pod koniec wojny hitlerowcy. Poszukiwania prowadzono na dużą skalę, nawet z użyciem specjalistycznego sprzętu, co przez jakiś czas mocno utrudniało dostęp do sztolni. Jaki był wynik – nie wiadomo, do dzisiaj jednak w kilku miejscach na północnym zboczu góry są widoczne hałdy i wykopy powstałe w czasie wybuchu karkonoskiej „gorączki złota”. Sobiesz, poza tajemnicą, jaką skrywa, jest też interesującym punktem widokowym. Ze szczytowych skałek można zobaczyć Piechowice, wschodnią część Grzbietu Kamienickiego Gór Izerskich oraz fragment Kotliny Jeleniogórskiej. Na wierzchołek najłatwiej dojść wyraźną ścieżką z przełęczy Cmentarzyk. Dolina może stanowić albo cel popołudniowego spaceru z Piechowic, Sobieszowa lub Jagniątkowa, albo fragment dłuższej wycieczki po Pogórzu Karkonoskim. Warto także zajść do hotelu „Grzybowiec”, położonego na rozległej polanie na spłaszczeniu zbocza. Przed wojną była to popularna gospoda nosząca nazwę „Bismarckhöhe”. Jej charakterystyczna bryła widniała na wielu widokówkach z tej części Karkonoszy. Dzisiaj, niestety, hotel jest już tylko cieniem dawnej świetności, opuszczony i zaniedbany, znacznie rzadziej odwiedzany przez turystów.
Tekst
Michał
Woźniak pochodzi z
Hutniczy Grzbiet stanowi wyraźne, boczne ramię Głównego Grzbietu Karkonoszy, opadające ze wschodniego zbocza Śląskich Kamieni, spod schroniska „Petrovka”, do Karkonoskiego Padołu Śródgórskiego. Ograniczają go doliny potoków Sopot i Czerwień. Położony powyżej Jagniątkowa i Przesieki może stanowić ciekawy cel jednodniowych wycieczek z obu miejscowości. Pomijają go szlaki turystyczne, jedynie w górnej części grzbiet przecina zielono znakowana Ścieżka nad Reglami. Leżąc jednak w znacznej części poza granicami Karkonoskiego Parku Narodowego, może być zwiedzany licznymi nieoznakowanymi ścieżkami.
Nazwa grzbietu podobno ma pochodzić od huty szkła, która znajdowała się w jego dolnych rejonach. Jej istnienie nie zostało jednak potwierdzone w źródłach. Atrakcją jest tu grupa granitowych skał, doskonale widocznych na wylesionych zboczach, które w tak dużym skupisku nie występują nigdzie więcej w Karkonoszach. Na długości 1,5 km grzbiet jest usiany ciągiem około 20 skałek dochodzących do 25 m. Część z nich ma własne nazwy, często zasugerowane kształtem, np. Maszkara, Rudnica, Lew, Wisząca czy Pohucie. Cała grupa nosi łączną nazwę Bażynowych Skał, od rosnącej tu masowo małej krzewinki o różowych kwiatach i czarnych jagodach – bażyny czarnej. Po wylesieniu cały grzbiet, a szczególnie skałki, to dobry punkt widokowy na środkowe Karkonosze oraz Kotlinę Jeleniogórską. Ciekawie prezentują się stąd zwłaszcza okolice Przełęczy Karkonoskiej. W środkowej części Hutniczego Grzbietu, przy najniżej położonej skale Pohucie, znajduje się drewniany, samoobsługowy schron Akademickiego Klubu Turystycznego we Wrocławiu – Chatka AKT. Domek jest ogólnodostępny, umożliwia przenocowanie turystom posiadającym własny śpiwór. Od schronu prowadzi grzbietem w górę ścieżka, łącząca się nieco poniżej granicy państwa z czarnym szlakiem. Ścieżka, choć słabo widoczna i często gubiąca się w terenie, pozwala obejrzeć wszystkie skałki, dostarcza również niezapomnianych widoków na okolicę. Przy zachowaniu ciszy można tu spotkać muflony – dzikie owce, sprowadzone w 1912 r. z Korsyki, które upodobały sobie ustronne partie tego grzbietu. Najdogodniejsze dojście do Bażynowych Skał prowadzi z Jagniątkowa czarnym szlakiem, tzw. Petrovką. Droga ta, wiodąca do czeskiego schroniska „Petrova bouda”, zwanego popularnie „Petrovką”, stanowiła dawniej jeden z najpopularniejszych torów saneczkowych w Karkonoszach. Do II wojny światowej uprawiano na niej zjazdy rogatymi saniami, należące wówczas do największych zimowych atrakcji tego pasma górskiego. Po 1945 r. tradycja ta się nie odrodziła, ale wygodny, szeroki dukt leśny, wyprowadzający wprost na wierzchowinę gór, pozostał. W miejscu, gdzie do szlaku dochodzi tzw. Droga II, w lewo odbija wyraźna ścieżka, która nieco klucząc po około 10 minutach doprowadza do Chatki AKT. Jeśli jesteśmy na Hutniczym Grzbiecie, warto również przejść się pobliską Doliną Czerwieni. Jest to głęboko wcięta, mało uczęszczana, długa dolina, podchodząca aż pod Przełęcz Karkonoską. Jej górna część nosi nazwę Kozackiej Doliny. W czasie wojny trzydziestoletniej (1618-1648) chroniła się w niej okoliczna ludność przed łupiącą wsie polską kawalerią najemną – lisowczykami, nazywanymi błędnie Kozakami. Wtedy również powstała nazwa tego fragmentu doliny. W dolnych partiach zbocza Doliny Czerwieni porastają piękne lasy bukowe, czyniące ją szczególnie atrakcyjnym, choć niedocenianym przez turystów miejscem spacerowym jesienią. Wzdłuż potoku, z Przesieki na przełęcz Dołek (1178 m n.p.m.), biegnie stary dukt – Celna Droga. Jest to dawny trakt łączący Śląsk z Czechami przez Przełęcz Karkonoską. Dobrze zachowana ścieżka, prowadząca początkowo naturalnymi lasami regla dolnego, później zaś odsłoniętymi, widokowymi stokami, stanowi bardzo ciekawe, choć dziś już zapomniane dojście w rejon Przełęczy Karkonoskiej. Tekst:
Michał
Woźniak
pochodzi z W powszechnej opinii Karkonosze są górami przeinwestowanymi i zadeptanymi. Jest to tylko częściowo zgodne z prawdą, obszary bowiem rzeczywiście nadmiernie zagospodarowane, w których można spotkać tłumy turystów, ograniczają się głównie do rejonu Szklarskiej Poręby, Szrenicy i Śnieżnych Kotłów oraz Karpacza i Śnieżki.
W pozostałych częściach Karkonoszy sieć szlaków jest dużo rzadsza, a trasy turystyczne przeważnie tylko „przecinają” góry, wyprowadzając jak najkrótszą drogą na grzbiet Karkonoszy, pomijając wiele ciekawych krajoznawczo obiektów. Również schroniska górskie należą tam do rzadkości. Z tych też powodów panuje w nich znacznie mniejszy ruch turystyczny. A szkoda, gdyż są to tereny także bardzo atrakcyjne dla zwiedzających, nie pozbawione malowniczych krajobrazowo miejsc. Dotyczy to chociażby całej środkowej części Głównego Grzbietu Karkonoszy, od Jagniątkowa i Śnieżnych Kotłów po Karpacz Górny i Pielgrzymy. Ten fragment gór, znajdujący się w większości poza granicami Karkonoskiego Parku Narodowego, chroniącego tutaj prawie wyłącznie same szczytowe partie, można zwiedzać w ciszy i spokoju licznymi drogami leśnymi i dobrze zachowanymi ścieżkami – przedwojennymi szlakami turystycznymi, obecnie nieużywanymi. Również turystyka rowerowa nie jest tu ograniczona restrykcyjnymi przepisami, obowiązującymi w parku narodowym. Dolina Myi, leżąca powyżej Przesieki i Borowic, należy do najbardziej malowniczych miejsc w środkowej części Karkonoszy. Z tych miejscowości jest też ona najłatwiej dostępna. Niegdyś bardzo popularna, obecnie zapomniana przez turystów, których nieczęsto można w niej spotkać, mimo że wylesienie okolicznych zboczy w ostatnich latach znacznie zwiększyło jej walory widokowe. Długość doliny wynosi około 5,5 km. Jest ona bardzo dzika, miejscami przybiera charakter skalistego, głęboko wciętego w podłoże jaru. Zbocza doliny urozmaicone są licznymi granitowymi skałkami, o znacznych nieraz wysokościach. Płynąca jej dnem Myja spływa po progach skalnych, tworząc w wielu miejscach małe wodospady. Największym spośród nich jest Kaskada – czwarty co do wielkości w polskich Karkonoszach, ale słabo znany, o wysokości 5 m, znajdujący się przed ujściem potoku do Podgórnej, tuż powyżej Przesieki. Najpiękniejszy fragment doliny to jej górna część, pomiędzy Szwedzkimi Skałami a Zamczyskiem. Na jej prawym zboczu mieszczą się trzy malownicze i charakterystyczne grupy skalne. Najniżej położone Szwedzkie Skały to dwa filary skalne o wysokości do 30 m, łatwo dostępne od strony zbocza, natomiast ku rzece opadają pionowymi ścianami. Powyżej nich usytuowana jest charakterystyczna skałka Słup o wysokości 8 m i szerokości 2 m, której kształt zasugerował nazwę. Trzecia grupa to Zamczysko – kilkunastometrowej wysokości mur skalny. Wszystkie skałki są dobrymi punktami widokowymi na Kotlinę Jeleniogórską i środkowe Karkonosze, także na samą Myję, która z hukiem spływa kaskadami po granitowych progach u ich podnóża. W dolnej części dolinę przecina Droga Sudecka – szeroka „droga donikąd”, budowana w czasie II wojny światowej przez Niemców. Miała połączyć Śląsk z Czechami przez Przełęcz Karkonoską, nie została jednak ukończona i urywa się około 3 km za Borowicami. Niedaleko mostu na Myi mieści się cmentarzyk jeńców obozu pracy w Borowicach, zmarłych z wycieńczenia przy budowie drogi lub pomordowanych przez hitlerowców. Spoczywa tu około 600 osób, głównie Polaków, Rosjan i Francuzów, pochowanych w 38 symbolicznych i bezimiennych grobach oraz jednej mogile zbiorowej. Trochę zapomniany cmentarzyk leżący w sercu gór, pośród szumiących świerków, stanowi dzisiaj pamiątkę bolesnego epizodu w historii tej części Karkonoszy. Tekst:
Michał
Woźniak
pochodzi z Jak każde prawdziwe góry, Karkonosze mają na swoim obszarze
górskie cmentarze. Przeważnie znajdują się one z dala od
miejscowości, zagubione wśród lasów, rzadko nawiedzane przez
przybyszów. Wśród nich są jednak także obiekty znane, stanowiące
swego rodzaju atrakcje turystyczne. Z powstaniem każdego z
karkonoskich cmentarzy wiąże się jakaś ciekawa, czasem nieco
tajemnicza historia. Znacznie
rzadziej niż cmentarz w Kotle Łomniczki odwiedzany jest cmentarzyk
przy Drodze Sudeckiej, otoczony metalowym płotem, leżący około 2 km
na zachód od Borowic, gdzie obok grobów umieszczono granitowy głaz z
tablicą pamiątkową. Znajduje się tutaj duża zbiorowa mogiła oraz 39
symbolicznych, bezimiennych grobów jeńców wojennych, pomordowanych
przez Niemców w czasie II wojny światowej podczas budowy drogi na
Przełęcz Karkonoską. Tekst
pochodzi z miesięcznika
Najnowsze dzieje karkonoskich lasów Dawno temu w Karkonoszach Rozwój gospodarki Klęska ekologiczna Odbudowa drzewostanów Tekst
pochodzi z miesięcznika
Na podkarkonoskich łąkach można czasem spotkać pod koniec kwietnia charakterystyczne, żółte kwiaty. Wiele osób myśli, że są to (znane dobrze z kwiaciarni i ogrodów) żonkile, które po prostu zdziczały. Nie jest to jedna prawda – są to narcyze trąbkowe (narcissus pseudonarcissus) - kwiaty spotykane głównie w Europie Zachodniej i Anglii. Na terenie Polski występują niezwykle rzadko. Niektóre źródła podają, że wcale. Dlatego nie zrywajmy narcyzów trąbkowych – jeśli je spotkamy na górskiej łące, zamiast bukietu zróbmy zdjęcie. Będzie trwalszą i równie piękną pamiątką wiosennej wycieczki. UWAGA! Narcyz trąbkowy jest rośliną trującą.
Wybierając się w Karkonosze nie musimy dźwigać wielkiego plecaka z jedzeniem. Wystarczy zabrać "awaryjną" czekoladę i coś do ubrania oraz portmonetkę, bowiem na trasie najkrótszej nawet wycieczki spotkamy co najmniej jedno schronisko, gdzie można się posilić i napić gorącej herbaty. Z jednej strony jest to wygodne, z drugiej - mamy czasem wrażenie, że wędrujemy po pełnym turystów deptaku, gdzie w każdej chwili można zboczyć na kawę lub piwo. Mogłoby się wydawać, że takie nadmierne "ucywilizowanie" tego obszaru to zasługa nieodległej przeszłości. Tymczasem jest inaczej. Karkonoska turystyka liczy sobie już około 300 lat, a jej gwałtowny rozwój już dawno zmienił oblicze tych gór. Najbardziej znane schroniska wzięły swój początek z pasterskich bud, w których latem przemieszkiwały rodziny trudniące się wypasem bydła. Z czasem przekształciły się one w górskie gospodarstwa, w których szukali noclegu nieliczni wędrowcy. Pasterze szybko się przekonali, że udzielanie strawy i schronienia turystom jest bardzo opłacalne i tak rozpoczęła się historia karkonoskich schronisk. Początkowo warunki były w nich fatalne - podróżni często spali razem z bydłem, w szopie, lub wspólnej izbie z gospodarzem i jego rodziną. Gryzło ich robactwo, dokuczał brak własnego łóżka i pościeli. Prowiant spożywano przeważnie własny. Czasem gospodarz sprzedał kawałek chleba lub koziego sera. Jednak już w XVIII wieku niektóre "budy", szczególnie te położone wzdłuż trasy na Śnieżkę, wyspecjalizowały się w świadczeniu usług turystom. Można było w nich wynająć przewodnika (bo szlaków przecież jeszcze nie było), który dobrze znał okolicę i wiedział jak obejść np. bagna na Równi pod Śnieżką oraz dawał gwarancję, że ewentualne spotkanie z Duchem Gór - Rubecalem, nie skończy się jakąś nieprzyjemną przygodą. Zamożniejsi wycieczkowicze mogli zapłacić dodatkowo za strzelanie z muszkietu lub wywołanie małej lawiny, by usłyszeć echo w którymś z górskich kotłów. Właściciel Samuelbaude (dzisiejszej Strzechy Akademickiej) wprowadził zwyczaj witania przybyszy grą na rogu, a "specjalnością zakładu" była tam ponoć znakomita nalewka z szyszek. Warunki były jednak spartańskie, bo nawet tak wybitny poeta jak J.W. Goethe, musiał się zadowolić wiązką słomy w charakterze łóżka. Gwałtowny skok cywilizacyjny nastąpił w XIX wieku, kiedy pasterskie budy straciły swój pierwotny charakter i zaczęły się przekształcać w duże, komfortowe hotele górskie, dysponujące wieloma pokojami i restauracją, w której można było wybierać spośród wykwintnych dań i licznych gatunków wina i piwa. Powstawały też nowe obiekty, przeznaczone wyłącznie do obsługi turystów. Schronisk było więcej niż dzisiaj: na krawędzi Kotła Wielkiego Stawu stało malownicze Schronisko księcia Henryka, na Polanie znajdowała się Schlingelbaude (późniejsze schronisko im. Bronka Czecha, spłonęło w 1951 roku). Dzisiejsza stacja przekaźnikowa nad Śnieżnymi Kotłami także pierwotnie dawała nocleg i służyła posiłkiem. Dawni turyści (szczególnie zamożni) bardziej "podróżowali" po górach niż po nich chodzili. Z pociągu (lub wcześniej karety) przesiadali się na wozy, które wiozły ich do momentu, kiedy droga stawała się zbyt stroma. Wtedy przesiadali się na konia lub... do lektyki! Księżna Izabela Czartoryska tak wspomina swą wyprawę do wodospadu Szklarki: "Na dole zostawiliśmy powozy i wzięliśmy tragarzy górskich. Mieliśmy wszystkiego 5 lektyk, więc dziesięciu tragarzy: nasi ludzie [tzn. służba] towarzyszyli nam pieszo.[...]" Służący i wynajęty przewodnik - Fidler, nieśli cały ekwipunek - garnki, talerze, sztućce, obrusy, lornetki, odzież, zielnik, parasolki od słońca i deszczu itp. U celu wycieczki, w czasie której księżna nie zrobiła ani kroku, zjedzono obfity gorący posiłek, który "poczciwy Piotr Fidler" przyniósł w koszu na własnych barkach. Po drodze całą grupa zbierała kamienie, kwiaty, sadzonki, gałązki i wszelkie pamiątki, które oczywiście dodatkowo obciążały... służbę. Tak więc widać, że nie zawsze górskie wyprawy przyczyniały się do zrzucenia paru zbędnych kilogramów, a dawny turysta mógł wybrać się na szczyty w jedwabnych pantofelkach. Klimat Karkonoszy jest o wiele surowszy niż wynikałoby to z położenia i niedużej wysokości tych gór. Średnia roczna temperatura w najwyższych partiach wynosi około 1st. C, a śnieg leży niemal pół roku. Nic więc dziwnego, że możemy się tam poczuć jak za kołem podbiegunowym. Rośliny porastające najwyżej położone łąki należą do gatunków spotykanych głównie na dalekiej Północy lub na stokach Alp. Naukowcy określają czasem Karkonosze mianem "wyspy Arktyki w centrum Europy". Nic w tym dziwnego, skoro na szlaku możemy spotkać niepozorne krzaczki o szarawych liściach, które okażą się karłowatą wierzbą lapońską lub zobaczyć między kamieniami niepozornego ptaka, który nie ma nawet polskiej nazwy - Acantalycosa norvegica. Długie i śnieżne sudeckie zimy dawały bardzo we znaki mieszkańcom wysoko położonych wiosek. Niektóre z nich przez kilka miesięcy były odcięte od świata. Dlatego jesienią gromadzono żywność (głównie mąkę, groch, fasolę itp.), zapas nafty, zapałek i soli, by w razie zasypania dróg móc przeżyć do wiosny. Osada musiała być w takim wypadku samowystarczalna - nie docierał do niej lekarz, dzieci nie chodziły do szkoły. Dopiero wiosną, gdy zeszły śniegi i rozmarzła ziemia, chowano zmarłych i chrzczono urodzone w zimie dzieci. Hrabina von Reden, właścicielka kilku karkonoskich wsi pisała w jednym z listów, że często niemowlęta umierały z zimna podczas wielogodzinnej wyprawy do kościoła, jeśli rodzice zaryzykowali chrzest w zimie. Taką wsią były m.in. położone na północnym stoku Kowarskiego Grzbietu Budniki. Wydany w 1821 roku przewodnik K. F. Moscha przybliża nam warunki, jakie panowały zimą w osadzie, do której słońce nie zaglądało przez 113 dni w roku. Śnieg nie topniał tam od późnej jesieni do wiosny i zalegał szczególnie obficie: "Niektórzy mieszkańcy [...] z chaty do chaty wędrują; i w ten czas często się zdarza, iż nie drzwiami, ale się z domu wychodzi kominem prosto na dach, a stamtąd po wierzchniej skorupie śniegu zjeżdża się na łyżwach d domu przyjaciela, którego się podobnie kominem odwiedza". Relacja ta brzmi mało prawdopodobnie, ale wystarczy przypomnieć sobie zasypane po dach schronisko "Samotnia", by bez oporu uwierzyć Moschowi. Aby nie zabłądzić, ścieżki oznaczano wysokimi tyczkami, wbijanymi w śnieg. Śmiałka, który zapuszczał się zimą w góry ograniczał także jego strój: nie znano przecież wówczas lekkich i nieprzemakalnych tkanin. Wędrowiec odziany był w wełnę i płótno, które szybko namakały, stając się sztywne i ciężkie. Na nogach miał buty na śliskiej skórzanej podeszwie. Żeby nie zapadać się w kopnym śniegu, używał tzw. karpli. Były to owalne, drewniane obręcze z naciągiem ze sznurka, które przywiązywano do obuwia. Nietrudno się domyśleć, że poruszanie się w nich było niezbyt wygodne. Narty śladowe stały się popularne dopiero na początku XX wieku. Często wykonywano je metodą chałupniczą - były długie, ciężkie i grube, a do "łapania równowagi" służył początkowo tylko jeden kij, ale i tak ułatwiały wędrówki po zaśnieżonych ścieżkach. Kiedy turyści zaczęli pojawiać się w Karkonoszach także zimą, wymyślono dla nich niespotykana nigdzie indziej rozrywkę: zjazdy "rogatymi saniami". Koń wciągał pasażera i sanie na grzbiet Karkonoszy. Tam go wyprzęgano. W dół wiodła specjalna droga, którą przewodnik i "kierowca" sanek zwoził turystę z powrotem. Najstarsza trasa biegła z Przełęczy Okraj do Kowar. Różnica wzniesień wynosiła ok. 600m., a długość - 7km. Zjeżdżano m.in. spod Słonecznika i Strzechy Akademickiej do Karpacza lub Z Hali Szrenickiej do Szklarskiej Poręby. Szaleńcza jazda z dużą prędkością dostarczała turystom wielkich emocji, a dla mieszkańców wiosek stanowiła doskonałe źródło zarobkowania, bo wiem była to bardzo droga rozrywka: za najdłuższy zjazd płacono 15 marek, podczas gdy nocleg w schronisku był dziesięć razy tańszy! Rogate sanie były popularną rozrywką aż do II wojny światowej i dały początek saneczkarstwu sportowemu. Największa lawina w Karkonoszach Wydawałoby się, że nasze Karkonosze - góry niskie i "oswojone" są o wiele bezpieczniejsze od Taty, więc każdy może spokojnie wybrać się na zimową wycieczkę oznaczonymi szlakami. Niestety nie jest to prawda. W styczniu 2003 roku w Kotle Małego Stawu lawina zaskoczyła ćwiczących na jednej ze ścian doświadczonych ratowników górskich. Jeden z nich zginął. Takich wypadków było o wiele więcej. Najstraszliwsze żniwo zebrała lawina, która zeszła 20 marca 1968 roku z Białego Jaru w koryto Złotego Potoku, płynącego wzdłuż uczęszczanej Śląskiej Drogi. Zginęło wtedy aż 19 osób - trzynastu Rosjan, czterech Niemców i dwóch Polaków. W starciu z żywiołem nie mieli żadnych szans - ogrzane słońcem wiosennego dnia, zbite masy śniegu zeszły w dół w ciągu zaledwie 48 sekund, miażdżąc wszystko po drodze. Nie było czasu na zrzucenie plecaków, butów i zalecane w takich wypadkach "pływanie" po powierzchni lawiny. Ciężki, mokry śnieg zgniótł po prostu swoje ofiary. Pięciu turystów uniknęło cudem śmierci, ponieważ podmuch powietrza zmiótł ich na bok, odzierając przy okazji z odzieży i rzucając o pnie drzew. Przybyli błyskawicznie na miejsce ratownicy GOPR mogli tylko przekopywać zwały śniegu i lodu w poszukiwaniu ciał. Czoło lawiny miało ponad 15 metrów wysokości a jej długość wynosiła prawie kilometr, a masa zwałowiska wynosiła około 150 tysięcy ton. Nic więc dziwnego, że w ogromnej akcji poszukiwawczej brało udział ponad 1000 osób - wojsko, GOPR, czeska Horska Slużba i ochotnicy. Centymetr po centymetrze sondowano specjalnymi metalowymi tyczkami podłoże. Mimo wciąż istniejącego zagrożenia kolejną lawiną, przekopano w śniegu ponad 600 głębokich rowów. Ostatnie ciało wydobyto po ponad dwóch tygodniach od wypadku - 5. kwietnia. Niedaleko miejsca tego wydarzenia ustawiono masywny, kamienny pomnik, który miał upamiętniać ofiary tej tragedii. Wkrótce zniosła go kolejna lawina i dziś nie ma po nim śladu. Takich niebezpiecznych miejsc jak Biały Jar jest więcej – między Szrenicą a Śnieżką można ich naliczyć prawie 40! Warto też pamiętać, że w Karkonoszach można także zwyczajnie zabłądzić i zamarznąć lub obsunąć się do któregoś z kotłów. Zdarzyło się to niejednokrotnie. Zimą 1975 roku czeski turysta schodził z żoną ze Śnieżki, jak setki innych osób tego dnia. Tuż pod szczytem potknął się i zaczął zsuwać po stromym zboczu do Kotła Łomniczki. Zauważyli to dwaj ratownicy Horskej Slużby. Mimo odpowiedniego sprzętu (czekanów, raków itp.) nie tylko nie uratowali ofiary, ale sami ponieśli śmierć, spadając do kotła. Szlaki często prowadzą krawędziami kotłów. W zimie łatwo się poślizgnąć, lub ulec złudzeniu, że masywny, śnieżny nawis to kawałek twardego i pewnego gruntu. Do szczególnie niebezpiecznych miejsc należą trasy nad Małym i Wielkim Stawem, Śnieżnymi Kotłami oraz miejsce koło schroniska "Pod Snieżką", gdzie często można zobaczyć turystów "dla żartu" przepychających się nad przepaścią Kotła Łomniczki. Żart ten może okazać się makabryczny. Pamiętajmy zatem o ostrzeżeniach wywieszanych w schroniskach, nie ignorujmy tablic informujących np. o zamknięciu szlaku w sezonie zimowym itp. Wypadki w górach będą się zdarzać zawsze, ale można się starać ograniczyć ich liczbę. Czasem wystarczy zdrowy rozsądek. oz – NaszeMiasto.pl inne lawiny Borowice. Cmentarzyk przy Drodze Sudeckiej.
Nie tak dawno otwarto przejście graniczne między Polską a Czechami na Przełęczy Karkonoskiej. Od polskiej strony na przełęcz miała prowadzić Droga Sudecka. Budowali ją w latach 1939-45 więźniowie i jeńcy uwięzieni w obozie w Borowicach. Podczas prac zmarło kilkaset osób, a Cmentarzyk to ich symboliczna mogiła. Droga Sudecka kończy się po paru kilometrach, a dalej na przełęcz prowadzi leśna, częściowo asfaltowa droga. Na przełęcz można więc dojechać rowerem. Pieszo, konno lub w lektyce. Śnieżka Chyba każdy był kiedyś na Śnieżce, która stanowi żelazny punkt programu wycieczek szkolnych, kolonijnych czy „wczasowych”. Przeważnie wjeżdżamy wyciągiem krzesełkowym na Kopę a stamtąd, niemalże spacerkiem, wchodzimy na szczyt. Chwila odpoczynku, herbata w schronisku, okolicznościowa pieczątka na widokówce dla znajomych... i najwyższa góra Karkonoszy „zaliczona”. Większość z nas nie zdaje sobie jednak sprawy, że Śnieżka jest najstarszą w Europie górą, na którą wchodzono w celach turystycznych. Podczas gdy Tatry, Pireneje, czy nawet Alpy traktowano tylko jako uciążliwe przeszkody w podróżach, Karkonosze stawały się atrakcją dla wędrowców z wielu krajów. Pierwsi śmiałkowie udawali się na Śnieżkę już w XVII wieku, a w następnym stuleciu wycieczki te stały się coraz częstsze. Taka wyprawa trwała kilka dni. Najpierw wynajmowano przewodnika, powóz oraz kompletowano niezbędny ekwipunek (zamożniejsi brali nawet własną pościel i zastawę). Dotarcie w rejon Karpacza Górnego nie było trudne. Potem jednak należało jechać konno lub iść pieszo, niosąc najniezbędniejsze rzeczy na własnych plecach w tzw. nosiłkach (na wygodne plecaki czekaliśmy aż do XX wieku). Nocleg zapewniały pasterskie budy, gdzie nie można było oczekiwać większych wygód niż spanie na słomie, często w jednej izbie z rodziną gospodarza. Wkrótce zaczęły się one przekształcać w schroniska, które znamy do tej pory: Samotnię, Strzechę Akademicką i inne. Na szczycie należało stanąć na tyle wcześnie, żeby móc podziwiać wschód Słońca, który stanowił największą atrakcję dla ówczesnych turystów. Z ostatniej „bazy” wyruszano więc jeszcze w nocy, z pochodniami, co dodawało wycieczce uroku i wywoływało dreszcz emocji. Za szczęśliwe dotarcie na miejsce dziękowali wędrowcy w skromnej, barokowej Kaplicy św. Wawrzyńca. Tam też wykładano księgi pamiątkowe. Do dobrego tonu należało pozostawić w nich ślad swojego pobytu na Śnieżce – wpisywano więc okolicznościowe wiersze, opisywano, a nawet rysowano widoki z wierzchołka. W latach 1824-1854 kaplica służyła za (bardzo jednak niewygodne) schronisko. Hrabiowie i książęta wyprawiali się w góry z całym dworem, łącznie z pokojówkami, kucharzem i osobistym kapelanem, którego modlitwy miały ochronić dostojnych podróżnych przed złymi mocami. Wierzono bowiem, że góry są ulubionym terenem działań diabłów i duchów. Szczególną sławą cieszył się Rubecal, zwany też Liczyrzepą, który uwielbiał sprowadzać turystów na manowce lub np. zsyłać na nich burzę z gradobiciem. Ci najznamienitsi wędrowcy nie zdobywali Śnieżki na własnych nogach, ani nawet konno. Specjalnie wynajęci tragarze wnosili ich na szczyt w lektykach. Po drodze zatrzymywano się na polowania lub żeby zbierać rzadkie rośliny. U celu podróży, prócz podziwiania wschodu Słońca, czekały też inne atrakcje, które dzisiaj wydają się nam wręcz barbarzyńskie: strzelanie na wiwat, strącanie kamieni w przepaść i trąbienie, by wywołać echo. Jeszcze bardziej zdziwi współczesnego miłośnika przyrody fakt, że na początku XIX wieku na zboczach Śnieżki działała kopalnia rudy ołowiu i miedzi. Stoki góry dostarczały też masowo specyficznej „pamiątki z Karkonoszy”: niektóre kamienie porastał glon o łacińskiej nazwie Trentepholia, który po potarciu pachniał fiołkami. „Fiołkowe kamienie” były chętnie zbierane przez turystów i miejscowych. Ci ostatni pakowali go w wyściełane mchem pudełeczka i sprzedawali przyjezdnym. W rezultacie na początku ubiegłego wieku ten rzadki glon zniknął z masywu Śnieżki.
Mało kto wie, że na Śnieżkę można z Karpacza wejść praktycznie nie podchodząc pod górę! Wystarczy wjechać wyciągiem krzesełkowym na Kopę, potem przejść na czeską stronę przez Lučni Boudę do miejscowości Pec pod Snežkou, gdzie jest wyciąg krzesełkowy na sam szczyt. Ola Zaród - NaszeMiasto.pl
Wycieczka Jelenia Góra – Borowice Kilkugodzinna
wycieczka rzadko uczęszczanym szlakiem z Jeleniej Góry.
0
km/0 godz Jelenia Góra. Dworzec PKP
2 km/30 min. Czarne. Dwór Czarne. Dawna wieś, obecnie część Jeleniej Góry. Najciekawszym zabytkiem jest renesansowy zamek wzniesioy przez Christopha von Schaffgotscha w połowie XVI wieku. Budowla, zwana obecnie dworem była kilka razy remontowana i przebudowywana. Dwór otacza sucha fosa i resztki parku. 5 km/1,5 godz. Witosza (484 m.)
Staniszów i Witosza – opis
7 km/1,5 godz. Staniszów
9 km/2 1/4 godz. Grodna (504 m.)
10 km/2,5 godz. Sosnówka
11 km/3 godz. Dobre Źródło
12 km/3,5 godz Borowice tz - NaszeMiasto.pl Śnieżka to najwyższy szczyt Karkonoszy, a także całego Dolnego Śląska. Podobno przy doskonałej widoczności ze szczytu widać Wrocław. Pewnie to prawda, bo z Wrocławia Śnieżka jest widoczna... Nie ma chyba słowa przesady w twierdzeniu, że karkonoska Śnieżka należy do największych osobliwości polskiego krajobrazu i jest w nim jednym z ciekawszych fenomenów. O jej swoistej "wyjątkowości" zaświadcza już sucha wstępna informacja przewodnikowa, iż jest ona najwyższym szczytem Karkonoszy (1602 m) i całych Sudetów, że nad wysokość Równi i Czarnego Grzbietu wznosi się o 200 metrów, zaś nad Kocioł Łomniczki 500 m, gdy nad Karpaczem ("Biały Jar") wyniesiona jest o niemal metrów tysiąc, że "w pasie równoleżnikowym 50-51° jest Śnieżka najwyższym wzniesieniem od Ałtaju w Azji po Góry Skaliste w Kanadzie, w pasie zaś 16 południka najwyższa kulminacja od Schneebergu (2075 m) w Styryjskich Alpach po Sulitjelmę w Szwecji (1914 m)". Ciekawa jest jej budowa geologiczna, jej surowy, odpowiadający temperaturą podbiegunowemu, klimat charakteryzuje znaczna ilość opadów i znaczna ilość dni z opadami śniegu, sięgająca jednej trzeciej całego roku. Jest przy tym Śnieżka jednym z najbardziej wietrznych miejsc w całej Europie i zdarza się, że wiatry o szybkości do 40 m/sek. dują tu przez kilka dni, zaś ich największa szybkość na szczycie osiąga 60 m/sek. Dodajmy do tego, że średnia ilość dni pochmurnych wynosi na Śnieżce ok. 190, dni zaś mglistych rocznie przypada niemal trzysta (ponoć w rekordowym roku 1941 było na śnieżce 226 dni mglistych, wszystkie dane za: T. Steć, "Sudety Zachodnie", cz. l, Warszawa 1965). Mimo stad licznie wynikających utrudnień i niedogodności, jest Śnieżka szczytem łatwo dostępnym, zwłaszcza obecnie, gdy podejście na górę skrócić sobie można znacznie korzystając z wyciągów krzesełkowych z obu jej stron. Wierzchołek Śnieżki jest dosyć masywną piramida o trzech bokach. a jednak mimo tej niewątpliwej masywności jest to góra osobliwie piękna, o bardzo harmonijnej i pełnej jakiejś płynnej lekkości architektonice. W krajobrazie Karkonoszy widzianych od strony północno-wschodniej jest Śnieżka najsilniejszym, najmocniej wyróżniającym się akcentem, jakby mimowiednie ściągającym wzrok - jakby obdarzonym jakąś magnetyczną siłą. A w taki sposób Śnieżka na ludzi działała zawsze - ilekroć się do tych gór zbliżali, tylekroć wzrok biegł w jej stronę, ilekroć zaś się od gór oddalali, tylekroć odwracali głowy, chcąc Jeszcze przedłużyć chwilę widzenia. Gdy w roku 1784 Stanisław Poniatowski jechał do Hirschbergu, zwrócił uwagę, że z gór tych zwanych Riesengebirge widać po drodze "najwyższą, zwaną Schneekoppe, z której powiadają, że Wrocław i Pragę widno", kiedy zaś Izabela Czartoryska w r. 1816 od gór odjeżdżała, zapisała: "serca mieliśmy ściśnięte, a oczy jak długo się dało utkwione w Śnieżkę"... Opis szczytu Śnieżka jest najlepiej widoczną górą w całej okolicy (pod warunkiem, że nie jest we mgle). Na szczycie znajdują się charakterystyczne "latające talerze", czyli obserwatorium meteorologiczne (można zwiedzać, kosztuje to jakąś złotówkę), restauracja i hotel. Oprócz tego na szczycie, który jest całkiem płaski i zajmuje sporą powierzchnię jest Kaplica Św. Wawrzyńca (darmowe noclegi w razie potrzeby w przedsionku), czeskie schronisko, które w zasadzie nie funkcjonuje, czeski kiosk pocztowy (można kupić pocztówki, dużo większy wybór niż po polskiej stronie) i górna stacja czeskiego wyciągu. Wycieczki na Śnieżkę z Karpacza Biały Jar, doliną Łomniczki - szlak czerwony, ok. 3 godz. z Karpacza Biały Jar, przez Karpacz Górny (Bierutowice), schr. Samotnia, Równię pod Śnieżką - szlak niebieski+czerowny - ok. 4 godz. Opis z Karpacza Biały Jar, wyciągiem na Kopę - 10 min. (do wyciągu) + 20 min. wyciągiem + ok. 45 min. (od górnej stacji wyciągu) - szlak czarny + czerwony z Karpacza Biały Jar, Śląska Drogą, Kopę - szlak żółty, czarny, czerwony - ok. 4 godz. z Kowar, przez Przełęcz Okraj - szlak zielony, żółty, czerwony - ok. 5 godz. z Peca pod Snezkou (Czechy) - wyciągiem krzesełkowym na sam szczyt (wykorzystano fragment książeczki Jacka Kolbuszewskiego "Z dziejów Śnieżki w Karkonoszach", Wyd. "Kraj" 1990) Wycieczka z Karpacza na Śnieżkę Wycieczka
na Śnieżkę, najwyższy szczyt Karkonoszy.
0 km/0 godz Karpacz. Dworzec PKP
1 km/10 min. Karpacz. Muzeum Turystyki
4 km/40 min. Karpacz Górny. Muzeum zabawek Jedno z dwóch w Polsce muzeów zabawek (drugie jest w Kielcach). Znajdują się tu eksponaty podarowane przez Henryka Tomaszewskiego, twórcę wrocławskiego Teatru Pantomimy, zbiory zabawek. Bardzo ciekawa ekspozycja, zainteresuje nie tylko dzieci (a może nawet głównie nie-dzieci). Nam najbardziej podobały się zabawki liturgiczne. 5 km/1 godz. Karpacz Górny - Kościół Wang Gotycki drewniany kościółek, przywieziony 150 lat temu z miejscowości Vang w Norwegii. Jeden z najciekawszych zabytków w okolicy.
7 km/1,5 godz. Polana Bronka Czecha Punkt wyjścia na Pielgrzymy i Słonecznik - bardzo intersujące skałki. W tym miejscu było jeszcze 30 lat temu schronisko turystyczne, ale się spaliło.
9 km/2 1/4 godz. Schronisko Samotnia Jedno z najpiękniejszych schronisk w polskich górach, a na pewno w Sudetach. 10 km/2,5 godz. Schronisko "Strzecha Akademicka" 11 km/3 godz. Równia pod Śnieżką 12 km/3,5 godz Schronisko pod Śnieżką W zasadzie bufet, bo noclegów nie udzielają. Widok na Śnieżkę imponujący. Zaczyna bardziej wiać... Nie chce się wierzyć, że za pół godziny będziemy na szczycie. A nawet wcześniej, przy odrobinie lepszej kondycji od przeciętnej. 13 km/4 godz. Śnieżka tz - NaszeMiasto.pl Wędrując po Karkonoszach, często spotykamy tajemnicze granitowe słupki. Niektóre z nich jeszcze stoją, inne przewrócone, porastają mchem i trawą. Czasem można na nich dostrzec niewyraźne ślady liter i znaków. Są to dziewiętnastowieczne drogowskazy ustawione na skrzyżowaniach szlaków przez powstałe w 1880 roku niemieckie towarzystwo turystyczne Riesengebirgeverein (RGV). Zajmowało się ono udostępnianiem górskich ścieżek – wyznaczało szlaki, zabezpieczało je barierkami i poręczami, Towarzystwu zawdzięczamy też punkty widokowe w najciekawszych miejscach Karkonoszy i obecne Muzeum Okręgowe w Jeleniej Górze. Karkonoskie spory o miedzę i co z tego wynikło
Kto i kiedy pierwszy zdobył Śnieżkę? W latach 1563-1566 udawały się w Karkonosze młodzieżowe grupy pod kierownictwem rektora szkoły w Jeleniej Górze, Krzysztofa Schillinga. Ich eskapady odbywały się pod koniec czerwca, trwały kilka dni, połączone były z noclegami pod gołym niebem przy ogniskach, z zabawami i śpiewem. Z zachowanych pamiętników wiemy, że zdobywano Śnieżkę i odwiedzano źródła Łaby, gdzie uczniowie przeskakiwali przez rzekę, by chwalić się potem swymi osiągnięciami np. w Dreźnie i Hamburgu. Są to pierwsze znane wejścia turystyczne na Śnieżkę. Skoro Schilling prowadził je sam, to znaczy, że musiał wcześniej te góry poznać. Niestety, o wcześniejszych wyprawach nic nie wiemy. Przyczyn fenomenu Śnieżki jako kolebki europejskiej turystyki górskiej szukać trzeba trochę później, w XVII w. i to jeszcze nie w masowych peregrynacjach, ale w sporach granicznych. Pięknie opisał je zmarły w roku 1993 przewodnik przewodników sudeckich Tadeusz Steć w swojej monografii krajoznawczej Karkonosze. Dopóki wysoko w górach nie odkryto bogactw naturalnych, dokładne wytyczanie granic nie było tam nikomu potrzebne. Nie było też łatwe, więc tego nie robiono. Kiedy jednak zaczęto eksploatować tutejsze skarby ziemi, każdy z feudałów zapragnął mieć jak najwięcej dla siebie, a to musiało doprowadzić do konfliktów granicznych. Największy spór trwał ponad 150 lat, a dotyczył przebiegu granicy między Śląskiem a Czechami. Bezpośrednią jego przyczyną było odkrycie rud żelaza i miedzi w rejonie Sedmidoli. Właściciele północnej strony Karkonoszy – rodzina Schaffgotschów – zapragnęli je mieć dla siebie i zaczęli twierdzić, że granica powinna przebiegać od Śnieżki przez Studničną horę,Kozi hřbety, Łabę, Kotel, Plešivec aż do miejsca, gdzie Mumlava wpada do Izery. Strona czeska (do wojny trzydziestoletniej liczył się tu tylko Albrecht Waldstein, znany też jako Wallenstein) twierdziła, że przebieg granicy powinien odpowiadać głównemu wododziałowi, tak jak dziś. Ponieważ chodziło tu o granicę między dwiema samodzielnymi prowincjami monarchii habsburskiej, sprawa stanęła wreszcie przed najwyższym cesarskim trybunałem w Pradze w 1577 r. Żadna ze stron nie miała przekonujących dowodów na poparcie swych twierdzeń, ale ustąpić też żadna nie chciała. Adwokatom dobrze płacono, ci nie robili nic, mijały więc lata, a sprawa stała w miejscu. Wojna trzydziestoletnia skomplikowała spór, ponieważ po jej zakończeniu pojawiły się już nie dwie procesujące się rodziny, ale cztery. Po północnej stronie gór do Schaffgotschów dołączyli Czerninowie (nowi właściciele Kowar), po stronie południowej byli to hrabiowie: Morzin (pałac we Vrchlabi) oraz Harrach (pałac w Jilemnicach). Ponieważ nie było widoków na załatwienie sprawy normalnym trybem, zastosowano metodę faktów dokonanych. Pierwszy ruch wykonała strona śląska – rozpoczęła budowę kaplicy na Śnieżce. Krzysztof Schaffgotsch 28 IV 1653 r. wysłał cieślę z pomocnikami, by w rejonie obecnej „Strzechy Akademickiej” rozpoczęli ścinkę potrzebnego drzewa. Powalono już 120 drzew, gdy od hrabiego Czernina przybyło 8 osób i zabroniło dalszej pracy, ponieważ, zdaniem ich pana, Złotówka i Śnieżka leżały na terytorium kowarskim. Zdarzenie to dało początek nowemu procesowi, który trwał prawie 12 lat i zakończył się w 1664 r. przyznaniem spornego terenu Schaffgotschom. Od 1665 r. rozpoczyna się więc właściwa budowa, przy której miało pracować do 60 ludzi. Gwałtowne wiatry utrudniały zadanie, a mieszkańcy okolicznych bud pasterskich mówili, że to Duch Gór nie chce dopuścić do postawienia kaplicy. Na szczycie należało usunąć warstwę rumowiska o grubości do 14 stóp (4,5 m), by na litej skale położyć fundament. Przy okazji zniszczono zapewne wszystko, co około 200 lat później mogłoby stanowić przedmiot badań dla archeologów. Nie dowiemy się zatem, czy góra ta była miejscem jakiegoś kultu religijnego wcześniej, choć jest to prawdopodobne. Kaplica na szczycie miała zapewne zmienić przestrzeń demoniczną na świętą i symbolizowała tryumf Boga nad siłami zła. Jak długo trwała budowa kaplicy na Śnieżce – nie wiemy dokładnie. Już pierwszy polski opis wycieczki w Karkonosze Teodora Bilewicza z 1677 r. wspomina o stojącej tam kaplicy (może tylko w stanie surowym?). Poświęcił ją 10 VIII 1681 r. opat cysterski z Krzeszowa, Bernard Rosa, w asyście 10 duchownych i ponad 100 zgromadzonych wiernych. Strona czeska poczuła się obrażona i podburzyła czeskiego biskupa z Hradca Kralove (nowa diecezja, wyodrębniona w tym czasie z Pragi), który najpierw uroczyście zaprotestował na piśmie, a 19 X 1684 r. w obecności licznie spędzonych poddanych poświęcił źródła Łaby i odprawił egzorcyzmy przeciw pogańskiemu demonowi, przeciw czemu wystąpił z kolei w swoim liście biskup wrocławski. Źródła Łaby są potwierdzonym miejscem kultu pogańskiego – aż do lat dwudziestych XIX w. pod koniec czerwca ludność nadłabskich wiosek i miast wędrowała do źródeł rzeki i składała ofiarę z czarnych kogutów. To tu narodziła się legenda karkonoskiego Ducha Gór. Dziś miejsce to jest umowne – obszarem źródliskowym jest przecież cała Labska Louka, torfowisko poza barierkami i szlakiem, ale tu można wrzucić pieniążek do studzienki i spojrzeć na herby miast, przez które rzeka ta przepływa. Zachował się list czeskiego biskupa do hr. Morzina, z którego wynika, że duszpasterz nie dopatrywał się podtekstu politycznego i całą uroczystość u źródeł Łaby w roku 1684 traktował serio: z całą powagą opisuje on wszystkie przeciwności, jakich ze strony złego ducha doznał, np. wskutek silnego podmuchu zawalił się namiot, w którym przebierał się w szaty liturgiczne, a na końcu spadł z drzwi, na których (z braku fotela-lektyki) znosili go poddani. Po czeskich egzorcyzmach rozpoczyna się istna licytacja w aktach pobożności po obu stronach Karkonoszy: na Śnieżce odprawia się msze święte 5 razy w roku, czescy panowie organizują festyny w rocznice wyświęcenia źródeł. Ostatecznie konflikt kończy śmierć dwóch najzagorzalszych przeciwników; ich następcy dochodzą w 1710 r. do ugody. Granica uzyskuje obecny przebieg, choć w rejonie Jakuszyc korygowano ją jeszcze parokrotnie – ostatnio w roku 1958. Pozostaje tradycja odprawiania mszy na Śnieżce 3 razy w roku, przy czym raz celebruje ją czeski duchowny. Okazuje się bowiem, że od początku uczestniczy w tych nabożeństwach ludność kilku czeskich miejscowości, zwłaszcza Horni Malej Upy, która aż do roku 1779 nie miała własnej świątyni. Na Śnieżkę ciągną zatem tłumy wiernych, np. 30 VI 1711 r. miało być obecnych 800 osób, a 2 VII 1713 r. odprawiający mszę cysters zapisał, że do sakramentów przystąpiło 350 osób! Należy podziwiać uczestników tych ceremonii. Wyprawa na Śnieżkę trwała wówczas aż 2-3 dni z noclegami w pasterskich budach. Ta masowość staje się z czasem groźna dla nastrojów religijnych: buda Hampla na Złotówce i domek nad Małym Stawem (dziś „Strzecha Akademicka” i „Samotnia” – zob. „Sudety” nr 8/2004 ss.18-19 oraz nr 9/2004 ss. 18-20) nie mieszczą wszystkich chętnych. Nocuje się w stogach siana i kosodrzewinie, a nabożeństwa stają się tylko pretekstem do wesołych wycieczek. Bliskość uzdrowiska Cieplice sprawia, że staje się to modne, jest coraz ważniejszym elementem tutejszej subkultury, wyprawą, którą koniecznie należy odbyć. To jest główną przyczyną fenomenu Karkonoszy – tu masowa turystyka rozwinęła się o 100-120 lat wcześniej niż gdziekolwiek indziej w świecie. Czy można również mówić o początkach polskiej turystyki górskiej – o tym za miesiąc. Tekst i zdjęcia Witold Papierniak
Tu miała miejsce największa tragedia górska w Polsce, choć nachylenie jego zboczy wynosi średnio 35°, maksymalnie 44°, a uważa się, że lawiny mogą schodzić dopiero powyżej 45°. Jednak wiatry wiejące od płd. zach. potrafią na płn. krawędzie wierzchowiny Karkonoszy nawiać znaczne ilości dodatkowego śniegu. Przed 1945 miał tu miejsce bodaj tylko jeden wypadek śmiertelny w lawinie, w 1928. Po nim wytyczono drogę nieco wyżej, po prawym (orograficznie) zboczu doliny. Niestety polscy znakarze wytyczyli szlak starą drogą, dnem doliny, aż do środka Jaru. Dopiero po tragicznej lawinie 20 III 1968 nastąpiła zmiana, ale i tak ta nowa droga nie znajduje się poza zasięgiem lawin. Oto jak doszło do katastrofy: 17 III grubość śniegu wynosiła 130-140 cm. Od 13 III bez przerwy wiało z płd. zach. z prędkością ok. 25 m/s. Przy niewielkiej widoczności i zamieci niebezpieczeństwo lawin było ogromne. 17 III zeszła pierwsza lawina, porwała 7 osób, ale uratowano wszystkie. Tymczasem u podnóża gór panowała ładna, słoneczna pogoda, zachęcająca do wycieczek. 20 III z Międzynarodowego Ośrodka BTZM Poznanianka wyrusza grupa polsko-radziecka, pod kierunkiem nie przewodnika, ale pilota wycieczek zagranicznych z Warszawy - 15 osób. Dołączyło doń jeszcze 9 Niemców i razem doszli do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego na Kopę. Ponieważ na górze prędkość wiatru przekraczała 20 m/s, wyciąg był nieczynny. Strażnik narciarski (był taki człowiek na etacie, do czasu uruchomienia świetlnej informacji o szybkości wiatru, temperaturze i śniegu na Kopie) poinformował ich o zagrożeniu lawinowym i odradził dalszej wycieczki, ale nie potraktowano go poważnie. Wszyscy wyruszyli czarnym szlakiem do góry. Po dojściu do górnej granicy lasu część osób chciała zawrócić, gdyż wiał tam już bardzo silny wiatr. Polski pilot zebrał wszystkich i oświadczył (wg odratowanego W. Fadiejewa), że pójdą dalej skrótem do pobliskiego (paręset metrów) schr. pod Śnieżką (?!?). Może to oznaczać, że człowiek ten słabo znał góry, bo chodziło mu przecież o Strzechę Akademicką. W Białym Jarze ok. godz. 11.00 runęła na nich ogromna lawina: 15 tys. m3 mokrego śniegu o wadze 70 tys. ton. Czoło lawiny miało wysokość 15 m, a długość lawiny wynosiła 740 m. Ogrom tej lawiny przeraził wszystkich, bo coś podobnego nie powtórzyło się do dziś, a była to lawina deskowa, tzn. zeszła tylko część śniegu! Akcja ratunkowa (GOPR, Horska Služba, WOP, podchorążowie ze szkoły w Jeleniej Górze, inni ochotnicy) odbywała się w ciągłym zagrożeniu. Grupa Sudecka GOPR nie była przygotowana teoretycznie i sprzętowo do akcji na tak ogromną skalę, ale ratownicy pracowali bardzo ofiarnie. Spośród 24 osób uratowano tylko 5, pozostałych 19 zginęło. W miejscu tragedii stanął murowany pomnik, ale następnej zimy zniszczyła go kolejna lawina. Dziś w tym miejscu leży ku pamięci część kamieni z tego pomnika, zaś wykonana z brązu tablica, pęknięta i ze śladami uszkodzeń jest w muzeum KPN w Sobieszowie. Dużą fotografię tej lawiny można obejrzeć w muzeum w Karpaczu. Ta wycieczka radzieckich turystów miała już wcześniej we Wrocławiu pecha, III 1968 to okres zamieszek studenckich. We Wrocławiu miała zarezerwowany obiad przy pl. Kościuszki w restauracji KDM (dziś Friday's). Ludzie ci szli tam piechotą, a po drugiej stronie placu grupowali się właśnie milicjanci. Polski opiekun tej wycieczki zarządził, aby wszyscy przebiegli ten ostatni odcinek szybciej. Niestety, milicjanci widząc uciekającą grupę młodych ludzi (wśród Rosjan przeważali nauczyciele w wieku ok. 30 lat), rzucili się za nimi w pogoń, a portier restauracji, widząc co się święci, zamknął drzwi na zamek. Uczestnicy wycieczki zostali pobici przez polską milicję, potem była z tego tytułu afera. Ostatecznie postanowiono zrekompensować jakoś Rosjanom pobyt w Polsce i wysłano ich w Karkonosze, choć gór w ich programie początkowo nie było. Zapomniano tylko o zapewnieniu dla nich przewodnika.. Dziś by ocenić zagrożenie lawinowe, można polegać na tablicach ostrzegawczych, stawianych przez GOPR. Można też, przejeżdżając przez Karpacz między przystankiem PKS Biały Jar a Karpaczem Górnym, popatrzeć (o ile Karkonosze będą dobrze widoczne) na Biały Jar, czy jest on cały biały, czy też widać na jego zboczach ciemne punkty lub na wierzchowinie karkonoskiej ciemniejszą linię - wystającą spod śniegu kosodrzewinę. Jeżeli tak, to śniegu jest już mało i jest on związany dobrze z podłożem, a więc lawina już nie grozi. Tekst ze strony http://www.sudety.net.pl/Historia_turystyki_w_Sudetach.htmlGóry warto
odwiedzać nie tylko latem, każda pora roku jest tu wyjątkowa.
Gdyby jednak trzeba było polecić taki okres roku, kiedy wybrać się
tu szczególnie warto, byłaby nim z pewnością jesień. Choć
jest już dużo chłodniej, dni są znacznie krótsze, a i
pogoda nie zawsze dopisuje, wędrówki po górach mogą
dostarczyć niepowtarzalnych przeżyć estetycznych. Mniej więcej od
początku października aż do opadnięcia liści na początku
listopada drzewa zabarwiają się złoto-rudymi kolorami w
najróżniejszych odcieniach. A gdy jeszcze zaświeci słońce,
wszystkie te bajeczne barwy ożywają. Każdy, kto choć raz był w
górach jesienią, wie, że wrażenia z takiej wycieczki są w
stanie wynagrodzić wszelkie trudy i zachęcają do powrotu w
góry. W
całości jest ono porośnięte jednym z najlepiej zachowanych w
Karkonoszach pierwotnym drzewostanem regla dolnego, w którym
dominują buki z domieszką sosny, jodły, świerka, lipy, jawora i
grabu. To właśnie ze względów przyrodniczych cała góra
objęta została ochroną w rezerwacie ścisłym (enklawa
Karkonoskiego Parku Narodowego). Walory przyrodnicze w połączeniu z
krajobrazowymi (skałki, jaskinie, urwiska skalne i głazowiska) oraz
historycznymi (ruiny zamku) sprawiają, że jest to bardzo atrakcyjny
zakątek Karkonoszy, od wieków tłumnie odwiedzany przez
turystów. Jesienią jest ich tu znacznie mniej niż latem,
mimo że właśnie o tej porze zdecydowanie jest najpiękniej. Żeby
docenić walory zamku, warto zejść na dno Piekielnej Doliny, skąd
jego ruiny prezentują się szczególnie malowniczo, wieńcząc
ozdobione w całości jesiennymi barwami skaliste wzgórze. |